Liguria po raz pierwszy

06:13



“Dal porto di Vernazza le luci erano
a tratti scancellate
dal crescere dell’onde invisibili al
fondo della notte”
Tak pisał Eugenio Montale o jednej z pięciu miejscowości Cinque Terre w Ligurii. Na zdjęciu o nieco spełzłych kolorach stoję, jeszcze bardzo nieśmiała przed obiektywem obcej osoby, która trzyma mój pierwszy, własny aparat. co ja mówię, aparacik, bawidełko, stupid camera, jaką z dumą nabyłam podczas mojego stypendium w Ligurii właśnie. Lata świetlne temu. Ubrana w trampeczki ze "szczęk" pod Pałacem Kultury i Nauki w kolorze żółtym - na szyi - "biżuteria" z lakierowanych nasionek, bodaj nasturcji. Taki domowy hand-made. Na ramieniu dzielnie dźwigam, ciężką jak pierun torbę ze Składnicy Harcerskiej. Zbyt szerokie szorty trzyma pasek z włoskiego mercatino "da pochi soldi". Nie stać mnie na wiele - właśnie kupiłam podręczniki na kursy, w tym tomiszcze Montalego.
 Z tyłu mam mini-marinę, bo w Cinque Terre wszystko jest lilipucie, jak same "ziemie", skrawki lądu wydarte zazdrosnemu morzu przez tutejszych rybaków, aby na nich wznieść kolorowe jak odcienie słońca o różnych porach dnia, domeczki. Długo nie byłam w mojej Ligurii, niegdyś tak intensywnie zwiedzanej: tropami Konopnickiej, która w Nervi ma tablicę na nadmorskim deptaku, Żeromskiego, za to, że wysłał do Ligurii bohaterów "Dziejów grzechu", Byrona, upamiętnionego w Portovenere grotą dedykowaną "the immortal poet who as a daring swimmer defied the waves of the sea from Portovenere to Lerici" i Shelleya. Ten ostatni, pływak z kolei fatalny, zginął podczas sztormu na pokładzie szkunera z Pizy do Lerici. Już niedługo znów tam wrócę. Do mojej Ligurii.




Zobacz również:

0 komentarze