Od jutra czyli 1 lutego br., na wszystkich lotach Ryanair zostają
wprowadzone numerowane miejsca, pozwalając pasażerom dokonać wyboru
preferowanego miejsca z wyprzedzeniem. Może to nastąpić podczas rezerwacji lotu
lub odprawy online. Do wyboru mają: Miejsca Premium – rzędy 1-5, 16-17 oraz 32-33 – dają pasażerom pierwszeństwo wejścia na pokład, dodatkowe
miejsca na nogi i / lub szybsze wyjście z samolotu za opłatą tylko 10 euro / 10
funtów (tyle, ile wynosi obecnie opłata za zarezerwowane miejsca) albo Miejsca zwykłe - rzędy 6-15 i
18-31. W tym wypadku pasażerowie mogą wstępnie wybrać miejsce przy
oknie lub przejściu lub upewnić się, że będą siedzieć razem, płacąc 5 euro lub 5 funtów ( usługę pierwszeństwa wejścia na
pokład można dokupić za dodatkową opłatą w wysokości 2 euro lub 2 funty). Podróżujący Ryanair, którzy nie
chcą wybrać miejsca, mogą odprawić się w terminie od 7 dni do 2 godzin przed
wylotem i będą im przydzielone miejsca
bez żadnych kosztów. (Darmowe numerowane miejsca nie będą dostępne na 7 dni
przed każdym odlotem). Pasażerowie, którzy już wykupili pierwszeństwo wejścia
na pokład na loty po 1 lutego mogą wybrać standardowe miejsce bezpłatnie
podczas odprawy online. Warto dodać, że już za dwa miesiące Ryanair zadebiutuje połączeniami krajowymi na trasach Warszawa - Wrocław i Warszawa-Gdańsk. Do końca maja br. obowiązywać ma na te trasy promocja - bilety od 39 zł. (Źródło: Ryanair)
-Ihha, Ihha – z głębokiego snu budzi mnie
ryk osła. Zupełnie jakby biedne zwierzę ktoś odzierał ze skóry. Otwieram oczy,
ale wokół panują ciemności egipskie. Fakt, uświadamiam sobie, przecież jestem w
kraju faraonów! Po omacku, obijając się boleśnie o nieznane mi sprzęty po
drodze, docieram do okna i odsuwam zasłonę. Zalewa mnie fala światła tak
intensywnego, że mrużę oczy, a potem otwieram je szeroko – przede mną rozciąga
się Nil. Wychodzę na balkon i obserwuję, jak rzeka oblewa wyspę Elefantynę, na
której stoi mój hotel. Od strony piaszczystych wzgórz jest granatowo-stalowo-rudawa, a z
przeciwnej, od Asuanu – bardziej błękitna.
W tym błękicie odbijają się, przycumowane czwórkami do miejskiego nabrzeża pływające hotele. Stoją w większości puste, bo turyści, dodatkowo zniechęceni ostatnimi wypadkami w Kairze, niechętnie przyjeżdżają do Egiptu.
Dostrzegam jednak ruch na Nilu – to taksówka wodna odbija od przeciwnego brzegu i zmierza ku hotelowej przystani. Taką taksówką, podłużną łodzią pod daszkiem, z miękkimi siedzeniami wyściełanymi barwnym welurkiem, przypłynęłam poprzedniej nocy i ja. W poprzek rzeki sunie faluka, pchana wiatrem, który dmucha w wyginający się na nim jak balon, biały żagiel.
Marzy mi się rejs tą typową dla Nilu łodzią, albo taką większą, która zabiera już cały "garnizon" turystów, ale nie mam czasu.
Przyjechałam tu przede wszystkim służbowo. Tymczasem przypominam sobie osła i zaczynam go szukać z niepokojem, aby znaleźć, spokojnie pasące się zwierzę na linii „strzału” mojego obiektywu.
Jest w wyraźnej ekstazie, bo dorwało się do soczystej, zielonej trawy, której kępki wystają z ziemi przy granicy z hotelowym ogrodem. Wyrosły zapewne dzięki wodzie ze spryskiwaczy, jakie pracują non-stop w „resorcie” – inaczej pod palącym, nawet grudniowym, a więc zimowym słońcem nic by się nie uchowało. Sam ogród natomiast tonie w kwiatach, których nazw naturalnie nie znam, zaś rabatki i wypielęgnowane, żwirowe alejki ocieniają korony palm. Tak tu „nienormalnie” czysto i „sielsko-anielsko”, bo wystarczy tylko opuścić hotelowy teren, aby natknąć się na góry śmieci, gruzów, wszelkiego rodzaju odpadów.
I biedy. Połowa Egipcjan żyje dziś na granicy ubóstwa albo wręcz i poza nią.
W tym błękicie odbijają się, przycumowane czwórkami do miejskiego nabrzeża pływające hotele. Stoją w większości puste, bo turyści, dodatkowo zniechęceni ostatnimi wypadkami w Kairze, niechętnie przyjeżdżają do Egiptu.
Dostrzegam jednak ruch na Nilu – to taksówka wodna odbija od przeciwnego brzegu i zmierza ku hotelowej przystani. Taką taksówką, podłużną łodzią pod daszkiem, z miękkimi siedzeniami wyściełanymi barwnym welurkiem, przypłynęłam poprzedniej nocy i ja. W poprzek rzeki sunie faluka, pchana wiatrem, który dmucha w wyginający się na nim jak balon, biały żagiel.
Marzy mi się rejs tą typową dla Nilu łodzią, albo taką większą, która zabiera już cały "garnizon" turystów, ale nie mam czasu.
Przyjechałam tu przede wszystkim służbowo. Tymczasem przypominam sobie osła i zaczynam go szukać z niepokojem, aby znaleźć, spokojnie pasące się zwierzę na linii „strzału” mojego obiektywu.
Jest w wyraźnej ekstazie, bo dorwało się do soczystej, zielonej trawy, której kępki wystają z ziemi przy granicy z hotelowym ogrodem. Wyrosły zapewne dzięki wodzie ze spryskiwaczy, jakie pracują non-stop w „resorcie” – inaczej pod palącym, nawet grudniowym, a więc zimowym słońcem nic by się nie uchowało. Sam ogród natomiast tonie w kwiatach, których nazw naturalnie nie znam, zaś rabatki i wypielęgnowane, żwirowe alejki ocieniają korony palm. Tak tu „nienormalnie” czysto i „sielsko-anielsko”, bo wystarczy tylko opuścić hotelowy teren, aby natknąć się na góry śmieci, gruzów, wszelkiego rodzaju odpadów.
I biedy. Połowa Egipcjan żyje dziś na granicy ubóstwa albo wręcz i poza nią.
Szusowanie w
Polsce i Czechach to wciąż koszt ok. 70 zł za km przejechanej nartostrady.
Jazda na nartach i snowboardzie w krajach alpejskich i na Słowacji
tymczasem staniała do 10 – 27 zł…
Travelplanet.pl po raz drugi sprawdził ile tak naprawdę kosztują prawdziwe narciarskie
wakacje w Karkonoszach i Tatrach w porównaniu do Dolomitów i Alp.Travelplanet.pl,
polski multiagent turystyczny po raz drugi przeanalizował wydatki na
narciarskie wakacje pod kątem opłacalności wyjazdu w takie a nie inne miejsce
na narty. Do porównania wzięliśmy największe ośrodki w danych krajach. Z
wyszukiwarki www.travelplanet.pl wzięliśmy najtańsze oferty pobytu w
hotelu 3* z wyżywieniem HB (śniadania i obiadokolacje) w dniach 8 – 15 lutego,
kierując się jednak zasadą, że obiekt nie może być oddalony od wyciągów więcej
niż 10 km.
W porównaniu do ubiegłorocznej analizy
(http://www.travelplanet.pl/inspiracje/ile-placi-narciarz-za-kilometr-nartostrady,68.html)
pod względem kosztu kilometra przejechanej nartostrady polskie i czeskie ośrodki
narciarskie wciąż pozostają daleko w tyle za szwajcarskimi i francuskimi, nie
mówiąc o włoskich i austriackich.
Jednak już na Słowacji koszt przejechanego km nartostrady znacznie przybliżył się do nich. Powód? Słowacy udostępnili karnet na kilka ośrodków w Wysokich Tatrach i Niskich (Tatrzańska Łomnica, Strbskie Pleso, Smokovec i Jasna) a to radykalnie poprawiło Narciarski Wskaźnik Opłacalności (NWO) aż o 41 proc. W ubiegłym roku wynosił on 46 zł/km, w tym sezonie – 27 zł/km. Co ciekawe, ogólny koszt pobytu wraz dojazdem (liczyliśmy dystans z centrum Polski, czyli Łodzi) i karnetem na Słowacji jest niewiele wyższy od polskich i czeskich ośrodków. W tych ostatnich na tygodniowe narciarskie wakacje pary dorosłych osób trzeba przeznaczyć w lutym ok. 3000 - 3300 zł. To mniej więcej tyle samo co w ubiegłym sezonie (3000 – 3500 zł). W wypadku Szczyrku koszt km przejechanej nartostrady nie drgnął – wynosi wciąż 71 zł. Za to w Szpindlerowym Młynie spadł z 80 zł do 66 zł. Powód? O blisko 10 proc. taniały tam pobyty a to w tym wypadku ok. 60 proc. ogólnych kosztów narciarskich wakacji. W największych i najsłynniejszych ośrodkach w Alpach i Dolomitach wciąż najdroższe jest szusowanie w Szwajcarii – to wciąż nieco ponad 20 zł/km, ale i w tym wypadku TWO poprawił się o ponad 10 proc. W tym wypadku mimo niewielkiego wzrostu cen skipassów wpływ na spadek kosztu przejechanego km nartostrady ma ostra przecena ofert hotelowych - w analizowanej miejscowości staniały o ponad 25 proc. Z powodu niższych cen paliwa staniał też nieco dojazd i powrót ze Szwajcarii. NWO poprawił się zdecydowanie w wypadku francuskich Trzech Dolin. W tym sezonie wynosi 13 zł/km a nie 37 zł/km. Ale wcale nie dlatego, że tak radykalnie jak w wypadku Szwajcarii spadł koszt zakwaterowania czy że przybyło tam nartostrad (600 km, jakie mają do dyspozycji narciarze i tak tworzy największy na świecie region narciarski w obrębie jednego kraju). Wskaźnik poprawił się ponieważ zlikwidowano tam karnety na poszczególne doliny. W ubiegłym sezonie można było kupić 6-dniowy skipass na jedną tylko dolinę (Meribel) za 212 euro. W tym sezonie 6-dniowy skipass obejmuje wszystkie doliny i kosztuje aż 277 euro. W tym wypadku jednak to pewnego rodzaju niedogodność dla narciarzy, którym wystarczy na tydzień kilkadziesiąt km nartostrad. Zawsze jednak znajdą oni ofertę w ośrodku, gdzie cena 6-dniowych karnetów oscyluje wokół 200 euro. W naszej analizie przyjęliśmy, że dobry narciarz może przejechać maksymalnie 300 km nartostrad w tydzień, stąd NWO wynosi w wypadku 3 Dolin 13 zł/km. Gdybyśmy uwzględnili wszystkie nartostrady w tym ośrodku, spadłby on do 6,50 zł/km. Z takich samych powodów przyjęliśmy, że NWO w wypadku Val Gardeny czołowej włoskiej stacji narciarskiej byłby czysto teoretyczny, gdyby uwzględnić aż 1200 km tras dostępnych w ramach obszaru Dolomiti Superski. Wyniósłby on zaledwie 2,30 zł/km. W naszej analizie przyjęliśmy dwa warianty – nieco tańszy karnet i 175 km tras w dwóch masywach oraz nieco droższy i możliwość przejechania 300 km w tydzień.
Jednak już na Słowacji koszt przejechanego km nartostrady znacznie przybliżył się do nich. Powód? Słowacy udostępnili karnet na kilka ośrodków w Wysokich Tatrach i Niskich (Tatrzańska Łomnica, Strbskie Pleso, Smokovec i Jasna) a to radykalnie poprawiło Narciarski Wskaźnik Opłacalności (NWO) aż o 41 proc. W ubiegłym roku wynosił on 46 zł/km, w tym sezonie – 27 zł/km. Co ciekawe, ogólny koszt pobytu wraz dojazdem (liczyliśmy dystans z centrum Polski, czyli Łodzi) i karnetem na Słowacji jest niewiele wyższy od polskich i czeskich ośrodków. W tych ostatnich na tygodniowe narciarskie wakacje pary dorosłych osób trzeba przeznaczyć w lutym ok. 3000 - 3300 zł. To mniej więcej tyle samo co w ubiegłym sezonie (3000 – 3500 zł). W wypadku Szczyrku koszt km przejechanej nartostrady nie drgnął – wynosi wciąż 71 zł. Za to w Szpindlerowym Młynie spadł z 80 zł do 66 zł. Powód? O blisko 10 proc. taniały tam pobyty a to w tym wypadku ok. 60 proc. ogólnych kosztów narciarskich wakacji. W największych i najsłynniejszych ośrodkach w Alpach i Dolomitach wciąż najdroższe jest szusowanie w Szwajcarii – to wciąż nieco ponad 20 zł/km, ale i w tym wypadku TWO poprawił się o ponad 10 proc. W tym wypadku mimo niewielkiego wzrostu cen skipassów wpływ na spadek kosztu przejechanego km nartostrady ma ostra przecena ofert hotelowych - w analizowanej miejscowości staniały o ponad 25 proc. Z powodu niższych cen paliwa staniał też nieco dojazd i powrót ze Szwajcarii. NWO poprawił się zdecydowanie w wypadku francuskich Trzech Dolin. W tym sezonie wynosi 13 zł/km a nie 37 zł/km. Ale wcale nie dlatego, że tak radykalnie jak w wypadku Szwajcarii spadł koszt zakwaterowania czy że przybyło tam nartostrad (600 km, jakie mają do dyspozycji narciarze i tak tworzy największy na świecie region narciarski w obrębie jednego kraju). Wskaźnik poprawił się ponieważ zlikwidowano tam karnety na poszczególne doliny. W ubiegłym sezonie można było kupić 6-dniowy skipass na jedną tylko dolinę (Meribel) za 212 euro. W tym sezonie 6-dniowy skipass obejmuje wszystkie doliny i kosztuje aż 277 euro. W tym wypadku jednak to pewnego rodzaju niedogodność dla narciarzy, którym wystarczy na tydzień kilkadziesiąt km nartostrad. Zawsze jednak znajdą oni ofertę w ośrodku, gdzie cena 6-dniowych karnetów oscyluje wokół 200 euro. W naszej analizie przyjęliśmy, że dobry narciarz może przejechać maksymalnie 300 km nartostrad w tydzień, stąd NWO wynosi w wypadku 3 Dolin 13 zł/km. Gdybyśmy uwzględnili wszystkie nartostrady w tym ośrodku, spadłby on do 6,50 zł/km. Z takich samych powodów przyjęliśmy, że NWO w wypadku Val Gardeny czołowej włoskiej stacji narciarskiej byłby czysto teoretyczny, gdyby uwzględnić aż 1200 km tras dostępnych w ramach obszaru Dolomiti Superski. Wyniósłby on zaledwie 2,30 zł/km. W naszej analizie przyjęliśmy dwa warianty – nieco tańszy karnet i 175 km tras w dwóch masywach oraz nieco droższy i możliwość przejechania 300 km w tydzień.
W zależności od wybranego wariantu wskaźnik NWO waha się w granicach 9 – 15 zł/km. W wypadku Włoch spadł on z 25 zł/km ale też w wypadku Włoch zmieniliśmy analizowane miejsce z peryferyjnego Andalo ze 100 km dostępnych nartostrad na topową Val Gardenę. Co jednak najważniejsze – ubiegłoroczne całkowite koszty dojazdu, pobytu i uprawiania narciarstwa dla dwóch osób w Andalo (ok. 3800 zł) są o ponad 40 proc. niższe od tegorocznych, kosztów w wypadku Val Gardeny (5400 zł). To może być – tak jak w wypadku zamiennika francuskich 3 Dolin - wskazówką dla wielu narciarzy, którzy niekoniecznie chcą spędzać urlop w topowych ośrodkach, ale zależy im na tym by większości czasu nie spędzać w kolejkach do wyciągów.
Ale nie w każdym wypadku funkcjonuje zależność – mniejszy ośrodek – niższe koszty pobytu. Tak jest np. w wypadku austriackiego Soelden, czołowego ośrodka narciarskiego, które w tegorocznym rankingu zastąpiło Rauris. Tu koszty pobytu wzrosły o niecałe 10 proc., z ok. 5000 zł do 5400 zł. A wskaźnik NWO pozostał na w zasadzie niezmienionym poziomie – 10 zł/km. Szusowanie w Austrii i Włoszech – według parametrów przyjętych do niniejszej analizy – jest 6 – 7 razy tańsze niż w Polsce czy Czechach. Nieprzypadkowo zatem w wieloletnich zimowych statystykach rezerwacyjnych Travelplanet.pl wyjazdy narciarskie do Włoch i Austrii to ponad 75 proc. wyjazdów do ośrodków zimowych. Z porównania kosztów uprawiania narciarstwa w Polsce i za granicą płynie jeszcze jeden ciekawy wniosek: cena tygodniowego pobytu z wyżywieniem w trzygwiazdkowym hotelu tylko we Francji zdecydowanie odbiega od przedziału 2100 – 2400 zł od pary. W ubiegłorocznym rankingu nieco poniżej cenowego pułapu we francuskich Alpach kształtowały się ceny w hotelach szwajcarskich. W porównaniu do ubiegłorocznych wyliczeń spadły ceny benzyny – o ok. 7-8 proc.
ILE za km nartostrady w poszczególnych
krajach
| |||||||
POLSKA
|
SŁOWACJA
|
CZECHY*
|
AUSTRIA
|
FRANCJA
|
WŁOCHY
|
SZWAJCARIA
| |
Obiekt
|
Hotel
Skalite 3*,
Szczyrk |
Hotel
Villa Siesta 3*,
Smokovec |
Hotel
Esprit 3*,
Szpindlerowy Młyn |
Pension
Bergheimat 3*, Soelden |
Les Baines 3*,
Brides les Baines |
Hotel Gasthof Mesivia*,
Val Gardena |
Etoile 3*,
Saas Grund |
Cena 7 dni
z HB 2 os. |
2128 zł
|
2420 zł
|
1906 zł
|
2310 zł
|
4040 zł
|
2346 zł
|
2546 zł
|
odległość
od
wyciągu |
przy
wyciągu
|
Przy
wyciągu (Smokovec) - 6
km (Tatrzańska Łomnica), 12 km (Strebske Pleso)
|
3,5 km do
wyciągów |
6 km Big 3
|
500 m
(dojazd kolejką do Meribel)
|
5 km
|
500 m
|
dojazd i
powrót |
540 km, 200 zł
|
800 km, 300 zł
|
770 km, 285 zł
|
2400 km, 1000 zł*
|
3200 km,
1370 zł
|
2400
km, 960 zł
|
2800 km,
1200 zł
|
karnet/
skipass |
2x320 zł =
640 zł
|
2x156 euro
= 1310 zł
|
2x3450
koron = 1104 zł
|
2x246 euro
= 2066 zł
|
2x277 euro
= 2327 zł
|
2x242
euro/262 euro = 2033/2200 zł
|
2x370 CHF
= 2530 zł
|
ośrodek
|
Szczyrk
SON - 21 km |
Tatrzańska Łomnica, Stary Smokowiec,
Strbskie Pleso, Jasna – 75 km
|
Szpindlerowy
Młyn - 25 km |
Soelden
300 km
|
3 Doliny
600 km
|
175 km
(Val Gardena – Alpe di Siusi)/ 1200 km (Dolomini Superski)
|
Saas
Fee - 150 km |
Całkowity koszt
/os (dojazd, pobyt, karnet)
|
1484 zł
|
2015 zł
|
1647,50 zł
|
2688 zł
|
3868,50 zł
|
2669,50 /
2753 zł
|
3138 zł
|
NWO, czyli
koszt
1 km natrostrady |
71 zł
|
27 zł
|
66 zł
|
10 zł
|
13 zł/6,50 zł
|
15 / 9,20 zł
|
21 zł
|
Założenia analizy: Region Narciarski - największy (Polska, Słowacja, Czechy, Francja) lub jeden z najbardziej rozpoznawalnych w danym kraju (Austria, Szwajcaria).Hotel 3*, wyżywienie HB (śniadania i obiadokolacje) w szczycie sezonu zimowejgo (8 – 15 lutego) oddalony nie więcej niż 10 km od wyciągów. Stąd w regionie Dolomiti Superski wybraliśmy hotel Mesivia w Val gardena a nie np. a nie hotel Piccolo w Val Di Fiemme za 2020 zł (za dwie osoby), gdzie co prawda do najbliższego masywu Alpe Cermis (24 km tras) jest 10 km ale do Ski Center Latemar (43 km tras) w Predazzo 27 km. Karnety: 6- dniowe, dla osób dorosłych. Dojazd: Z centrum Polski (Łódź) samochodem spalającym ok. 7 km etyliny 95 na 100 km, tankowanie zarówno w Polsce jak i krajach tranzytowych oraz docelowych, pełny bak co ok. 700 km). Koszt paliwa: wg portalu e-petrol.pl, w przeliczeniu na zł: Polska - 5,28 zł/litr, - 7,5%, Czechy 5,45 zł/litr, Austria: 5,59 zł/litr, Szwajcaria: 5,96 zł/litr, Słowacja 6,03 zł/litr, Niemcy: 6,40 zł/litr, Francja: 6,28 zł/litr, Włochy: 7,36 zł/litr. Kurs walut: (www.kanory.pl): euro — 4,20 zł, korona czeska — 16 gr; frank szwajcarski — 3,42 zł. (Źródło: Travelplanet.pl, zdjęcia: własne, TurismoFVG, Czechtourism, JungfrauTurismusMarketing)
Wszystko zaczęło się kilka lat temu od
odcisku łapy, znalezionej przez wycieczkę szkolną podczas wyprawy do Parku
Przyrodniczego Dolomitów Friulańskich, w położonym przy granicy ze Słowenią
regionie Friuli-Wenecja Julijska. Nota bene dostrzegła ją dziewczynka, która nawet stworzyła stronę internetową na ten temat: http://www.dinosauroantonio.it/dove_siamo_2.html
Ślad mierzył zaledwie 35 cm, ale okazał się
być pamiątką po dinozaurze, którzy żył na tym terenie 215 milionów lat
wcześniej. To odkrycie sprawiło, że na górskie szlaki wyruszyli naukowcy i,
naturalnie znaleźli kolejne ślady bytności prehistorycznych gadów. Najwięcej z
nich w okolicach miasteczka Preone, uznawanego obecnie za skarbnicę włoskiej
paleontologii. Natomiast w rejonie wioski Villaggio del Pescatore (Duino, w
pobliżu Triestu) wydobyto na światło
dzienne Antonia, jak dowcipni Włosi od razu nazwali swoje najcenniejsze
znalezisko: 4-metrowy, niemal idealnie zachowany, kompletny szkielet
hadrozaura, ornitopoda, który przede wszystkim występował w… Ameryce Północnej
w okresie później kredy (jest nawet symbolem stanu New Jersey). Roślinożerny,
poruszał się na czterech łapach i liczył nawet 8-10 metrów długości.
http://www.youtube.com/watch?v=euePyOCaJRs
Wkrótce paleontolodzy natknęli się na kolejny szkielet gada tego samego gatunku, już mniejszy, który ochrzczono imieniem Bruno, oraz domniemane szczątki latającego pterozaura i poruszającego się na dwóch łapach, mięsożernego teropoda. Całości dopełniły liczne skamieliny krokodyli, mniejszych skorupiaków, oraz, jedna z ostatnich, cennych zdobyczy, „tarantula z Karni” – dotąd pod lupą naukowców. W Dolomitach Friulańskich wytyczono specjalny szlak wiodący tropem dinozaurów, a wspomniane znaleziska można teraz oglądać w Muzeum Miejskim Historii Przyrody w Trieście. Więcej informacji na stronach: http: www.turismofriuliveneziagiulia.it, www.parcodolomitifriulane.it/ (Źródło i zdjęcia: www.turismofriuliveneziagiulia.it, filmik z you tube nakręcony podczas targów turystycznych BIT w Mediolanie w 2012 r.). Więcej aktualnych wiadomości z regionu Friuli-Wenecja Julijska (FVG) na polskojęzycznych stronach: www.facebook.com/DiscoverFVGPoland oraz https://twitter.com/DiscoverFVG_PL
http://www.youtube.com/watch?v=euePyOCaJRs
Wkrótce paleontolodzy natknęli się na kolejny szkielet gada tego samego gatunku, już mniejszy, który ochrzczono imieniem Bruno, oraz domniemane szczątki latającego pterozaura i poruszającego się na dwóch łapach, mięsożernego teropoda. Całości dopełniły liczne skamieliny krokodyli, mniejszych skorupiaków, oraz, jedna z ostatnich, cennych zdobyczy, „tarantula z Karni” – dotąd pod lupą naukowców. W Dolomitach Friulańskich wytyczono specjalny szlak wiodący tropem dinozaurów, a wspomniane znaleziska można teraz oglądać w Muzeum Miejskim Historii Przyrody w Trieście. Więcej informacji na stronach: http: www.turismofriuliveneziagiulia.it, www.parcodolomitifriulane.it/ (Źródło i zdjęcia: www.turismofriuliveneziagiulia.it, filmik z you tube nakręcony podczas targów turystycznych BIT w Mediolanie w 2012 r.). Więcej aktualnych wiadomości z regionu Friuli-Wenecja Julijska (FVG) na polskojęzycznych stronach: www.facebook.com/DiscoverFVGPoland oraz https://twitter.com/DiscoverFVG_PL
Gdańsk zaprasza do poznania ”najbardziej oświeconego browarnika Gdańska”
lub jak nazywali go inni, „księcia astronomów” – Jana Heweliusza. Jak? –
poprzez uczestnictwo w grze miejskiej „Śladami Jana Heweliusza”. Proponowana
przez Gdańską Organizację Turystyczną gra to połączenie szlaku spacerowego z
najnowszymi technologiami. Dzięki specjalnej, darmowej aplikacji na smartfony,
pobranej po zeskanowaniu kodu QR, można wziąć udział w w spacerze śladami Jana
Heweliusza i odsłuchać kolejne audycje radiowe opisujące miejsca związane z tym
gdańskim uczonym. A słuchać należy bardzo uważnie, gdyż z każdym z ośmiu
prezentowanych miejsc związana jest zagadka. Prawidłowe rozwiązanie łamigłówek
pozwoli na odgadnięcie hasła biorącego udział w losowaniu atrakcyjnych nagród!
Ale to nie wszystko – na wytrwałych, którzy odwiedzą wszystkie punkty i dotrą
do celu gry, czeka sam Jan Heweliusz w rozszerzonej rzeczywistości (augmented reality)! Będzie to
jedyna taka okazja, aby zrobić sobie zdjęcie z Janem Heweliuszem i przesłać je
za pomocą social media do znajomych! Gra rusza 25 stycznia br. , a miejscem jej
rozpoczęcia jest Gdańskie Centrum Informacji Turystycznej ul. Długi Targ 28/29.
Na starcie zaplanowano rejestrację uczestników w godz.10-13.
Zakończenie gry i losowanie nagród odbędzie się w Centrum Hewelianum, Koszary Schronowe o godz. 16:00. Udział w zabawie jest bezpłatny. Gra będzie dostępna do 25.01.2015 roku, ale tylko w sobotę 25 stycznia 2014 macie szansę na nagrody i bezpośrednią rywalizację! (Źródło: www.gdansk4u.pl)
Zakończenie gry i losowanie nagród odbędzie się w Centrum Hewelianum, Koszary Schronowe o godz. 16:00. Udział w zabawie jest bezpłatny. Gra będzie dostępna do 25.01.2015 roku, ale tylko w sobotę 25 stycznia 2014 macie szansę na nagrody i bezpośrednią rywalizację! (Źródło: www.gdansk4u.pl)
Szalona to będzie wyprawa. Docelowo do
Asuanu, via Wiedeń i Kair. Z kilkugodzinnymi posiadami na lotniskach. No cóż,
darowanemu koniowi w paszczękę się nie zagląda, a ja jadę służbowo. Na miejscu
zaś, na własnej skórze przekonam się, na ile jest (nie)bezpiecznie nad Nilem.
Naturalnie już ogarnia mnie reisefieber, gorączka podróżna, choć przecież to
kolejny, błyskawiczny wyjazd dziennikarski. Takie jednak chyba lubię
najbardziej, gdyż zawsze coś się dzieje. A urlop, wakacje – chyba zapomniałam,
co te słowa znaczą J
Choć przecież i
ja się przecież w Egipcie wywczasowywałam, i to w samym Shark &Shake jak
rodacy wyjątkowo zgrabnie przechrzcili znany kurort nad Morzem Czerwonym. Po pierwszym dniu zalegania pod palmą jednak nie zdzierżyłam i zmieniłam rytmy na bardziej aktywne. Co
widać na załączonym obrazku.
Tylko do 29 stycznia LOT proponuje
promocję 4x85 tysięcy biletów po specjalnych, niższych cenach. Okazją jest
85-lecie działalności naszego przewoźnika: http://lot.com
Dziesięć lat temu, z racji tej samej, choć siłą rzeczy, „młodszej” rocznicy,
napisałam tekst do magazynu pokładowego PLL LOT Kaleidoskope. Był on wówczas
formatu dwukrotnie większego niż dziś i nie da się ukryć, zdecydowanie lepiej
redagowany (chwała niezapomnianej naczelnej Basi Florkiewicz i sekretarzowi
redakcji Arkowi Braumbergerowi), a zdjęcia, nawet te agencyjne, po prostu
zachwycały. Dziś przytaczam ten jubileuszowy tekst, który, mimo upływu dekady,
wcale się nie zestarzał. I zapraszam do lektury na temat, jak od początku
istnienia LOT-u zmieniała się moda na pokładach jego samolotów:
„Po raz pierwszy dwurzędowe, granatowe marynarki „kapitańskie” załoga LOT-u
założyła w 1938 roku podczas premierowego przelotu nad Atlantykiem. W latach
30. XX wieku nasz narodowy przewoźnik postanowił sprowadzić nową maszynę –
Super Electrę 14 produkcji Lockheeda (kojarzącego się nam dziś z samolotami
wielozadaniowymi). Po samolot polscy piloci wybrali się aż do Kalifornii. W Los
Angeles, gdzie odbierali maszynę, zamówili dla siebie nowe mundury. Podczas
rejsu trzymane były jednak na wieszakach, a załoga podróżowała w strojach
roboczych – nowe wkładała tylko podczas międzylądowań. Niemal od początku na
rękawy naszywano galony, a na czapki – białego lub srebrnego żurawia, znak
firmowy Polskich Linii Lotniczych. Strój uzupełniały biała koszula i czarny krawat.
Pierwsze LOT-owskie uniformy inspirowane były mundurami galowymi naszych
marynarzy. Firmą kierował wówczas Wacław Makowski i to właśnie jemu,
przedwojennemu dyrektorowi przypisuje się m.in. stworzenie jej image’u, w tym ubioru dla
pilotów. Przed wojną nie było stewardes, a ich rolę pełnił mechanik lub
radiotelegrafista, który roznosił napoje i… warcaby lub szachy. Po 1945 roku w
pierwszej kolejności trzeba było więc ubrać panów, a problem mundurów dla płci
nadobnej pojawił się w latach 50., gdy Zofii Glińskiej (nota bene przedwojennej
urzędniczce LOT-u) zlecono stworzenie kobiecej służby pokładowej. Pierwsze
garsonki uszyto z granatowego sukna i ozdobiono je złotym szamerunkiem. Do
męskiego, „wojskowego” żakietu z białą koszulą i równie męskim krawatem
stewardesy obowiązkowo musiały nosić spódnice. Ich długość wyznaczała
zmieniająca się moda. W 1973 roku polska stewardesa Elżbieta Zalewska zajęła
jedno z czołowych miejsc podczas prezentacji mundurów lotniczych w angielskim
Biggam Hall, za strój uszyty przez Modę Polską. Wbrew pozorom LOT miał wówczas
poważne problemy ze znalezieniem wśród rodzimych firm chętnych do współpracy –
nie paliły się do niej ani Leda ani też Wólczanka. Odmówiła też słynna
wytwórnia obuwia eksportowego Contessa, a przecież czy nasze załogi nie
stanowiły towaru eksportowego? Pomimo tych problemów lata 70. mają opinię
najbardziej kolorowych w dziejach LOT-owskiego umundurowania. I najbardziej
szykownych. Wystarczy wspomnieć uniform w kolorze śliwki ze spódnicą rozciętą z
przodu, żakietem typu battle dress i dwoma bluzeczkami na zmianę – o ton
jaśniejszej niż strój i żółtej. To była piękna moda. Sukienki z krempliny w
trzech kolorach: pomarańczowym, zielonym i niebieskim. Na wierzch stewardesy
wkładały granatowe lub brązowe żakieciki, a na nogi brązowe buty na słupku.
Garderobę uzupełniały apaszki z „Milanówka”, naturalnie kolorystycznie dobrane
do reszty. Gdy otwarto linię afrykańską, w kolorystyce LOT-u pojawił się beż.
Paniom zaproponowano garsonki z krótkim rękawem i spódnicą tuż przed kolana,
zaś panom garnitur z długim rękawem. Po kolorowych latach 70., firma powróciła
do granatu, co kilka lat zmieniając kroje uniformów. Nowe fasony projektowano
głównie dla pań. Były więc garsonki, szmizjerki i sukienki, długie, krótsze, z
rozporkiem, plisowane albo wąskie. Do tego fantazyjne dodatki. I czapki, które
przeszły ewolucję od pierożka i furażerki do toczka. Podobnie buty – zaraz po
wojnie nasze panie obcierały pięty w topornych pionierkach z grubą skarpetą,
aby potem wskoczyć w szpileczki. Dziesięć lat temu stroje LOT-u szyła Telimena,
stawiając na elegancką czerń. Jedynie kamizelki miały bordowy kolor.
Obowiązywały biała bluzka i dwie apaszki: jedna klasyczna chustka i szaliczek.
Doszły też dystynkcje: starsza stewardesa ma jeden pasek, szef pokładu – dwa, a
instruktor – trzy paski na rękawie. Innowacją były spodnie dla pań, wprowadzone
do munduru na ich prośbę. A jak wygląda dziś pokładowa moda LOT – trzeba samemu
wejść na pokład, aby się o tym przekonać”. (fot. PLL LOT)
Duńskie słowo Lego,
słusznie kojarzące się z inteligentnymi klockami, pochodzi od leg godt co znaczy
po prostu ‘baw się dobrze’. Taką rozrywkę też zapewnia małym i dużym Legoland w
Billund. Park rozrywki podzielony jest na strefy. W Legoland Discovery to świat piratów, kowbojów i Wikingów
oraz 55 zjeżdżalni i atrakcji. Givskud
ZOO słychać już z daleka z powodu 40
ryczących lwów – to prawdziwe, afrykańskie safari ze zwierzakami
przechadzającymi się majestatycznie pomiędzy dżipami naładowanymi turystami. W sumie mieszka ich tutaj ponad 700. Lalandia
Aqua Dome z kolej stwarza wrażenie tropikalnego
raju z plażą - dla całej rodziny.
Legoland, mimo, że aura jeszcze zimowa, już
kusi atrakcjami. Pierwszą z nich jest możliwość nabycia gratisowego biletu dla
dziecka - oferta obowiązuje do 1 czerwca
br. W samym sercu parku znajduje się rodzinny, czterogwiazdkowy hotel, również
oferujący sezonowe zniżki na pobyty w tematycznych pokojach, dla amatorów
historii o piratach, księżniczkach i rycerzach oraz przygód i poszukiwania
skarbów. Więcej na stronie: http://www.visitdenmark.pl/pl/dania/legoland-billund-resort-w-danii
(Źródło:VistDenmark, zdjęcia Legoland)