Liw: Jak stracić głowę przez srokę

08:29

- Nie ma duchów! To inscenizacja – orzekła autorytatywnym tonem pewna blogerka, wydymając piękne wargi w wymowną „podkówkę” na widok zdjęcia Żółtej Damy uchwyconej na murach Zamku w Liwie. Widmo ducha będącego „wizytówką” mazowieckiej warowni zarejestrował naoczny świadek zdarzenia, Dawid Kołodyński 18 listopada 2014 r.
Spór o to natomiast, czy duchy istnieją czy nie miał miejsce zaledwie tydzień temu, podczas wizyty studyjnej dziennikarzy i blogerów, zorganizowanej przez Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego w Warszawie.
Jednym z punktów programu było zwiedzanie Zamku w Liwie. Położony nad rzeką Liwiec, tuż przy historycznej granicy Mazowsza i Litwy, o czym przypomina drewniany znak z Orłem u podnóża nie przypomina bynajmniej klasycznych zamków.
Do dzisiaj bowiem z murowanej twierdzy, jaką kazał wznieść książę mazowiecki Janusz I Starszy pozostała praktycznie tylko wieża bramna, a na jej tyłach ruiny jednego z dwóch równoległych budynków – w miejscu jednego z nich znajduje się XIX-w., pobielany dworek. Nietypowa to zatem konstrukcja i… mała. Oryginalny zamek wzniesiono na planie kwadratu i najbardziej przypomina twierdzę w litewskich Trokach, która jednak doskonale zachowała się do naszych czasów i jest kubaturowo większa. Do obu zamków, co ciekawe prowadzą podobne, drewniane mosty – ten w Liwiu zbudowany, czy też odtworzony na podstawie wykopalisk archeologicznych i „zasponsorowany” ze środków UE, wyposażono w tablice informacyjne.
Oprowadzający naszą grupę po warowni „tropiciel” duchów alias kustosz mieszczącego się w niej muzeum, Dawid Kołodyński wspomniał, że stanęła na nadliwieckich mokradłach, a wsparto ją na wbitych w grząskie dno – palach. Podobnie jak we włoskiej Wenecji. Na zamku w Liwie straszy na potęgę i biada temu, kto uważa, że to bujda. „Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko” – deklarował poczciwy Mickiewicz w swojej programowej balladzie „Romantyczność”. A ja zdanie wieszcza podzielam, bo jakże to zamek bez ducha? To jakby pannę bez giezła puścić…
W warowni w księżycowe noce (ale i te czarne jak smoła, też), na murach pojawia się dama w żółtej sukni – to kasztelanowa Ludwika, którą zazdrosny mąż, pan zamczyska ściąć kazał, gdy rzekomo zgubiła trzy jego cenne podarunki, pierścienie z brylantami. Miesiąc po tym, jak głowa pięknej kobiety spadła pod ciosem miecza okazało się, że biżuterię zrabowała sroka-złodziejka i schowała w gnieździe w pobliżu zamku. Gdy prawda wyszła na jaw – kasztelan zakończył życie skacząc z zamkowej wieży http://liw-zamek.pl/zolta-dama/ Inna legenda mówi, że w przyzamkowych mokradłach tkwią szwedzkie armaty z czasów „potopu” http://liw-zamek.pl/armaty-szwedzkie/, zaś w piwnicach zamkowych są skarby pochowane przez królową Bonę http://liw-zamek.pl/o-diable-co-zlota/. Żółta dama z Liwca doczekała się nie tylko sesji foto, ale i serii obrazów pędzla Aleksandra Puszkina, zdobiących klatkę schodową prowadzącą na mansardę dworu. Przy czym zbieżność imienia i nazwiska ze słynnym rosyjskim pisarzem, autorem m.in. „Borysa Godunowa” czy „Eugeniusza Oniegina” jest czystym przypadkiem. „Nasz” Puszkin to białoruski malarz, choć poetyka zastosowana w obrazach żywo przypomina bajkową atmosferę puszkinowskiego poematu „Rusłan i Ludmiła” (kto nie czytał – polecam!). Obrazy po prostu mnie oczarowały i myślę, że i Wam się spodobają (to cały cykl przedstawiony wyżej, wraz z obrazem otwierającym posta oraz ostatni, poniżej)
Na ścianie u szczytu schodów prowadzących na mansardę dworku przykuwa natomiast uwagę nowa wersja Bitwy pod Grunwaldem według Krzysztofa Buczaka, czyli wybrane „kadry” wyjęte z płótna Matejki i zestawione tak, aby dały efekt ruchu. Co o tym myślicie?
Wreszcie, już na mansardzie – prawdziwy rarytas, czyli Panorama Berezyna, a raczej jej reprodukcja prezentująca w skali 1:500 nieistniejące już teraz w całości dzieło Wojciecha Kossaka i Juliana Fałata. Płótno przedstawia drugi dzień przeprawy przez rzekę Berezynę podczas odwrotu z Rosji Wielkiej Armii Napoleona. W oryginale dzieło miało wymiar 15x200 m, ale gdy Kossak nie znalazł dla niego stałego miejsca ekspozycji, zaczął ciąć je na kawałki i sprzedawać w częściach. Do dziś zachowało się w różnych miejscach w Polsce sześć fragmentów panoramy. Pod egidą kustosza zwiedziliśmy też Galerię „Podziemie” i piwnicach gotyckich – co za miły chłód w pełen spiekoty, lipcowy dzień! To tu znajduje się makieta zamku z Przygródkiem oraz artefakty wykopane przez archeologów, w tym zestaw osiemdziesięciu pięciu grotów do strzał kuszniczych (tzw. bełtów) oraz fragmenty pięknych renesansowych kafli kominkowych pochodzących z budynków zamkowych.
Przy pomoście Przygródka rozpościera się zielona murawa pola namiotowego, a dosłownie naprzeciwko karczma, w której i nasza grupa jadła obiad. Niestety nie poleciłabym tego miejsca smakoszom, bo pierogi mają grube ciasto, a nadzienie pozostawia sporo do życzenia. Przydałyby się tutaj kuchenne rewolucje, choć niekoniecznie w wykonaniu Magdy Geissler, za której metodami i menu nie przepadam, stawiając na przykład na Roberta Sowę. Na tyłach zamku, za wspomnianym znakiem dawnej granicy Mazowsza i Litwy leniwie toczy wody Liwiec. Na mikroskopijnej plaży można zażyć kąpieli słonecznej, a potem rzucić się w rzeczny nurt bez obaw, bo w tym miejscu jest płytko.
A jak chcecie dowiedzieś się więcej o zamkach z duchami na Mazowszu, to przeczytajcie mój artykuł na stronie magazynu ŚWIAT PODRÓŻE KULTURA:https://magazynswiat.pl/23868/polska-gdzie-na-mazowszu-straszy.html

Zobacz również:

0 komentarze