Dworek z pustaków. O domkach bez sex appealu i zabytkach Podlasia

22:11



Zła wiadomość: niestety dworki z betonu i pustaków, z jednej sztancy, czyli bez sex appealu dotarły już na Podlasie. Dobra: stara, zabytkowa architektura jeszcze dzielnie się broni.


Oto wnioski z mojej  wczorajszej, rowerowej eskapady z Zaborka, gdzie wypoczywam do Klonownicy Małej. Jechałam nieco na "pomylojki", jak mawiało się u nas w domu rodzinnym, albo na "nos", poprzez leśne dukty. Naturalnie oznaczając po harcersku wszelkie skręty, aby się w drodze powrotnej nie pogubić - co mi się jednak zdarzyło, ale wróciłam "po nitce do kłębka". Gdy dotarłam do lekko pofalowanych, zaoranych pól i łąki, gdzie pasły się dwie łaciate krasule, już wiedziałam, że za kolejnym zakrętem piaszczystej drogi trafię na wieś. I nie pomyliłam się. Na jej obrzeżach natknęłam się na budowany właśnie, wspomniany już pseudo dworek wsparty na dwóch kolumienkach.


Zapewne wypełnią go skórzane meble i sztuczne dywany, a w łazience właściciel zafunduje sobie wannę z hydromasażem - znaczy się typowy wystrój szlachecki! Ściany pokryje jakiegoś intensywnego koloru farba, na przykład cytrynowa - taką realizację widziałam już w samej wsi. Do tego witrażowe szybki w drzwiach, koniecznie ze złotymi elementami.


Ale poza kilkoma pudełkowymi domkami w Klonownicy zachowała się większość dawnej, zabytkowej już dziś, drewnianej zabudowy z charakterystycznymi tylko dla Podlasia, a wprowadzonymi dopiero w ubiegłym stuleciu zdobieniami.


Bogato zdobione naroża, nadokienniki i podokienniki czyli listwy biegnące nad i pod oknami, najstarsze wycinane w formie ząbków lub kolistych otworów, z czasem zdobione motywami roślinnymi lub zwierzęcymi.


To jednak, co najszybciej przyciąga wzrok to malowane kontrastującą farbą geometryczne wzory na okiennicach i drzwiach. A także ganki albo wręcz całe, zabudowane, oszklone werandy - w Klonownicy nie widziałam kolorowych szybek, a tylko zwykłe, przezroczyste. Sporo też przetrwało obejść gospodarskich z ziemiankami skrytymi za drewnianymi drzwiczkami ze skoblem, studni z żurawiem, stodół. Niektóre chyliły się, podobnie jak chaty ku upadkowi, wypierane - dosłownie, bo niekiedy nowy dom wchodził wręcz na poprzednią siedzibę- przez pustakowe już konstrukcje.


 Inne, pieczołowicie odnowione, cieszyły oczy doniczkami pełnymi kwiatów ustawionymi przy ścianach.

Widać też wyraźnie, że pojawiła się moda na kupowanie starych domów - sporo ogłoszeń można znaleźć w Internecie, ale i na samych domach pojawiają się stosowne anonsy.


 I dobrze, niech ta moda się rozwija, bo podlaskie budownictwo jest przepiękne, a nowoczesne nie jest dla niego żadną, mogącą konkurować - przynajmniej z punktu widzenia estetycznego, kontrpropozycją. Wystarczy tu przykład hali domu kultury i straży pożarnej, funkcjonalnego z pewnością, ale jednak pudełka, pomalowanego na jakiś skandalicznie kłócący się z kolorytem całej wsi, kolor. Na dodatek jeszcze opatrzony wzorem - koszmarkiem!


Patrzą na to sobie spokojnie dwie Matki Boskie, ustawione po obu stronach wsi niczym na straży Klonownicy.


Stoi też krzyż drewniany na rozstajach, a kilka dodatkowych kapliczek w obejściach przypomina, że lud tu wierzący, na przekór telewizyjno-partyjnym naciskom. Pozostaje tylko pytanie, czy zawsze wierzył tą właśnie wiarą i był to ten lud, a może Klonownica Mała, podobnie jak nieodległa Klonowica Duża również była wsią ukraińską, wysiedloną w czasie akcji "Wisła" przez polską, nową "wadzę" w roku 1947 r.? Nie mam takiej wiedzy, ale to bardzo możliwe. "Czas zatarł ślad". A ściślej człowiek.

Zobacz również:

0 komentarze