"Topolino" śpiewa dla mnie w Neapolu

22:49



Jestem głodna, a zapachy płynące z Antica Pizzeria Gino Sorbillo (przy via dei Tribunali 32, gdzie ponoć serwowana jest najlepsza pizza w Neapolu) jeszcze to uczucie pustego żołądka podwaja. Nie stanę jednak w kolejce, jaka formuje się przed restauracją. Z "ogonkami" skończyłam po stanie wojennym - już nigdy nie będę stać po nic, tak sobie obiecałam i jestem konsekwentna. Najwyżej nie spróbuję pizzy Sorbilla - doskonała jest też chociażby w Le Sorelle Bandiera (przy Vico Cinquesanti 33) - z bazylią uprawianą 40 m pod brukiem miasta, w jego podziemiach - plantacje ogląda się w czasie zwiedzania trasy turystycznej.
W pewnym momencie zapominam o głodzie, bo słyszę intonowaną na żywo, neapolitańską piosenkę. Kto tak śpiewa? Skręcam za róg i oto widzę starszego, dosyć masywnego pana na balkonie z mikrofonem w dłoni. I zaraz go rozpoznaję z nagrań YouTube'a. To słynny Antonio Borrelli, zwany Topolino, czyli Myszka, który od lat z drugiego piętra swojego mieszkania przy via Atri bawi przechodniów swoją "sztuką". Głos ma silny, zwłaszcza, że wzmocniony dwoma głośnikami do tego stopnia, że pobliżu trudno wytrzymać, ale nie fałszuje. Ma też wyraźny talent aktorski - gdy dostrzega moje zainteresowanie, zaczyna śpiewać tylko dla mnie, przykładając dłoń do serca. Malutki balkonik, na którym mieści się tylko on sam, Antonio, obwieszony jest kiczowatymi pnączami z plastiku - wiankami cytryn, czosnków i cebul. W pobliskim lokaliku, gdzie znużona upałem (a w kraju leje!) osiadam, aby pochłonąć talerz impepata di cozze nadal słyszę "śpiewaka" i to bardzo.
- Daje się nam we znaki! - przyznaje właściciel zakładu. - Ale lepiej, jak robi to, niż zajmuje się poprzednim "fachem" - dodaje z przekąsem.
- To znaczy? - pytam, wiedziona instynktem dziennikarskim.
- Spacciatore di droga - handlował narkotykami, więc go wsadzili do więzienia na 10 lat. Gdy wyszedł, zamieszkał tutaj i odkrył, że może zarobić na swojej pasji, czyli śpiewaniu. A śpiewał od dziecka, tyle, że dla siebie, nigdzie nie występował. Pewnego dnia przez otwarte okno usłyszał go jakiś turysta szwedzki i dał 100 euro! To przekonało Antonia, że jego śpiewanie może być niezłym biznesem!
Dlatego Borrelli wyznaczył oficjalnie godziny, w których pojawia się na balkonie i intonuje neapolitańskie piosenki: między 14 a 16 i 18 a 20. Turystów to bawi, więc wrzucają pieniądze do koszyczka spuszczonego na sznurku na poziom przechodniów. Natomiast "szlag" trafia mieszkańców, bo "artysta" chce, aby słyszano go z daleka, więc w pobliskich domach sąsiedzi pewnie noszą korki w uszach! Dlatego od czasu do czasu dzwonią do carabinieri, ale gdy ci przychodzą - Antonio znika z balkonu. Bawi się z nimi w kotka i myszkę, jakby potwierdzając swój pseudonim - podobno rodzice przezwali go Topolino ze względu na wyjątkową ruchliwość. Tymczasem wściekłość sąsiadów rośnie, mają już dość "wrzasków" Borrellego, wystarczy im gwar tysięcy turystów przelewających się co dzień jedną z dwóch głównych ulic starego miasta, via dei Tribunali. Sprawę opisywała już prasa: https://napoli.repubblica.it/cronaca/2017/02/22/news/canta_sul_balcone_esplode_la_protesta-158884645/?refresh_ce
Antonio Borrelli ma 63 lata. Chętnie sam udziela wywiadów. Opowiada, że śpiewa od 5. roku życia. Od zawsze mieszka w Neapolu, tylko zmieniał dzielnice. "Wyuczył się" na mechanika, miał mały zakład w Vomero. Potem "zdarzyło się nieszczęście, aresztowano mnie za coś, czego nie zrobiłem - rozprowadzanie narkotyków" - to jego wersja wydarzeń. W ubiegłym roku nagrał DVD z pięcioma piosenkami - pomógł mu w tym przyjaciel z dzieciństwa i autor piosenek, Enzo Gragnaniello.

Zobacz również:

0 komentarze