Bezpieczne Maroko: Tanger od morza

23:46



Tanger słynie ze zmiennej pogody. Rankiem zazwyczaj jest szaro i mgliście. Potem się wypogadza. Albo nie. Nigdy nie wiadomo, kiedy "dopadnie" nas deszcz. Ale dla nas nawet zimą temperatura jest przyjazna. Ja, goszcząc w tym położonym na północy kraju, nad Cieśniną Gibraltarską, mieście kilka dni temu czyli w drugiej połowie października miałam wrażenie, że nadal jest lato, albo wczesna jesień. Choć rankami doskwierał chłód, w dzień robiło się ciepło, a nawet gorąco.


Mój hotel, Kenzi Solazur z marokańskiej grupy hoteli Kenzi, czterogwiazdkowy, betonowy kolos jak większość pozostałych - stał przy jezdni oddzielającej go od nadmorskiej promenady. Otacza ona wdzięcznym, wielokilometrowym, łagodnym łukiem Zatokę Tangerską. Szeroki pas plaży zachwyca rudym piaskiem, choć po sezonie niestety jest zarzucony śmieciami. Między jezdnią a plażą w ostatnich latach zbudowano równie szeroki deptak. Choć betonowy, nie odstrasza jak ten w Warszawie - może nasi włodarze powinni pójść po nauki do Marokańczyków, jak się się takie nabrzeża robi, aby przyciągały wzrok. Tutaj elementem zdobniczym, przerywającym monotonię są szklane wieże- szyby na windy zjeżdżające do ogromnego, podziemnego parkingu. Dzięki temu uniknięto masy samochodów "garnirujących" chodniki. Promenada jest w tonacji białej, podobnie jak fasady hoteli. Pełno na niej ławeczek i koszy od śmieci, dzięki czemu jest czysta. I bardzo przestronna - dla spacerujących wygospodarowano bardzo dużo przestrzeni, dzięki czemu nawet duże grupy mogą się swobodnie poruszać - nie jak na nadwiślanych bulwarach.
Promenada prowadzi do miejskiego portu - inwestycji, z której tangerczycy są niezmiernie dumni i słusznie. Za grube setki milionów dirhamów przebudowano bowiem stary port cały ruch cargo przenosząc poza miasto, do drugiego portu Tanger Med odległego o 40 km. Tutaj zaś stworzono przystań ze stanowiskami dla 4000 jachtów i łodzi motorowych oraz nabrzeże dla wycieczkowców i szybkich promów łączących w pół godziny Tanger z hiszpańską Tarifą. Jest też oddzielny basen dla łodzi rybackich.


Na szerokim, acz niewiele wchodzącym w morze molo można "popasać" w cukierni znanej i u nas firmy Paul (nie wiedziałam, że ta piekarnia ma ponad dwa wieki tradycji) lub wyśmienitej restauracji, gdzie zjadłam bodaj najlepszy posiłek podczas tygodniowego pobytu w Maroku.


Tuż obok, w budowie, luksusowe osiedle rezydencyjno-hotelowe, którego lokatorzy będą mieli widok na morze. Meczet przy wyjeździe z odprawy promowej już stoi.


W okolicy sporo jest zielonych, zadbanych trawników i donic z kwiatami, pełniących przy okazji funkcję ławek.


Bez wątpienia ogromnym atutem portu jest sąsiedztwo mediny, starej dzielnicy Tangeru - jej mury, restaurowane jako część projektu rewitalizacji portu, jako pierwsze dostrzegają pasażerowie przybywających od morza. Nad kamienną obrożą jasnych murów wznoszą się zaś piętrowo, pnąc po wzgórzu białe domeczki mediny, w którą koniecznie trzeba się zagłębić. Tu, zwłaszcza na targu pachnącym przyprawami i rwącym oczy dorodnymi owocami już poczujemy nieco ducha Maroka. Ale to już będzie inna opowieść.

Zobacz również:

0 komentarze