"Ogórkiem" po Pradze z kuzynem Barei

06:25


Jelcz 043 brzmi prawie jak J23, nie ma jednak z postacią PRL-owskiej wersji Bona nic wspólnego. To symbol fabryczny poczciwego "ogórka", autobusu produkowanego w latach 1959-86 przez przedsiębiorstwo Jelcz w mieście o tej samej nazwie, dziś Jelczu-Laskowicach koło Oławy w woj. dolnośląskim. Był to pojazd zbudowany na licencji czechosłowackiej. Na zewnątrz obłożony stalowymi blachami, wewnątrz wykończony lakierowanymi płytami pilśniowymi mieścił 42 pasażerów siedzących dwójkami na całkiem wygodnych kanapkach ze skaju. Szczerze mówiąc były o wiele bardziej komfortowe dla kręgosłupa i siedzenia przewożonych osób niż dzisiejsze, "luksiusowe" autobusy. Miałam okazję do tego porównania, bo wczoraj odbyłam nieco sentymentalną podróż do przeszłości właśnie w wiekowym Jelczu. Skorzystałam z oferty firmy WPT 1313 stworzonej przez grupę pasjonatów, którzy pokazują stolicę w alternatywny sposób proponując trasy turystyczne "objeżdżane" kultowymi pojazdami dawnej epoki: fiatami 125 i 126 p oraz właśnie "ogórkami". Ja wybrałam wycieczkę po Pradze w międzynarodowym gronie, bo połowę pasażerów stanowili Polacy, a resztę cudzoziemcy. Każda z grup miała swojego profesjonalnego przewodnika, a ja trafiłam wyjątkowo mogąc słuchać opowieści z ust kuzyna Stanisława Barei, Tomasza, który ma kapitalną wiedzę i dar narracji chyba po sławnym krewnym. Jest zresztą licencjonowanym przewodnikiem po Warszawie.
Wyruszyliśmy spod Pałacu Kultury i Nauki. Alejami Jerozolimskimi dojechaliśmy do mostu Poniatowskiego - palma na Rondzie de Gaulle'a sponiewierana nieco przez wiatry nie wywołała w cudzoziemcach takiego zdziwienia, jak ongiś w warszawiakach buntu przeciw jej obecności. Chyba nam się to "dzieło" pani Joanny Rajkowskiej w końcu opatrzyło,  choć cudem nie jest, a sprytne tłumaczenie angielskojęzycznego przewodnika, że w ten sposób zyskaliśmy bardziej jerozolimskie klimaty przypadło wszystkim do gustu, również mnie. Pierwszy przystanek mieliśmy na ul. Zamoyskiego przy najstarszej w Polsce fabryce czekolady - od 2010 r. Lotte Wedel, gdyż właścicielem jest japońsko-koreański koncern Lotte Group. Na szczęście zagraniczny inwestor nie sprawił, że smak wedlowskiej czekolady się popsuł. Mam wrażenie nawet, że teraz pomadki smakują lepiej niż za czasów, gdy firmą rządzili Brytyjczycy. Gorąca czekolada jaką wszyscy piliśmy - kapitalny pomysł Organizatora na słodki początek wycieczki, była odpowiednio gęsta, aromatyczna i nie za słodka. Następnie zatrzymaliśmy się przy neoklasycystycznej Bazylice Najświętszego Serca Jezusowego i tutaj dopiero przewodnik uświadomił mi, jak jest podobna do rzymskiej bazyliki Santa Maria Maggiore.


 Na tym nie koniec związków ze stolicą Italii. Marmurowe kolumny wspierające sklepienie wewnątrz kościoła pochodzą z Bazyliki św. Pawła za Murami - wykonane pierwotnie dla tamtej świątyni okazały się za krótkie, więc znana warszawska filantropka, Maria Radziwiłłowa z Zawiszów nabyła je po wcześniejszych negocjacjach i nakazała przewiezienie nad Wisłę. Transport nie odbył się bez przygód, bo akurat trwały działania Wielkiej Wojny, a pociąg z cennym ładunkiem przemierzał terytorium szczególnie zaciekłych walk, które rozgrywały się na granicy dzisiejszej Italii i Słowenii (12 bitew o rzekę Isonzo - w Gorycji warto obejrzeć ekspozycję poświęconą tamtym wydarzeniom) i został ostrzelany.


Gościliśmy też w Fabryce Wódek Koneser - tam sfotografowałam się z nowo poznaną koleżanką z Yorku, córką polskiego emigranta, Beverley.
Potem ruszyliśmy już w mniej znane mi rejony, czyli na Nową Pragę. Tam absolutnym odkryciem była dla mnie nie tylko wspaniała, kamieniczna architektura - tylko nóż mi się w kieszeni otwierał ilekroć widziałam między starymi budynkami plomby w postaci rosnących w górę, betonowych, bezpłciowych apartamentowców. Za co się płaci konserwatorowi zabytków, skoro pozwala na takie psucie cennej, bo jednorodnej architektonicznie substancji miasta? Ale to samo mamy też i na Żoliborzu, o Placu Zamkowym nie wspominając. Bardzo spodobał mi się Bareja Klub, z którego zdjęcia zamieszczam.


W nim rzeczywiście "pachnie" PRL-em. Są meble z epoki, wydawane wówczas książki - nota bene o niebo przyzwoiciej niż teraz: ach ten Słowacki oprawiony w płótno czy Ballady Mickiewicza z ilustracjami Szancera! Gierkowska władza wiedziała, że gdzieś trzeba zainstalować ten wentyl, aby odprowadzać gromadzące się emocje, stąd rozwój kultury, choć wszyscy pamiętamy, że pod kontrolą. A jednak wybuchł Sierpień.


Pełno jest rozmaitego rodzaju bibelotów, akwarelek i monideł, ale też szkła i zastawy z lat 50-80. Gra adapter UNITRA na winyle, które znów wróciły do łask. Co ważne, można tu kupić książki nawet po 5 zł. Dla mnie największą gratką był fakt, że mogłam słuchać opowieści z ust pana Tomka Barei.






Za kierownicą siedział natomiast sam szef firmy, Rafał Pawełek.
Wycieczka trwa ok. 3 godzin.

W ofercie WPT 1313 znajdują się zarówno wycieczki dla grup, jak i osób indywidualnych oraz korporacji. Podczas tematycznych tras można poznać historię i kulturę dawnej i współczesnej Warszawy. Propozycje dla biznesu obejmują kreatywne imprezy integracyjne, gry miejskie i wycieczki dopasowane do potrzeb klienta. Wszystko realizowane jest z dużą dawką adrenaliny i dobrej zabawy. 
Ojcem całego projektu "Ogórkiem po Warszawie", obejmującym różne trasy jest p. Rafał Dąbrowiecki, licencjonowany przewodnik po stolicy, założyciel portalu Butem po Wawie i zwycięzca plebiscytu "Warszawiaki 2018" w kategorii Warszawiak Roku. 
Firma jest członkiem Warszawskiej Organizacji Turystycznej oraz Warszawskiej Izby Turystyki http://www.wpt1313.com/

Zobacz również:

0 komentarze