Odeszłaś tak nagle. Nie ma zgody!

01:47


W dzień po Świętach odeszła moja przyjaciółka Anka Poppek. Nie, proszę nie mylić z celebrytką o podobnym nazwisku! Choć dla mnie to właśnie Anka była celebrytką. Albo inaczej – powinna nią być! Była świetną dziennikarką obdarzoną ciętym piórem – ci, którzy czytali jej felietony w Tygodniku Solidarność, gdzie przez lata sprawowała funkcje wice naczelnej, wiedzą o co chodzi. Doskonale radziła sobie zarówno z prozą jak i wierszem – spod jej ręki wychodziły, skrzące dowcipem, polityczne szopki! W ostatnich latach odnalazła się też w większych formach, popełniając książki o dużym rozrzucie tematycznym, co tylko dowodzi jej wszechstronności  - sama dosłownie połykała lektury z wielu dziedzin. I tak powstała urocza książka „Mój ulubiony święty”, gdzie zgromadziła opowieści znanych polskich duchownych o ich niebiańskich wzorach do naśladowania. Udało jej się porozmawiać zarówno z kardynałem Józefem Glempem i kardynałem Stanisławem Dziwiszem, jak i Ojcem Wacławem Oszajcą czy siostrą Małgorzatą Chmielewską. Prawdziwym mistrzostwem świata było, napisanie zresztą na szczególne zamówienie Wydawnictwa, książki „Obrączki”, poświęconej Marii i Lechowi Kaczyńskim. Na szczególne zamówienie, gdyż prezydencka para zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku, a Anka napisała książkę w niespełna miesiąc i już w maju była ona na rynku. Jako pierwsza z całej serii, które powstały wówczas po katastrofie tupolewa. Pamiętam, jak zadzwoniła do mnie chyba zaraz po otrzymaniu zlecenia i zaproponowała:” zrobisz mi wywiady do tej książki?”. Naturalnie się zgodziłam. I odbyłam szereg fascynujących rozmów, które wzbogaciły tę pozycję. Na przykład z Marią Fieldorf, córką generała Augusta Emila Fieldorfa – „Nila”, zamordowanego przez UB w 1953 roku. Przypomniała ona, że to właśnie prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie uhonorował jej ojca, organizatora i dowódcy Kedywu AK, zastępcę komendanta głównego AK i dowódcę organizacji NIE, Orderem Orła Białego, podczas gdy „przyznaniu tego odznaczenia sprzeciwiali się panowie Bartoszewski, Geremek i Mazowiecki”. Z kolei mój dobry znajomy, włoski sędzia Ferdinando Imposimato, który od lat tropi mocodawców zamachu na Jana Pawła II, stwierdził: „ nie wykluczam tzw. teorii spiskowej, choć nie dysponuję w tej sprawie dowodami, więc jestem w tych przypuszczeniach bardzo ostrożny. Jednak wszyscy wiemy, że prezydent Lech Kaczyński stanowczo domagał się od rządu rosyjskiego ujawienia całej prawdy o zbrodni sprzed 70 lat.

„Obrączki” odniosły ogromny sukces – ponad 30 tysięcy sprzedanych egzemplarzy dało książce status bestsellera. Za kolejną swoją, bardziej polityczną książkę zatytułowaną „Żony opozycjonistów” Anka otrzymała prestiżową nagrodę Magazynu Literackiego Książki.

Chyba jednak najbardziej jej talent ujawnił się w wydanej w ubiegłym roku pozycji „Rejs na krzywy ryj czyli Jan Himilsbach i jego czasy”. Potrafiła bowiem odnaleźć ludzi, którzy go znali – zdążyła nawet jeszcze porozmawiać z Basicą – Barbarą Himilsbach.

Pamiętam, że wyjątkowo dużo narzekała pisząc tę książkę – że jest zmęczona, ma dosyć, całość jej się nie składa. Tymczasem „złożyła się” fantastycznie. Wystarczy przeczytać początek wstępu: „Data urodzenia: nieznana, data śmierci: podważalna, imiona rodziców: hipotetyczne, pochodzenie: niepewne, życiorys: podejrzany, słowem: Jan Himilsbach”. Takiej umiejętności syntezy wielu pisarzy mogłoby jej pozazdrościć.  Jednak Anka była przede wszystkim kapitalną „babą”. Uwielbiałam nasze spotkania w jej mieszkaniu na Woli. Pięknym, jasnym, pełnym książek. Odganiając niecierpliwą ręką ciekawskiego kota Myszkina, wnosiła na stół dymiące smakowitości – naturalnie przygotowane własnoręcznie. Nasze „długie Polaków rozmowy” śledziły poważne oczy przodków, utrwalonych na fotografiach zdobiących ściany. Czasem ktoś utalentowany dorywał się do stojącego w gościnnym pianina – Anka też grała!
I gdy w miniony piątek szara urna znikała już w czeluści grobu, zdałam sobie sprawę, że już nigdy więcej nie pogadamy, to początkowo zrodził się we mnie bunt. Sprzeciw, że jak to? Dlaczego tak wcześnie?  Była jeszcze tak młoda! Jedna z naszych znajomych napisała na Facebooku: "Odeszłaś tak nagle, nie ma zgody!". Po pogrzebie zamknęłam komputer i nie otworzyłam go aż do dziś. Nie byłam w stanie! Ale gdy przed godziną zasiadłam do pisania, to
jakby na przekór smutkowi, nasunęło mi się  komiczne wspomnienie wakacji sprzed dwóch lat. Anka zaprosiła mnie na Mazury na łódkę. Brzmiało szumnie i dumnie, ale okazało się, że kapitanowie nam nie dojechali i my na tej łajbie spędziłyśmy niemal dwa tygodnie, przycumowane w porcie. Ale jakie to były wakacje! Chcę wierzyć, że Anka zasiada teraz w wesołej kompanii w niebiańskiej tawernie, może tej samej, w której umieściła Himilsbacha. A może podobnej do tej, w której pochłaniałyśmy na Mazurach nasze nazbyt obfite śniadanka? Mam nadzieję, że kiedyś i ja się tam znajdę.

Zobacz również:

0 komentarze