News! Urodzinowa promocja LOT. O modzie pokładowej słów kilka

02:42


Tylko do 29 stycznia LOT proponuje promocję 4x85 tysięcy biletów po specjalnych, niższych cenach. Okazją jest 85-lecie działalności naszego przewoźnika: http://lot.com Dziesięć lat temu, z racji tej samej, choć siłą rzeczy, „młodszej” rocznicy, napisałam tekst do magazynu pokładowego PLL LOT Kaleidoskope. Był on wówczas formatu dwukrotnie większego niż dziś i nie da się ukryć, zdecydowanie lepiej redagowany (chwała niezapomnianej naczelnej Basi Florkiewicz i sekretarzowi redakcji Arkowi Braumbergerowi), a zdjęcia, nawet te agencyjne, po prostu zachwycały. Dziś przytaczam ten jubileuszowy tekst, który, mimo upływu dekady, wcale się nie zestarzał. I zapraszam do lektury na temat, jak od początku istnienia LOT-u zmieniała się moda na pokładach jego samolotów:
„Po raz pierwszy dwurzędowe, granatowe marynarki „kapitańskie” załoga LOT-u założyła w 1938 roku podczas premierowego przelotu nad Atlantykiem. W latach 30. XX wieku nasz narodowy przewoźnik postanowił sprowadzić nową maszynę – Super Electrę 14 produkcji Lockheeda (kojarzącego się nam dziś z samolotami wielozadaniowymi). Po samolot polscy piloci wybrali się aż do Kalifornii. W Los Angeles, gdzie odbierali maszynę, zamówili dla siebie nowe mundury. Podczas rejsu trzymane były jednak na wieszakach, a załoga podróżowała w strojach roboczych – nowe wkładała tylko podczas międzylądowań. Niemal od początku na rękawy naszywano galony, a na czapki – białego lub srebrnego żurawia, znak firmowy Polskich Linii Lotniczych. Strój uzupełniały biała koszula i czarny krawat. Pierwsze LOT-owskie uniformy inspirowane były mundurami galowymi naszych marynarzy. Firmą kierował wówczas Wacław Makowski i to właśnie jemu, przedwojennemu dyrektorowi przypisuje się  m.in. stworzenie jej image’u, w tym ubioru dla pilotów. Przed wojną nie było stewardes, a ich rolę pełnił mechanik lub radiotelegrafista, który roznosił napoje i… warcaby lub szachy. Po 1945 roku w pierwszej kolejności trzeba było więc ubrać panów, a problem mundurów dla płci nadobnej pojawił się w latach 50., gdy Zofii Glińskiej (nota bene przedwojennej urzędniczce LOT-u) zlecono stworzenie kobiecej służby pokładowej. Pierwsze garsonki uszyto z granatowego sukna i ozdobiono je złotym szamerunkiem. Do męskiego, „wojskowego” żakietu z białą koszulą i równie męskim krawatem stewardesy obowiązkowo musiały nosić spódnice. Ich długość wyznaczała zmieniająca się moda. W 1973 roku polska stewardesa Elżbieta Zalewska zajęła jedno z czołowych miejsc podczas prezentacji mundurów lotniczych w angielskim Biggam Hall, za strój uszyty przez Modę Polską. Wbrew pozorom LOT miał wówczas poważne problemy ze znalezieniem wśród rodzimych firm chętnych do współpracy – nie paliły się do niej ani Leda ani też Wólczanka. Odmówiła też słynna wytwórnia obuwia eksportowego Contessa, a przecież czy nasze załogi nie stanowiły towaru eksportowego? Pomimo tych problemów lata 70. mają opinię najbardziej kolorowych w dziejach LOT-owskiego umundurowania. I najbardziej szykownych. Wystarczy wspomnieć uniform w kolorze śliwki ze spódnicą rozciętą z przodu, żakietem typu battle dress i dwoma bluzeczkami na zmianę – o ton jaśniejszej niż strój i żółtej. To była piękna moda. Sukienki z krempliny w trzech kolorach: pomarańczowym, zielonym i niebieskim. Na wierzch stewardesy wkładały granatowe lub brązowe żakieciki, a na nogi brązowe buty na słupku. Garderobę uzupełniały apaszki z „Milanówka”, naturalnie kolorystycznie dobrane do reszty. Gdy otwarto linię afrykańską, w kolorystyce LOT-u pojawił się beż. Paniom zaproponowano garsonki z krótkim rękawem i spódnicą tuż przed kolana, zaś panom garnitur z długim rękawem. Po kolorowych latach 70., firma powróciła do granatu, co kilka lat zmieniając kroje uniformów. Nowe fasony projektowano głównie dla pań. Były więc garsonki, szmizjerki i sukienki, długie, krótsze, z rozporkiem, plisowane albo wąskie. Do tego fantazyjne dodatki. I czapki, które przeszły ewolucję od pierożka i furażerki do toczka. Podobnie buty – zaraz po wojnie nasze panie obcierały pięty w topornych pionierkach z grubą skarpetą, aby potem wskoczyć w szpileczki. Dziesięć lat temu stroje LOT-u szyła Telimena, stawiając na elegancką czerń. Jedynie kamizelki miały bordowy kolor. Obowiązywały biała bluzka i dwie apaszki: jedna klasyczna chustka i szaliczek. Doszły też dystynkcje: starsza stewardesa ma jeden pasek, szef pokładu – dwa, a instruktor – trzy paski na rękawie. Innowacją były spodnie dla pań, wprowadzone do munduru na ich prośbę. A jak wygląda dziś pokładowa moda LOT – trzeba samemu wejść na pokład, aby się o tym przekonać”.  (fot. PLL LOT)

Zobacz również:

0 komentarze