19 księży, jeden arcybiskup
00:33
Taką
grupę będę pilotować w czasie najbliższych pięciu dni – tym
razem po Polsce.
Dlatego
od pół godziny jestem w podróży – mój pociąg Beskidy mknie z
zawrotną prędkością 67 km/godz. do Katowic. Im bardziej na
południowy-zachód, tym za oknem robi się bardziej pochmurno, a
przecież w stolicy obudziło mnie słońce – tylko jaskółki
nisko latały, wieszcząc deszcz. Wagon jest czyściutki, cały w
szaro-błękitach. Obsługa niczym na dworze angielskim. Właśnie
przy moim przedziale zatrzymał się wózeczek z napojami i
przekąskami, a obsługujący go steward delikatnie otworzył drzwi:
- Dzień dobry Państwu, w imieniu InterCity zapraszam na bezpłatny
posiłek: do wyboru kawa, herbata, zimne napoje. Decyduję się na
Loyda i dostaję tackę z estetycznym kubeczkiem zamykanym od góry
pokrywką, paczuszkę trzcinowego cukru, cytrynkę w płynie i
batonik. W międzyczasie też klikam w komputer (sieć bezprzewodowa
działa bez zarzutu!), zerkając od czasu do czasu na zmieniające
się krajobrazy za oknem. Moja Polska, do której mam stosunek
ambiwalentny – dziwny koktajl patriotyzmu i niechęci (czasami
spakowałabym bagaże i wyemigrowała na antypody) – zmienia się
jednak. Fragmentami. W Grodzisku Mazowieckim, gdzie właśnie pociąg
się zatrzymał, straszy jeszcze socjalizm – betonowe, koszmarne
zadaszenie peronu zakrywa skutecznie uroczy, parterowy budyneczek
stacji, przypominający staropolski dworek. Jednak wykopy po
przeciwnej stronie torów sygnalizują jakieś prace remontowe –
prawdopodobnie wymianę podkładów. Nieco dalej kremową żółcią
pyszni się świeżo odnowiony budynek administracyjny – szkoda, że
to klocek architektonicznie nieprzystający do stacji, choć, gdy
przyglądam się mu uważniej, dostrzegam, że musi to być odnowiona
pozostałość budownictwa sprzed wieku. Nie jest więc źle – mam
sentyment do tego stylu, bo w nim utrzymany jest mój Żoliborz.
Wracając do Grodziska – co charakterystyczne dla większości
naszych budów, i ta to po prostu jedno wielkie „bordello”:
porozrzucane wszędzie kawałki rur, przerdzewiałych torów, kabli
przemieszane ze zwykłymi odpadkami, które pozostawiają robotnicy.
Do tego walące się płoty, dodatkowo „upiększone”
niecenzuralnymi napisami sprayem. Tymczasem pociąg znów jedzie,
iście żółwim tempem przesuwa się do przodu. Czy zdążę na
czas? Mam zapas półtorej godziny, podczas której z Katowic muszę
dotrzeć do lotniska w Pyrzowicach. Stamtąd właśnie odbieram zacne
grono włoskich duchownych. Jaka będzie ta grupa? Zobaczymy. Na
naszej trasie naturalnie Wadowice, Kraków, Częstochowa. Poza tym
Oświęcim i Wieliczka. (rysunek: www.disegnidacoloraregratis.it)
1 komentarze
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń