Powstaniec pije espresso

08:56


To był jeden z ostatnich dni naszych targów na Placu Konstytucji*. Zbliżał się kolejny, zimny wieczór. Z Miszką**, którego sosami do makaronów delektował się cały zespół sprzedawców, niezależnie od nacji, rozgrzewaliśmy się właśnie w stoisku restauracyjnym herbatką bez prądu. Francesco, kucharz nr I tylko z nazwy podgrzewał kanapkę z porchettą na bogato ubranej pani z korpo. Bez zmrużenia oka wyłożyła na nią 20 zł. Kilka innych osób, obładowanych już zakupami serowo-wędlinowymi z sąsiednich stoisk kolejkowało po pastę. I wtedy przed ladą stanął starszy pan. Ubrany w białą, nieco poplamioną koszulę spiętą pod szyją myszką. W klapę kraciastej, znoszonej marynarki z second-handu (tylko jeszcze tam dostaniesz garnitur z tak doskonałej gatunkowo wełny) wpięty był orzełek w koronie na biało-czerwonym pasku flagi. Zaproponowałam espresso, ale gdy powiedziałam cenę, chciał się wycofać. Dla niego najwyraźniej 5 zł za łyk kawy stanowiło zbyt duży wydatek. Spojrzeliśmy na siebie z Miszką i w tym samym momencie zakręciły się nam w oczach łzy. Protestu. Bo jak to możliwe, że w ponoć wolnej Polsce, o którą ten trzymający mimo wszystko fason, emeryt walczył jako dzieciak na barykadach Powstania - nie stać go teraz na głupią kawę. Głupią kawę - powtarzam!

Skąd wiem o Powstaniu? Po dziennikarsku to z niego "wyciągnęłam", choć nie chciał się afiszować z chwalebną przeszłością. - Firma stawia - zadecydowałam, wyciągając do staruszka rękę z kubeczkiem kawy. - Tak nie można - odsunął się z godnością. - Można, bo, jeśli się Pan nie obrazi, to jest tak, jakbym dawała espresso mojemu Dziadkowi. Bardzo mi Pana przypominał - kontynuowałam, wcale nie zmyślając. Mój gość miał podobne do Dziadzi rogowe okulary i falę bujnych, białych włosów nad czołem - moja Mama musiała swojemu Ojcu tę falę układać na szczotkę po umyciu włosów!
Starszy Pan jakby z ulgą sięgnął po kawę. Pił napój malutkimi łyczkami, jakby chciał w nieskończoność przedłużyć przyjemność kosztowania gorącego naparu.
- Ja nie mogę! - Miszka odwrócił się przodem do kuchni, aby nie widać było łez. - Ty widzisz? - pytał. Również się odwróciłam i chyłkiem osuszałam mokre oczy. - Widzę! A staruszek plastikową łyżeczką wyjadał cukier z dna kubeczka. Świat wokół niego jakby na chwilę zniknął.

 Może przeniósł się w przeszłość, do dawnej Warszawy zwanej wszak Paryżem Północy, gdzie Jego Babcię, ubraną w elegancki kapelusz od Hersego stać było na niedzielną kawę u Bliklego. Mam nadzieję, że tak właśnie było.


****
*dla niewtajemniczonych - mam na myśli jarmark włoskich produktów żywnościowych, który pod kandelabrami odbywał się między 16 kwietnia a 1 maja br. Organizatorami były włoska firma Gusto&BuonGusto oraz Włosko-Polska Izba przemysłowo-Handlowa, zaś ja pełniłam, już po raz drugi, funkcję koordynatora, HR i PR (tak cudownie snobistycznie to brzmi, w odróżnieniu od personalnej)

** Michał Miszka Muskała, gwiazda jednego z finałów Master Chefa pracował w naszej kuchni. To z nim jestem na zdjęciu. Z przyczyn oczywistych nie publikuję zdjęcia mojego bohatera.


Zobacz również:

0 komentarze