Szepty przeszłości nad Camposanto

00:58



Dzień Wszystkich Świętych. Dziś odwiedzę wszystkich moich bliskich, którzy się oddalili bezpowrotnie,  przeszli na tę drugą stronę jaka jest kresem, przeznaczeniem, jedyną rzeczą pewną w naszym życiu. Znów, jak co roku, zanurzę stopy w powódź złotych liści na Powązkach. Jednak moje myśli szybują gdzie indziej, pod powieki cisną się krużganki z zielonym spłachetkiem murawy i czerwoną różą, w uszach rozbrzmiewają słowa Muratowa: "Campo Santo, jak wszystko w Pizie, wygląda najpiękniej podczas deszczu. Wtedy mało kto je zwiedza, a stara żebraczka, która siedzi u wejścia pod wielkim zielonym parasolem przez cały dzień nie wyciąga ręki po jałmużnę. I odgłos grzmotu z pobliskich gór odbija się przeciągłym echem w opustoszałych galeriach". Nie wiem, czy dziś Piza zapłakana jest deszczem. Taka była we wrześniu, gdy przywiozłam tam grupę i uwolniłam od mojej obecności, bo Plac Cudów najlepiej kontempluje się w samotności. Mimo tłumu tak licznego, że miejscami trudno się przecisnąć. Naturalnie pobiegłam do mojego Camposanto, w tym przypadku pisanego łącznie, choć campo santo wg prawidłowej pisowni określa włoski cmentarz w formie czworoboku otoczony krużgankiem.


Na pizańskim Camposanto, zainicjowanym jak głosi legenda po czwartej krucjacie, spoczywają wielcy i możni. Ich herby, dziś częściowo "czas zatarł ślad".


To oni przechadzali się dumni po uliczkach kwitnącego miasta u szczytu potęgi Pizy - republiki morskiej, która niepodzielnie panowała na zachodnim i centralnym mare nostrum. Opasłe karawele wyładowane towarem wpływały do ujścia Arno, gdzie stał port. Przechadzając się po szarych krużgankach Camposanto w samotności - wycieczki z całego świata przypuszczały wtedy zmasowany atak na Krzywą Wieżę - zdawało mi się, że słyszę szept przeszłości. Zrywające się jak pajęcza nić opowieści śniących sen wieczny w podcieniach. I przestrogę, niczym leitmotiv wypowiedzianą przez dawno nieistniejące usta: memento mori.

Zobacz również:

0 komentarze