Recenzja: Syryjska legenda – emocjonujący wyścig z czasem w poszukiwaniu hitlerowskiego skarbu
06:41
Trzy dni temu dostałam do zrecenzowania sensacyjną powieść „Syryjska legenda” od samego autora, Wojciecha Kulawskiego. Wczoraj rano otworzyłam ją na pierwszej stronie i… wszystkie plany dnia legły w gruzach, bo nie sposób było mi się od książki oderwać. Skończyłam przed północą – na ostatniej, 335 stronie. Rzadko kiedy czytam książki „jednym tchem”. Ta wciągnęła mnie od razu swoją wartką akcją, pełną nieoczekiwanych zwrotów. Wraz z grupą jej bohaterów – archeologów przeżyłam przygodę życia. Nie zamierzam tu streszczać fabuły – to pozbawiłoby Was przyjemności lektury. Wyjawię tylko w telegraficznym skrócie, że książka opowiada o poszukiwaniach legendarnego skarbu, ukrytego przez Niemców pod koniec II wojny światowej gdzieś w Syrii – stąd tytuł powieści.
Ten główny wątek oplata szereg pobocznych, w tym ciekawe zagadnienie handlu żywym towarem, dziewcząt i młodych kobiet z Europy, porywanych i sprzedawanych bogatym szejkom arabskim za niewyobrażalne pieniądze. Wśród fikcyjnych bohaterów pojawia się postać historyczna, Aloisa Brunnera, mającego kluczowy udział w „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej” w czasie II wojny światowej. Pomimo, że był odpowiedzialny za śmierć setek tysięcy Żydów z całego naszego kontynentu w komorach Auschwitz – Birkenau, udało mu się uniknąć po wojnie kary – umknął m.in. „łowcy nazistów”, Szymonowi Wiesenthalowi, założycielowi Żydowskiego Centrum Dokumentacji, które przyczyniło się do postawienia przed sądem ponad tysiąca zbrodniarzy nazistowskich.
Po wojnie Brunner zaszył się właśnie w Syrii – miał być ekspertem tamtejszego rządu w zakresie technik terroru i tortur. W jakiej roli występuje na kartach powieści – tego już się sami dowiedzcie!
Cała akcja ma niesamowite wręcz tempo – funduje emocje zbliżone do tych, jakie przeżywają pasażerowie kolejki górskiej w parku rozrywki. Dzieje się już tak od samego prologu, kiedy dwójka głównych bohaterów pędzi terenówką ponad setką na godzinę po pustynnych bezdrożach. Mamy tu „ostrą jazdę”: pościgi, porwania dla okupu, akcje odbijania więźniów lub ich spektakularnych ucieczek z miejsc przetrzymań, strzelaniny, w wyniku których „trup ściele się gęsto”, fingowane samobójstwo i morderstwa z zimną krwią, gwałt oraz seks. Jednocześnie autor nie epatuje brutalnością – krew nie leje się strumieniami, a sceny intymne na szczęście odbiegają od stylistyki naszych pisarek-erotomanek. Opisy są w tym przypadku zwięzłe, pozwalające na grę wyobraźni i za to duże brawa dla Wojtka.
Co urzekło mnie w tej książce to bogactwo, rzekłabym wręcz piękno polszczyzny – teraz rzadko który polski autor ma szacunek dla naszego języka. Dzięki niemu widzimy tło wydarzeń, przedstawione z fotograficzną dokładnością, czyli samą Syrię.
I są to nie tylko obłędne zachody słońca, malujące pustynne piaski w fantazyjne kolory, ale też miejsca na szlaku poszukiwań skarbu, będące jednocześnie turystycznymi must see: Damaszek, Palmyra, Bosra, ale też legendarny zamek joannitów, Krak des Chevaliers, zbombardowany w 2013 r. przez samoloty rządowe.
Stało się to podczas wojny domowej w Syrii, z którą ścigają się, tak jak z prześladowcami, poszukiwacze skarbu. On też przerośnie oczekiwania zarówno bohaterów jak i nas, czytelników, wzbogaconych dzięki lekturze również o dobrze dawkowaną porcję wiedzę o kraju, jego obyczajach i polityce.
Na końcu jeszcze ukłon w stronę Wydawnictwa za porządną redakcję (znalazłam chyba tylko ze trzy literówki i jeden błąd ortograficzny). Mam nadzieję, że zachęciłam Was do przeczytania „Syryjskiej legendy”. Naprawdę warto!
0 komentarze