Lody truskawkowe z gorgonzolą. Festa della Repubblica

15:03


Chyba smakowały mi bardziej niż lody karmelowe z solą w kawiarni Bajkowej na Placu Grunwaldzkim (na warszawskim Żoliborzu). Serwowała je lodziarnia Limoni w Auli Wielkiej Politechniki Warszawskiej podczas dzisiejszej festy z okazji Święta Narodowego Republiki Włoskiej. Setki ludzi, w tym z ambasad i stoły wzdłuż wszystkich ścian pełne przysmaków z różnych regionów Włoch. Naturalnie w wykonaniu szefów kuchni włoskich restauracji działających w stolicy. W tym prawdziwych gwiazd, z Giancarlo Russo na czele, który jest oficjalnym kucharzem Episkopatu i gotował zarówno dla naszego papieża, jak i Benedykta XVI. Z serwowanych przez niego mini-danek najbardziej smakowała mi vitello tonnato czyli cielęcina w sosie z tuńczyka.

Pyszna była też pizza robiona na oczach gości przez neapolitańczyków.

No i wspomniane lody z lodziarni-cukierni Limoni - po nie ustawiła się chyba najdłuższa kolejka, w której i ja, łakomczuch stałam. Było przemiło, bo spotkałam wielu znajomych - przede wszystkim Jacka Moskwę z żoną, naszego najlepszego korespondenta TVP z Rzymu. Poznaliśmy się lata świetlne temu na... Placu rewolucji w Hawanie podczas słynnej papieskiej Mszy św. z Fidelem Castro. Zobaczyłam się też z legendą Instytutu Kultury Włoskiej, panią Renatą, która pamięta mnie jeszcze jako kilkulatkę przyprowadzaną przez Dziadka na spotkania Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Włoskiej.

Żył wówczas jeszcze Jarosław Iwaszkiewicz, z którym Dziadek bardzo się przyjaźnił. (http://italiannawdrodze.blogspot.com/2013/06/choc-iwaszkiewicz-kocha-wochy-wybraam.html?q=Iwaszkiewicz)

Była pani Anna Biolato, żona jednego z poprzednich Ambasadorów Republiki Włoskiej w Polsce, pana Luki. Za jego czasów na feście z okazji Święta Republiki tańczyło się na dziedzińcu Ambasady do późnej nocy! To były czasy! Pan Ambasador był współautorem, wraz z Tadeuszem S. Jaroszewskim, książki poświęconej Pałacowi Szlenkierów, gdzie mieści się właśnie włoska Ambasada.

Ale teraz, po dzisiejszej feście zorganizowanej z takim rozmachem, miałam wrażenie, że złote czasy Ambasady znów wracają.

 Eleganckie przyjęcie - jedyny "mankament", że na stojąco, co bardzo boleśnie odczuły moje odnóżki w szpilkach, przeogromny wybór dań z pastą pod wieloma postaciami (ach, te tagliatelle w sosie pomidorowym z pulpecikami!), owoce morza i mnogość deserów.

Baaardzo dobrze się bawiłam!

Zobacz również:

0 komentarze