Łasuchowanie pod namiotem Dżakarty. Pomysł na weekend w Warszawie

00:54


To było dla mnie wyzwanie. Akurat po dwóch dniach diety kliniki Mayo (tej oryginalnej, amerykańskiej), którą dla zdrowotności właśnie sobie aplikuję, otrzymałam zaproszenie na otwarcie pierwszej w Polsce restauracji indonezyjskiej. I jak to odmówić, jednocześnie nie marnując dwudobowych wyrzeczeń jadła i napitku?
 Nie mogłam, zwłaszcza, że to pierwsza restauracja serwująca kuchnię indonezyjską nie tylko w stolicy, ale i w Polsce. Dlatego potuptałam, czy ściślej wsiadłam w metro, które dowiozło mnie do centrum Warszawy, a stamtąd już tylko dwa przystanki tramwajem i znalazłam się na Placu Konstytucji. Tuż obok, na Pięknej błyskał gościnnie neonem lokal o zagadkowej dla mnie nazwie "WJ", której towarzyszył rysunek rikszy - oszczędny w grafice, co tak lubię, czarny napis na białym, okrągłym tle. Już na miejscu symbol udało się rozszyfrować - to Warung Jakarta, czyli Namiot Dżakarty. Uczynił to zresztą w dowcipny sposób sam Ambasador Indonezji, Peter Frans Gontha, który sprawował podczas wieczoru rolę gospodarza.


On to przedstawił Mateusza Rybińskiego, Yudhi Harijono i Marieo Juniartho, współwłaścicieli lokalu. - Moja droga do otwarcia tej restauracji była długa i wyboista - opowiadał potem Rybiński. - Pomysł jej założenia zrodził się w mojej głowi już przed siedmiu laty, kiedy po raz pierwszy pojechałem do Indonezji. Gdy wróciłem do tego na dwa i pół roku, aby popracować w firmie gastronomicznej i zgłębić tajniki tamtejszej kuchni, poznałem moich obecnych współpracowników Yudhi i Marieo - opowiadał, wyrażając wdzięczność Ambasadzie za wsparcie.
Restauracja znajduje się na piętrze i bardziej pasuje jej nazwa knajpka, gdyż wystrój nie jest wyszukany - choć w dniu otwarcia zainstalowany na tę okazje, długi stół zdobiła kompozycja kwiatowo-owocowa.


Wchodząc mamy wrażenie, że znaleźliśmy się na ulicy Dżakarty.


Ściany niczym mury zdobią napisy po angielsku i rysunki.


 Za prostą ladą przystrojoną kolorowym, ręcznie malowanym (?) materiałem, znajduje się tablica informacyjna z menu, pozwalająca na samodzielne skomponowanie dania.


Jedzenie zaś... palce lizać. Nie przyszło mi kompletnie do głowy, że bulion z kurczaka może być tak smaczny. No cóż, to nie jest wszak nasz rosołek serwowany w restauracjach (choć ten od mamy, z "grzebiącej" kury jest poezją). Soto Ayam jest bardzo pożywną zupą z wielu warzyw i ziół. Smaku dodają, poszarpane na małe kawałeczki, długo marynowane mięso z piesi kurczaka, poszatkowana, biała kapusta, pomidor i jajko na twardo. Podaje się ją z ryżem lub ostrym sosem sambal:


Tę samą restaurację odwiedziłam wczoraj. Ze znajomą, rekomendując pyszną kuchnię. Niestety bardzo się popsuła: kwaśne krewetki, generalny brak przypraw lub ich nadmiar. Szkoda. Dlatego zdjęłam moją recenzję ze strony :(

Zobacz również:

1 komentarze