Moje Ferragosto w hotelu "Erica"
01:48
I znów
odbywam podróż do przeszłości. Przerzucam karty kalendarza o 32 lata wstecz.
Tak dużo, a mnie wydaje się, jakbym to zaledwie wczoraj wróciła z piaszczystej
plaży Lignano Sabbiadoro, friulańskiego kurortu dla bogatych, gdzie czułam się
niczym Kopciuszek, którego zaproszono na bal. W sierpniu 1981 roku przyjaciele
mojego dziadka zaprosili mamę wraz ze mną na dwa tygodnie wakacji. Zapłacili za
podróż samolotem i pobyt w hotelu wraz z pełnym wyżywieniem. Z kraju, gdzie na
półkach królował ocet, a ze szklanego ekranu coraz częściej wyzierała
złowieszcza twarz w czarnych okularach, przybyłam do raju. Mama kupiła mi błękitny
kostium kąpielowy – mój pierwszy dwuczęściowy, choć jeszcze nie miałam
specjalnie co zakrywać i intensywnie żółtą sukienkę-mgiełkę. Byłam zachwycona
żywymi kolorami i krojem tych ubrań. I zapachem – delikatną wonią jakby perfum,
jakie wydzielała tkanina. Zakupy dla ukochanej córeczki chyba wyczerpały jej
skromne środki, bo nie pamiętam, abyśmy jeszcze coś kupowały. Toni, majętny
biznesmen z Mediolanu, którego mój dziadek poznał wiele lat wcześniej, opłacił
nam także wstęp na hotelową plażę wraz z parasolem chroniącym przed nazbyt dla
nas ostrym słońcem – obie z rodzicielką mamy bardzo delikatną skórę, pod
wpływem promieni UV zdolną do szybkiej zmiany koloru na intensywną czerwień.
Żona Toniego spędzała urlop w tej samej miejscowości, naturalnie ona w hotelu
pięciogwiazdkowym – my w niższej o dwa „oczka” kategorii, w znajdującym się w
części kurortu Lignano Pineta hotelu „Erica”. Jednak i tak wydawał nam się
on bardzo elegancki, a obsługa, znająca dobrze Toniego – traktowała nas
wyjątkowo uprzejmie. Sądzę, że wnosiłyśmy wśród gości nieco egzotyki, gdyż w
tym czasie Polaków goszczących w Lignano można było policzyć na palcach jednej
ręki. Ceny przewyższały znacznie możliwości przybyszów znad Wisły. Stąd
niejednokrotnie właściciel obiektu, wykorzystując chwile, kiedy mijaliśmy się w
holu, podpytywał mamę, jak jest w tej Europa dell’Est – sytuował nas bowiem,
poniekąd słusznie w bloku wschodnim. Należeliśmy przecież wówczas do Imperium,
nawet jeśli Polska uchodziła za niepodległy kraj. My z kolei z malującym się na
twarzy, cielęcym zachwytem oglądałyśmy podczas długich spacerów ekskluzywne
wille letniskowe Włochów, piękne hotele, elegackie sklepy pełne wszelakich
dóbr. Do tradycji wręcz należały nasze wyprawy do pewnego butiku, za którego
szybą pysznił się serwis kawowy z porcelany w truskawki. Naturalnie poza naszym
zasięgiem finansowym podobnie jak Garfield z pluszu, zdobiący pobliski magazyn
z zabawkami. Dzień, który szczególnie zapamiętałam to 15 sierpnia, kiedy w
Italii przypada Ferragosto. Zbiega się on o z obchodami Wniebowzięcia
Najświętszej Maryi Panny, jednego z najstarszych świąt maryjnych w Kościele
Katolickim. Ferragosto jednak jest festą całkowicie pogańską, obchodzoną od
2000 lat. Jej nazwa pochodzi od łacińskiego Feriae Augusti, ponieważ to właśnie
cesarz Oktawian August wprowadził dzień wolny od pracy w czasie największej,
sierpniowej spiekoty. Również i dziś na Półwyspie Apenińskim z tej okazji
zamykane są wszystkie sklepy, a hotelarze fundują swoim gościom wystawne
kolacje. Nam też przypadł w udziale w uczcie na miarę Trymalchiona. A może
raczej ostatniej, jaką spożył z swoim życiu słynny sybaryta Gaiusz Petroniusz?
Zastawione stoły uginały się pod ciężarem mnogich i wyszukanych potraw. Liczba
przystawek: wszystkich salumi, sott’olio, sałat była niezliczona.
Wśród primi piatti konkurowały ze sobą spaghetti alle vongole, gnocchi
alla veronese, ravioloni alle zucchine, canelloni alla siciliana.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że Włosi mają tyle rodzajów pasty i że może
istnieć tyle sposobów jej przyrządzania! Poległyśmy już przed secondo piatto,
nie wiedząc czy zdecydować się na miecznika czy też befsztyka, jakiego nie
widziałyśmy dobrych kilka lat (za Gierka zdarzało się, że pukała do naszych
drzwi „baba z mięsem”). A potem na stół wjechały desery: tarty, owoce, lody… ‘Kiedyś
będziemy żałować, że tego wszystkiego nie zjadłyśmy’ – pomyślałam. I niestety miałam
rację. Cztery miesiące później Generalissimus wprowadził w Polsce stan wojenny.
Półki już zupełnie opustoszały. I tylko pewnego, szczególnie szaro-burego,
styczniowego dnia w skrzynce pojawiła się niebieska koperta zaadresowana obcym
pismem, opatrzona włoskim znaczkiem. W środku znajdowała się spóźniona kartka z
życzeniami bożonarodzeniowymi od dyrektora „naszego” hotelu „Erica”. Jak
światełko nadziei na przyszłość. Miałyśmy mu okazję za nią podziękować, gdy
wróciłyśmy do Lignano po czterech latach, znów zaproszone przez Tinę i Toniego.
Ale to już zupełnie inna historia…Wszystkich zainteresowanych poinformuję
natomiast, że należący do rodziny Valentinis hotel „Erica” nadal działa,
zbierając na TripAdvisorze same dobre noty. (fot. Hotel Erica, FVG)
Już po opublikowaniu tego posta, wysłałam do niego link właścicielom hotelu. Jakże wzruszającą niespodzianką był otrzymany od nich, w odpowiedzi, mail, który cytuję w oryginale:
Gentilissima Signora Anna.
Grazie per la bellissima e-mail molto significativa e sentita da tutti noi dell’ hotel. Siamo contenti che sia cambiato anche nel Suo Paese tutto in meglio. Si, gestiamo sempre noi l’hotel di padre in figlio in nipote, da piu’ generazioni con passione e amore per il nostro lavoro, come Lei per la sua bella carriera di giornalista. Le auguriamo un buon Ferragosto, anche alla Sua famiglia e speriamo di conoscerci in futuro.
Alberto Valentinis
hotel Erica Lignano Pineta
Już po opublikowaniu tego posta, wysłałam do niego link właścicielom hotelu. Jakże wzruszającą niespodzianką był otrzymany od nich, w odpowiedzi, mail, który cytuję w oryginale:
Gentilissima Signora Anna.
Grazie per la bellissima e-mail molto significativa e sentita da tutti noi dell’ hotel. Siamo contenti che sia cambiato anche nel Suo Paese tutto in meglio. Si, gestiamo sempre noi l’hotel di padre in figlio in nipote, da piu’ generazioni con passione e amore per il nostro lavoro, come Lei per la sua bella carriera di giornalista. Le auguriamo un buon Ferragosto, anche alla Sua famiglia e speriamo di conoscerci in futuro.
Alberto Valentinis
hotel Erica Lignano Pineta
0 komentarze