Ut, re mi, fa, sol, la śpiewał mnich z Arezzo

12:28


Wydawał mi się potworem i śnił mi się po nocach. Kto? Mój nauczyciel historii muzyki w liceum "dwa w jednym" (czyli ogólniak połączony z edukacją muzyczną), które jednak udało mi się ukończyć mimo momentów zwątpienia w sens takiej nauki. O tym jednak kiedy indziej. Wróćmy do historii muzyki. Piękny wydawać by się mogło przedmiot. Taki jednak też można obrzydzić. Na przykład każąc wkuwać na pamięć dokładnie, słowo w słowo to, co "pan prof" podyktował. Albo jeszcze lepiej, rozpoznawać "temaciki" czyli fragmenty utworów z kilku taktów zapisanych na kawałku papieru nutowego. Przy czym nie wystarczyło nazwy utworu, ale i jego część. Naturalnie trzeba było opanować utwory ze wszystkich epok. Do tej pory ten system ich zapamiętywania mnie nie przekonuje, a stawanie przed tablicą i zgaduj-zgadula w atmosferze stresu wywołuje odruch, no cóż, nieprzyjemny w skutkach.
Bywały jednak, acz rzadko i fajne momenty, kiedy "pan prof" się rozmarzał i poza dyktowaniem z kajetu puszczał wodze opowieści. Najciekawszą bodaj była ta o Guido vel Gwidonie z Arezzo mnichu, który tysiąc lat temu wymyślił solmizację. Ten termin kryje znane nam wszystkim chyba: do, re, mi, fa, sol, la. Siedząc wówczas w odrapanej ławce zamarzyłam sobie, że kiedyś do Arezzo dotrę.

To marzenie udało mi się spełnić tego lata. Stanęłam pod domem Guida, którego niestety zwiedzać nie można. Jest tylko tablica mu poświęcona.

Pewnie bym go zresztą minęła, gdyby nie zaczepiła mnie para turystów i nie zagadnęła po francusku.

 Rozumiem ten język dobrze, musiałam się go nauczyć w tempie presto w osiem miesięcy podczas studiów podyplomowych dziennikarstwa europejskiego. Jednak brak praktyki sprawia, że zazwyczaj, jak mogę unikam konwersacji.
- Ten Guido to kto on był, poeta? - zapytała dama i nim zdołałam zaprzeczyć, kontynuowała dalej, wprawiając mnie w całkowite zdumienie. - Ach, on napisał Sonety do Laury! - ucieszyła się pani, spoglądając wyzywająco na swojego partnera. Wyraźnie oczekiwała, że powali go swoją erudycją.
- Nie, to Petrarka - odpowiedziałam "z automatu", nie bacząc, czy mówię correctement. - Petrarka napisał "Sonety do Laury". Jego dom znajduje się zresztą również w Arezzo. jednak w innej części miasta. A tu mieszkał Guido...
- Pomyliliśmy adresy, mon chere! - wykrzyknęła pani dramatycznie, znów spoglądając na towarzyszącego jej mężczyznę. - Merci, merci beaucoup mademoiselle - pomachała mi starannie umanikiurowaną dłonią i pociągnęła za sobą lekko zdezorientowanego pana, który chciał się jednak czegoś dowiedzieć o Gwidonie. Nie dała mu tej szansy i po chwili oboje zniknęli za rogiem.
Ja zaś stanęłam przed piaskową fasadą domu i odtworzyłam wykład sprzed wielu lat. Gwidon urodził się miedzy 991 a 992 r. n.e., ale szczerze mówiąc dokładnie nie wiadomo gdzie.


Poza Arezzo wymieniane są też Ferrara, Tali lub Pomposa. Gdy dojrzał, wybrał żywot mnicha i osiadł w opactwie benedyktyńskim właśnie w Pomposie. Z czasem stał się teoretykiem muzyki tak wybitnym, że trzydziestoletniego badacza zaprosił do siebie sam papież Jan XIX, aby przybliżył mu charakter swoich prac. Gwidon bowiem dokonał rzeczy wyjątkowej - skodyfikował notację muzyczną, co zrewolucjonizowało system nauczania śpiewu, kompozycji i wykonywania utworów. Tworząc solmizację, wykorzystał  początkowe głoski kolejnych wersów łacińskiej wersji hymnu do św. Jana Chrzciciela, skomponowanego przez Pawła Diakona:
"Ut queant laxis
Resonare fibris
Mira gestorum
Famuli tuorum
Solve polluti
Labii reatum
Sancte Iohannes"
W wolnym przekładzie hymn jest apelem do św. Jana Chrzciciela, aby odpuścił grzechy tym wiernym, którzy chwalą jego imię.
Co ciekawe, głoska Ut została zastąpiona znanym nam Do dopiero w XVI w. przez innego, włoskiego teoretyka Giovannniego Battistę Doni. Poza tym Guido określił też jako pierwszy pozycję nut na quatrolinii - pięciolinię, która służy nam do dziś, stworzył Ugolino Urbevetano da Forli'.

Jego pomysłem jest też tzw. Ręka Gwidona stosowana do nauki śpiewu. Więcej na ten temat: https://podsluchaj.wordpress.com/2015/01/26/za-reke-z-guidonem/
Krążąc po Arezzo raz po raz napotykałam nowożeńców czy też pary, które właśnie miały stanąć na ślubnym kobiercu. Szczęśliwe miasto miłości i... trufli. Jak wiele innych w Toskanii.




Zobacz również:

0 komentarze