Napoleon we wtorki nie przyjmuje

00:17



Żadnych gości we wtorki, Wypoczynek. Poza tym Museo Nazionale della Villa dei Mulini w Portoferraio na Elbie jest otwarte codziennie w godz. 8.30 do 18, a w weekendy do godz. 13.


Tę informację jednak przeoczyłam wybierając się we wrześniu na Elbę, aby wreszcie spotkać się z Bonapartem. Czy raczej jego duchem bądź wspomnieniami po wielkim wodzu, z którym Polacy wiązali tyle nadziei.
 Po nieudanej wyprawie na Moskwę, klęsce w Bitwie Narodów pod Lipskiem, gdzie w nurtach Elstery zginął marszałek Józef Poniatowski i abdykacji, Napoleon został wysłany na Elbę. Zaledwie 20 km od lądu stałego. Płynąc przez cieśninę Piombino z portowego miasteczka o tej samej nazwie myślałam, że przebywam dokładnie tę samą drogę co On.


Naturalnie w bardziej komfortowych warunkach. Wielopiętrowy prom kompanii Toremar sunął po gładkim morzu koloru intensywnego szafiru niczym po stole. Tego dnia była idealna pogoda na wycieczkę - deszczowy front, który tak dał się mnie i mojej grupie we znaki tuż po przyjeździe do Toskanii, odpłynął nękać mieszkańców innych części Europy. Świadomie wybrałam statki tej firmy - przewodniczka po Cinque Terre ostrzegała mnie przed kolizyjnym Moby.


Nie dałam się więc skusić być może nawet niższej cenie - my płaciliśmy 22,50 euro za bilet w obie strony i malowaniu w budzące zaufanie, bajkowe delfinki na burcie. Zresztą, wiedziona dziennikarskim instynktem sama wyszukałam w sieci informacje o kolizjach Moby. Trochę ich było. W 1991 r. Moby Prince zderzył się z tankowcem jeszcze w porcie i mimo szybkiej akcji ratowniczej w płomieniach zginęło aż 140 na 141 osób na pokładzie https://www.youtube.com/watch?v=VHb6ybwkIhc. Bliższe czasowo kolizje miały miejsce w 2010, a dwie ostatnie w roku bieżącym. Ofiar nie było, mimo to promy wpadające masowo na inne jednostki i vice versa mojego zaufania nie budzą, bo rosną wątpliwości co do kompetencji kapitanów.
Dopiero w drodze powrotnej, uwędzona dosłownie spalinami walącymi z komina doszłam do wniosku, że statki obu firm to straszny złom, obrazujący dogłębnie włoski kryzys. Nowoczesne fotele lotnicze w sali głównej i pyszna kawa mrożona w barze mnie nie zwiodły. Dlatego z pewną ulgą wysiadłam na brzeg po przycumowaniu, ale mój błędnik, po zaledwie godzinie rejsu, już zdążył zwariować, więc nadal miałam wrażenie, że płynę.
Celem naszej wycieczki było wspomniane na wstępne Muzeum Narodowe Villa Mulini w Portoferraio, czyli własnie tam, gdzie rzucił kotwicę prom. Piaskową fasadę domu, który przez jedenaście miesięcy stał się domem Napoleona, na upartego można dostrzec z portu. Wyróżnia się pewną elegancją spośród z nim sąsiadujących budynków. Zbudowany w 1724 r. dla Wielkiego Księcia Gian Gastone de' Medici, został potem przerobiony na potrzeby Małego Korsykanina przez architekta z Livorno, Paola czyli Pawła Bargigli, który powiększył go dodając piętro.

Moja grupa jednak nie doceniła tego dzieła, rozczarowana, że na miejscu nie zastała bardziej wystawnej rezydencji. Przede wszystkim jednak faktem, iż drzwi tego dnia zamknięte były na trzy spusty. Tyle fatygi na nic! Specjalnie bowiem poprzestawialiśmy program wycieczki, aby uniknąć brzydkiej pogody na Elbę, a przede wszystkim rejsu w sztormie. Tymczasem Napoleon pokazał nam figę!

No cóż, mea culpa, powinnam była to sprawdzić. Zamiast tego, reorganizując całą wyprawę ten jeden szczegół, najważniejszy w końcu, pominęłam. Należało ratować sytuację. Klient nasz pan. Musi być zadowolony. Przede wszystkim jednak to była przesympatyczna grupa, wyjątkowo zgrana, gdyż z jednego zakładu pracy z południa Polski, nie dysponująca dużym portfelem. Zaproponowałam więc, abyśmy zamiast muzeum, gdzie wstęp kosztuje pięć euro, wybrali się do pobliskiej, położonej nieco wyżej twierdzy - Forte Stella.


Zbudowana, zgodnie z nazwą na planie gwiazdy stanowi wraz z niedalekim Forte Falcone (nazwa pochodzi już z czasów Bonapartego i nawiązuje do napoleońskiej heraldyki, orła) i Torre Linguella stanowią jedno ze skupisk fortyfikacji, jakie wyspa zawdzięcza Medyceuszom.

 Jak mówi jedna z lokalnych legend,  Napoleon po wylądowaniu na Elbie 4 maja 1814 r., miał chyżo pokonać znaczne wzniesienie (49 m n.p.m.) i przybiec najpierw tu, do fortu.

Po co? Po popiersie Kosmy Medyceusza wyrzeźbione w brązie przez Benvenuta Celliniego. Tyle, że cenne dzieło sztuki kilka dekad wcześniej przeniesiono profilaktycznie do stolicy Wielkiego Księstwa Toskanii (powstałego gdy Medyceusze objęli władzę we Florencji, po wygaśnięciu rodu w rękach dynastii habsbursko-lotaryńskiej), nim jeszcze Napoleon przekształcił je w Królestwo Etrurii, by potem wcielić je do Francji, a wreszcie przydzielić je swojej siostrze Elizie Marii Annie Bonaparte, która w ten sposób została Wielką Księżną Toskanii. Złośliwy finał tej legendy głosi, że Napoleon popiersie Kosmy chciał naturalnie "zabrać" do Luwru. A opisane popiersie znajduje się dziś w Muzeum Bargello we Florencji: www.museodelbargello.it
Wsparta tymi wszystkimi informacjami, z czyściejszym już sumieniem powiodłam moją grupę do fortu, skąd rozciągał się nie tylko panoramiczny widok na całe miasteczko, ale i na ogrody domu Napoleona. c.d.n.




Zobacz również:

0 komentarze