Ta mroźna cisza miasta mego

13:50



35 lat minęło i aż trudno mi sobie dziś wyobrazić, że kiedyś wydarzyło się to wszystko. Zwłaszcza teraz, kiedy spędziłam tak uroczy wieczór w Restauracji Literatka z gronem włoskich touroperatorów, którzy kończą swój czterodniowy objazd Polski i są zachwyceni naszym krajem: nowoczesnym, bezpiecznym, pełnym pięknie odnowionych zabytków, interaktywnych muzeów, smakowitej kuchni, rodaków-poliglotów, gościnnych, serdecznych.
Usiłuję sobie przypomnieć, co robiłam w wieczór 12 grudnia 1981 r. Chyba byłam zbyt smarkata, by cieszyć się karnawałem Solidarności, który właśnie dobiegał końca. Tej nocy tak samo mroźnej, ale bardzo śnieżnej. Łomot podkutych butów na schodach, łomot kolb karabinów w drzwi, wywózki w nieznane. A dla innych nieświadome zupełnie przebudzenie o słonecznym poranku i brak teleranka w czarno-białej Szecherezadzie, a potem ta pozornie smutna twarz Generała obwieszczającego coś, czego nie rozumiałam: stan wojenny - kogo z kim?
Wywrócił nasz świat, mój świat do góry nogami. Zabił dzieciństwo, które tego dnia się dla mnie skończyło bezpowrotnie. Pierwszy wiersz o tym stanie wojny z narodem dotarł do mnie w jakiejś odbitej na powielaczu gazetce. Wtedy nie wiedziałam, że jego autorem był Ernest Bryll, który tak napisał 15 grudnia 1981 r.:

Ta mroźna cisza miasta mego,
Czołgi stojące niby cienie
Żołnierze tak niepewni swego
Schylają głowy nad płomieniem.

Zimno im. A nam luto w gardle
Bo nikt już nie wie czy mówimy
Tą samą mową. Więc milczymy
Jak czuwający nad umarłym.

Otwieram okno i zapalam świecę pamięci. Za górników z Wujka, za Grzesia Przemyka, za ks. Jerzego.

Zobacz również:

0 komentarze