Dom Ulgi w Cierpieniu

01:43


Jego biała, potężna bryła solidnie osadzona w połowie wzgórza jako pierwsza przyciąga wzrok każdego, kto po wymagających sprawnej ręki kierowcy serpentynach dotrze do San Giovanni Rotondo. Dom Ulgi w Cierpieniu, bo o nim mowa, przyćmiewa gabarytami stojący nieopodal kościół pw. Matki Bożej Łaskawej, w którym przez 52 lata Ojciec Pio sprawował posługę.

Ten zresztą jest niewielkich rozmiarów.

Nie to co przylegająca doń bazylika, również dedykowana Matce Bożej Łaskawej,

Wzniesiona została dlatego, że pielgrzymi nawiedzający szczątki świętego stygmatyka z roku na rok przybywali do miasta coraz liczniej.

Z tego też powodu przed dziesięcioma laty powstało sanktuarium z prawdziwego zdarzenia.

To Nowy kościół pw. Ojca Pio zaprojektowany przez wybitnego włoskiego architekta Renza Piano.
Czy spodobałaby się samemu,  skromnemu za życia franciszkaninowi ta przypominająca raczej halę sportową konstrukcja z „barokowym”, bo kapiącym od złota wystrojem, gdzie samego ojca Pio umieszczono za szybką w dolnym kościele niczym jakiś eksponat muzealny?

Szczerze wątpię. Jego dziełem był bowiem Dom Ulgi w Cierpieniu, szpital mogący dziś pomieścić ponad 1000 pacjentów i uchodzący za jedną z najbardziej prestiżowych placówek medycznych w Italii. Miałam okazję się przekonać, że jej nazwa nie jest tylko pustym słowem. Tak się akurat złożyło, że jednej z moich pielgrzymowiczek właśnie w San Giovanni Rotondo czyli w dzień po szczególnie męczących dla mojej grupy uroczystościach kanonizacyjnych w Rzymie (cała noc na nogach, bez snu i wiele godzin podróży w autokarze z minimalnymi przerwami) bardzo spuchła stopa. Oglądając ją miałam wrażenie, że za chwile eksplodują znajdujące się tuż pod skórą naczynka krwionośne. W dotyku była twarda, gorąca, pulsująca i bolesna, a sama chora skarżyła się na wysoką gorączkę. Nie było na co czekać – pomoc potrzebna była natychmiast. Na szczęście w sukurs ruszył nam właściciel hotelu Corona, w którym nocowaliśmy.

Zaoferował własny transport i kierowcę do szpitala, tak więc już po pięciu minutach przekraczaliśmy próg Izby Przyjęć Domy Ulgi w Cierpieniu. Wbrew moim obawom tłumów nie było, a lekarz przyjął nas natychmiast – w międzyczasie chora została posadzona na wózeczek i tak już poruszała się po całej, gigantycznej placówce. Co zwróciło moją uwagę to bardzo skromny wystrój wnętrz: meble nawet z lat 80., czyste, aczkolwiek w burych kolorach utrzymane ściany i… mnóstwo zdjęć ojca Pio, z czego większość niepublikowanych w znanych mi źródłach. Święty towarzyszył nam praktycznie na każdym kroku – w kilometrach korytarzy i salkach wyposażonych w najnowocześniejszy sprzęt medyczny. Nasz lekarz okazał się specjalistą z powołaniem – po obejrzeniu pacjentki zaraz wysłał ją na dopplera, aby wyeliminować opcje zatoru. Po kolejnym kwadransie badanie na szczęście dało wynik negatywny. Lekarz przepisał zatem antybiotyk i maść mającą w dwa dni zlikwidować opuchliznę (zeszła już po dobie stosowania!). W sumie po pół godzinie moja podopieczna leżała już w hotelowym łóżku, a ja nie mogłam wyjść z podziwu, że udzielona nam pomoc odbyła się w tak ekspresowym tempie, bez żądania jakiegokolwiek ubezpieczenia czy opłaty, za to z dużą dozą profesjonalizmu. Zarówno bowiem lekarz obsługujący dopplera jak i ten pierwszego kontaktu wielokrotnie upewniali się, czy jestem w stanie zrozumieć terminologie medyczną i przetłumaczyć pacjentce zalecenia specjalisty. Ujął mnie też właściciel hotelu Corona, gdy następnego dnia rano znów zaoferował mi samochód, abym mogła jak najszybciej kupić leki w aptece. Liczne fotografie Ojca Pio nie zdobiły lobby jego trzygwiazdkowego hotelu tylko dla „przyciągnięcia gawiedzi”.

Wiara czyni cuda. Nie tylko te spektakularne. Na co dzień wydobywa z ludzi to, co w nich najlepszego – pod warunkiem, że tego chcą.

Zobacz również:

1 komentarze