Przystanek w Monachium. Jak nie popisała się Lufthansa
12:22
Nieoczekiwany początek podróży: w pięć minut po tym, jak wyłączyłam budzik - zadzwonił telefon. Zbyt zaspana aby odróżnić sygnał o wstrząsającej chyba dla każdego godzinie piątej rano, pomyślałam, że to nadal budzik. Tymczasem dzwonił Marek, kolega-dziennikarz z Krakowa, z którym wraz z grupą innych żurnalistów wybieraliśmy się na press tour do regionu Friuli-Wenecja Julijska. Informacja, jaką przekazał mi w bardzo telegraficznym skrócie, na chwilę mnie sparaliżowała: strajk kontrolerów na lotnisku w Trieście, a więc naszym docelowym. - Co robimy? Lecimy? - pytał. - Naturalnie! - już pozbierałam myśli. Trzeba jechać na lotnisko, przebukować bilety. Na szczęście się udało i to tak dla nas korzystnie, że dzięki późniejszemu odlotowi do Triestu mogliśmy zabawić dłużej w Monachium czyli po prostu pojechać do miasta, a nie tylko, jak zgodnie z poprzednimi planami, tylko wypić kawę w szybkim marszu między jednym a drugim gatem. Zgodnie jednak z międzynarodowymi przepisami Lufthansa, będąc akurat naszym przewoźnikiem na całej trasie, powinna nam zrekompensować blisko siedmiogodzinne opóźnienie. Udaliśmy się zatem do jej stanowisko na lotnisku i tu jaki było nasze zaskoczenie, gdy urzędnik wręczył nam, mętnie zresztą napisaną instrukcję, jakie prawa przysługują pasażerom w przypadku opóźnienia. I odesłał z kwitkiem twierdząc, że możemy ich dochodzić "potem", korespondencyjnie! Nie mieliśmy ochoty się wykłócać, wybierając spacer po stolicy Bawarii. Niesmak jednak pozostał. Niefajnie Lufthanso :(
0 komentarze