Z czekanem na lodowiec
13:02
Nie mam
szczęścia do lodowców. Kilka lat temu, na austriackim Stubaiu przez cały
tydzień smagały mnie na przemian lub w duecie przenikliwy wiatr i śnieg z
deszczem. Do tego jeszcze nie wszystkie trasy narciarskie były udostępnione,
gdyż przyjechałam przed oficjalnym otwarciem sezonu. A reklamowany również i w
tym roku makaron, serwowany w restauracji na środkowej stacji, okazał się
całkowicie niezjadliwy. Kilka dni temu przyszło mi natomiast szturmować
lodowiec Folgefonna, położony w południowo-zachodniej części Norwegii, w
Hordaland. 214 km2 powierzchni robi wrażenie już podczas lektury
folderu turystycznego, a co dopiero zobaczyć to zjawisko w naturze. No właśnie
i tu pojawił się problem, gdyż nawet pokonując autokarem wąską jednopasmówkę,
wijącą się aż do najniższego jęzora lodowca, niewiele mogłam dostrzec. Ze
szczytów spływała gęsta niczym welon mgła, padał deszcz. Podziwiałam naszego
mistrza kierownicy, który nie uciekł na widok drogi, jaką musiał przebyć wraz z
naszą dziennikarską, bezcenną bracią (to w końcu od nas zależy, jak zachęcimy
rodaków do odwiedzenia kraju nad fiordami). Widać było, że zaprawiony jest w
podobnych bojach i swobodnie pokonywał kolejne, niekiedy bardzo ostre zakręty.
Niejednokrotnie zamykałam oczy, gdy przód czy bok ewidentnie zbyt dużego jak na
tę drogę pojazdu wisiał już nad przepaścią, jednak po sekundzie, zręczny ruch
kierownicy wyprowadzał autokar na prostą.
Gdy dotarliśmy pod lodowiec, przynajmniej deszcz ustał, a mgła przerzedziła się na tyle, iż zobaczyłam, że pierwszy odcinek do pokonania stanowi dosyć sporą stromiznę. Na razie jednak całą uwagę skupiłam na kwestiach stroju – po raz pierwszy w życiu miałam włożyć raki. W pełnym rynsztunku prezentowałam się dosyć zabawnie…
Jak wyglądała moja eskapada przez Folgefonnę – wkrótce opowiem. A na razie publikuję niżej zdjęcie Konrada Koniecznego z Innovation Norway, z którym razem przebyłam szczęśliwie lodowy tunel:
Gdy dotarliśmy pod lodowiec, przynajmniej deszcz ustał, a mgła przerzedziła się na tyle, iż zobaczyłam, że pierwszy odcinek do pokonania stanowi dosyć sporą stromiznę. Na razie jednak całą uwagę skupiłam na kwestiach stroju – po raz pierwszy w życiu miałam włożyć raki. W pełnym rynsztunku prezentowałam się dosyć zabawnie…
Jak wyglądała moja eskapada przez Folgefonnę – wkrótce opowiem. A na razie publikuję niżej zdjęcie Konrada Koniecznego z Innovation Norway, z którym razem przebyłam szczęśliwie lodowy tunel:
1 komentarze
Super wpis!
OdpowiedzUsuń