Liguria 1991 - moja pierwsza minispódniczka
11:33
Rok
1991. U nas transformacja i ciuchy ze szczęk pod „PeKiN-em”, w Italii dobrobyt
aż kłuje w oczy, więc nawet na bazarkach ubrania wysokiej jakości. Mój Ojciec
stacjonuje akurat w Genui, gdzie w stoczni nadzoruje budowę jachtu dla
szwajcarskiego klienta. Dla mnie to trudna wizyta, bo od wielu lat nie jesteśmy
już rodziną, a ściślej Tata ma nową. Staramy się jednak oboje utrzymać kontakt.
Wymarzyłam sobie ten marcowy wyjazd ze względu na obchodzone w tym miesiącu
urodziny. Poza tym liczyłam, że w Ligurii będzie już wiosna. Rzeczywiście,
przez pierwsze dni świeci obłędne słońce, ale potem jakaś wyjątkowo paskudna
zadymka zaskakuje mnie „w mieście”. Paradoksalnie dzięki pogodowemu kaprysowi
trafiam na retrospektywę Salvadora Dali – rysunki i rzeźby. Napiszę z niej swój
pierwszy w życiu tekst dziennikarski, który zostanie opublikowany w Życiu
Warszawy jako korespondencja z Włoch. Niezły debiut, prawda? Peregrynując po
genueńskich zaułkach, odkrywam też uliczne bazarki, a na jednej z bancarelli,
uroczą mini w ciepłym, słonecznym kolorze. Zdobią ją dyskretne a la’ indiańskie
aplikacje i po przymiarce okazuje się jak na mnie szyta. To moja pierwsza tak
krótka szatka – do tej pory nosiłam się bardziej maxi. – To ty masz nogi! –
zauważa Ojciec. – I to bardzo fajne nogi! – dodaje mi odwagi, gdyż czuję się lekko
nieswojo. Na publikowanym w tym poście zdjęciu właśnie dumnie je prezentuję i
spódniczkę też. A w najbliższy czwartek zaprezentuję samą Italię, taką jakiej
nie można poznać podczas wycieczek z biurem podróży. Serdecznie zapraszam do Miejskiego
Ośrodka Kultury w Pruszkowie na godzinę 11: www.mok-kamyk.pl
0 komentarze