Marmurowa Ilaria - love story z Lukki na dobranoc
13:47
W tym naturalnie o Białej Lilii, Ilarii del Carretto, pochowanej w Chiesa di San Martino- kościele św. Marcina. Jej dzieje przypominają poniekąd inną historie miłosną, która wydarzyła się tysiące kilometrów stąd, w Indiach. Ale po kolei. Pan Lukki Paolo Guinigi, władający miastem przez pierwsze trzy dziesięciolecia XV wieku słynął jako obyty w świecie – przebywał kolejno w Londynie i Flandrii – kolekcjoner sztuki, zwłaszcza arrasów i damasceńskiej stali oraz kobiet. Do czasu, gdy w progu jego pałacu nie pojawiła się młodziutka Ilaria del Carretto, potomkini markizów Savony. Paolo, już wcześniej raz żonaty, stracił dla ślicznej dziewczyny głowę od pierwszego wejrzenia i ochoczo ją poślubił. Zwłaszcza, że sam pochodził nie z tak dobrej rodziny jak Ilaria. Ich pożycie układało się szczęśliwie. W rok po zawarciu związku małżeńskiego Ilaria wydała na świat syna Ladislao, Władysława, w następnym nosiła już pod sercem córeczkę. Niestety, zbyt szybka druga ciąża przyniosła nieoczekiwane komplikacje i jakkolwiek córeczka, której pośmiertnie dano imię Ilaria, przeżyła, matka już niestety nie. Oszalały z bólu Paolo zamówił pośmiertny pomnik nagrobny u samego największego mistrza epoki, Jacopo della Quercia. Wyrzeźbił on z białego, karraryjskiego marmuru prawdziwe arcydzieło uważane za największe osiągnięcie sztuki funeralnej tamtych czasów. Postać Ilarii w powłóczystej szacie wydaje się bowiem pogrążona w śnie: delikatnie uchylone wargi, oczy przykryte powiekami, sprawiające wrażenie, że za chwile się otworzą. Zwłaszcza, że u stóp pani czuwa – gotowy do zabawy - wierny piesek. Sarkofag został ozdobiony po raz pierwszy motywem putti, aniołków tak potem popularnym w renesansie. Marmurowa Ilaria przetrwała szczęśliwie sześć stuleci, a we współczesności dorobiła się nawet własnej strony internetowej.
Podobnie jak indyjski Tadź Mahal w Agrze, który przecież Szachdżahan z dynastii Wielkich Mogołów wzniósł dla przedwcześnie zmarłej żony, Mumtaz Mahal. Ona też, podobnie jak Ilaria nie przetrzymała trudów porodu, tyle, że tym razem… czternastego z rzędu. (Zdjęcia: Visit Tuscany).
0 komentarze