Dotknąć piramidę, pocałować Sfinksa

02:12



Od lat marzyłam, aby zobaczyć piramidy w Gizie nie tylko na zdjęciu czy filmie. I za każdą wizytą, a było ich dotąd trzy, napotykałam na jakieś przeszkody. Moje pierwsze spotkanie z Egiptem przed czterema laty ograniczyło się praktycznie do pobytu w Sharm el-Sheik, nazwanym wyjątkowo zgrabnie i dowcipnie przez rodaków Szark end Szejk, choć rekinów tam nie ma. Szejków również :)
Następnie przyjechałam na press tour i znów wylądowałam w Szarmie. I wreszcie przed półtora rokiem, zimą, wylądowałam w Kairze z ambitnymi planami zwiedzenia tamtejszego muzeum i, naturalnie piramid. Niestety, czas był niespokojny, więc organizatorzy szybko przerzucili grupę uczestników międzynarodowej konferencji na temat Nilu, w której miałam brać udział, od razu do Asuanu i dla pewności zamknęli na uroczej wyspie Elefantynie.


Stamtąd z kolei miałam bliżej do Luksoru, ale... znów nie wyszło.


Przed dwoma tygodniami spełniłam swoje marzenie i spojrzałam w oczy Sfinksowi. Mało tego, z nadwyczajną poufałością pozwoliłam sobie cmoknąć go w... dziubek.


Z odległości wszelako, bo Egipcjanie, za co im chwała, nie pozwalają na szczęście turystom biegać po piramidach, tylko trzymają ich na dystans.


Słusznie - już wystarczająco cudzoziemcy buszowali w nich w przeszłości, czego dowodem są muzea w Belinie i Londynie. Teraz przyjezdnych podwozi się na punkty widokowe i do widzenia.


Naturalnie początkowo byłam nieco rozczarowana, bo chciałam zdobyć choć kilka stopni piramidy Mykerinosa, najmniejszej sąsiadki sławniejszych od niej piramid Cheopsa i Chefrena - na sam czubek przy panującym upale o wspinaczce nawet nie śniłam.


Jednak potem zastanowiłam się, że gdyby tak każdemu na to pozwolić, to biedne piramidy po prostu by się rozsypały.

Podobnie zresztą z Krzywą Wieżą w Pizie, która w pewnym momencie groziła upadkiem nie tylko z powodu niestabilnego gruntu, na której ją wzniesiono, ale tysięcy wydeptujących jej spiralne korytarze nóg. Tylko, że po pracach ratujących ten Cud Świata znów można ją zwiedzać, za co inkasuje się naturalnie dodatkowe eurasy vel "jurki".


Wracając zaś do piramid Gizie, jednak nie zdawałam sobie sprawy, że znajdują się tak blisko Kairu.


Gdy ich sylwetki pojawiają się nagle między domami osiedli, to jest to widok tak zaskakujący, bo wręcz nierealny.


Spotkanie dwóch tak odległych od siebie, nie tylko w wymiarze czasowym, światów.


Zobacz również:

0 komentarze