Zaglądam do krateru Wezuwiusza

12:26


I Love volacanoes - oświadczył z pięknym akcentem Brytola może pięcioletni pędrak, żwawo wspinający się ku kraterowi Wezuwiusza. Myślę, że wszyscy wokół podzielaliśmy jego uczucia i emocje, niestety jednak zdecydowanie brakowało nam kondycji. Długa to była bowiem droga i wieloetapowa. Najpierw trzeba było odstać w Herkulanum tuż przy stacji kolejowej w "ogonku" do do punktu sprzedaży biletów na wjazd i do samego Parku Narodowego Wezuwiusza (a kolejka była długa, bo wczorajsze ulewy naturalnie spowodowały chwilowe zamknięcie trasy), więc chętni z poprzedniego dnia "przeskoczyli" na dzisiaj. Potem... autobus nie przyjeżdżał, ale do tego będąc na południu Włoch trzeba się przyzwyczaić. Zamiast o 13.05 wyruszyliśmy pół godziny później - i tak krótkie opóźnienie jak na Mezzogiorno. Naturalnie nieklimatyzowanym autokarem, ale chciałabym za dużo - był w końcu w miarę nowoczesny. Przejechaliśmy przez miasto, mijając z daleka obszar wykopalisk. Po kwartałach bloków w centrum, a potem już raczej apartamentowców otoczonych zielenią - na peryferiach znajdują się te najbardziej "wypasione" rezydencje z widokiem na wulkan, wjechaliśmy w obszar, gdzie dotarła już lawa. Porosły spalonymi drzewami, zwłaszcza iglastymi. Kierowca wskazał nam teren, który zniszczyła ostatnia erupcja Wezuwiusza w 1944 r. - szeroki na kilka dobrych autostrad, czarny pas sunący w kierunku Neapolu, który nagle nam się wynurzył zza niższych wzgórz okalających Wezuwiusz - z drugiej strony rozpostarł się widok na Zatokę Neapolitańską i wyspy - Ischię, Procidę i Capri.


 A droga w górę pięła się coraz ostrzejszymi serpentynami - kto nie lubi zabawy w wesołym miasteczku może mieć problem, delikatnie rzecz ujmując. Szosa jest wąska, ograniczona od przepaści wąskim murkiem, więc kierowcy autobusów, a mija się ich sporo, ostrzegają się na wzajem mocno dając po klaksonie. W pewnym momencie zauważyłam, że niemal przy każdym zakręcie stoi "sztuka" nowoczesna, rzeźby nawiązujące tematycznie do Wezuwiusza i tragedii, jakie tu miały niejednokrotnie miejsce. Oto przykład jednej z nich:


Po 30-40 minutach jazdy - wysiadka przy wejściu do parku i dwie godziny na "zaliczenie" Wezuwiusza, z czego dobrą godzinę zajmuje wspinaczka do ostatniego punktu widokowego przy kraterze.


W początkowym odcinku szlak skojarzył mi się nieco z wycieczką po tatrzańskich dolinkach.


 Jednak wkrótce wkroczyłam w iście księżycowy krajobraz - po lewej miałam już krater, od którego odgradzała solidna, budząca zaufanie drewniana balustrada z pnia sosny, po prawej jeszcze szerszą panoramę na zatokę, aż po Sorrento. Upał lał się z nieba, ale po drodze w sukurs przychodziły punkty gastronomiczne z wodą i pamiątkami - można było sobie na przykład kupić wezuwiańskie wino Lacrima Cristi (czyli Łzy Chrystusa) w butelce oblanej lawą - 5 euro za dwa kieliszki.
Naturalnie były też kartki, magnesy oraz figurki z lawy różnych kształtów i rozmiarów - nie wnikałam, co to i za ile. Całkowicie pochłonęły mnie widoki.

Góra budzi szacunek, bo jakkolwiek wnętrze krateru pokrywają żwir i kamienie, to pod nimi bulgocze, niewidoczna dla nas lawa. 



Wezuwiusz jest uśpiony, rzekłbym z angielska na standby'u. Przy ostrym słońcu jakie dziś było oparów nie było widać tak wiele, zaledwie kilka.


 Ale każdy dzień na tym wulkanie jest inny. Dlatego monitoruje go tak wiele sejsmografów, ustawionych w wielu punktach - jeden z nich, tuż przy ścieżce obklejony jest całkowicie naklejkami - nawet z NASA!




Co może się stać, gdyby wulkan wybuchł pokazują ruiny Pompejów, Herkulanum, Stabie i Oplontis u podnóża.
I jeszcze kilka uwag praktycznych. Trasa jest bardzo bezpieczna, nawet dla osób z mniejszymi pociechami tudzież cierpiącymi na lęk wysokości. Poza tym ekstra opieka "odgórna" gwarantowana - przy kraterze czuwa Matka Boska:


 Natomiast niezbędne jest zakryte obuwie sportowe z "traktorową" podeszwą - klapeczki, koturny, baletki, "lakerky" - wykluczone. Odradzam też trampki, bo będziecie się ślizgać oraz sandały sportowe - żwir, ostre kawałki lawy oraz piach mogą poranić stopy!


Osoby ze słabą kondycją muszą zdać sobie sprawę, że czeka je ostre, półgodzinne podejście pod górę! Czasy, gdy na Wezuwiusz docierała kolejka linowa należą już do przeszłości:




Zobacz również:

0 komentarze