Mgły nad Luni
00:22
To mój ulubiony włoski amfiteatr, choć może
nie zasługuje w pełni na tę nazwę. Pozostały po nim ruiny, trochę kamieni
wystających z ziemi może na metr, zarys kształtu nieledwie dający wyobrażenie,
jak niegdyś wyglądał.
Do Luni po raz pierwszy dotarłam przed 20 laty. Skomplikowana to była wyprawa, choć z niedaleka. Z Santa Margherita Ligure, gdzie akurat uczyłam się na letnich kursach włoskiego wsiadłam w nocny pociąg do Sarzany, a stamtąd już autobusem. Na miejscu pojawiłam się o bardzo świeżym poranku – mimo sierpnia po piątej rano było już chłodno. Wokół mnie pustka, tylko w oddali jakiś majaczący domeczek pośród zielonych pól. Na horyzoncie majaczyły łagodne wzgórza Alp Apuańskich, pokryte winoroślą. Dwie wieże średniowiecznego zamczyska strzelające w górę z jednego z nich. Cisza absolutna. Przez koleiny w gliniastej drodze dobrnęłam do wspomnianego budynku, należącego do Narodowego Muzeum Archeologicznego w Luni. Pierwsze wykopaliska podjęto na miejscu już w renesansie, następnie w 1857 roku, kolejne sto lat później. Ziemia „przemówiła”. Okazało się, że w tym miejscu znajdowała się mała osada tubylczej ludności, Ligurów, od których pochodzi obecna nazwa regionu. Pokonani przez Rzymian, karnie i wiernie uczestniczyli w ich kolejnych podbojach. Ci ostatni zaś w Luni zbudowali swoją kolonię. Luni szybko się wzbogaciła, dzięki swojemu portowi (morze w tamtych czasach znajdowało się znacznie bliżej), w którym rzucały kotwice statki z marmurem z pobliskiej Carrary, drewnem z Alp Apuańskich, lokalnymi serami i winami, wychwalanymi przez Marcjalisa i Pliniusza. Wewnątrz murów, wokół centralnie wytyczonego forum, wznosiły się imponujące palazzi z fasadami z marmuru, termy oraz teatr. W Luni, na co wskazuje nazwa, żywy był kult bogini księżyca – w mieście znajdowały się dwie świątynie jej poświęcone, jak również jedna, gdzie składano hołd Dianie. Amfiteatr zaś zbudowano poza murami, kilka metrów od wjazdowej Bramy Wschodniej, przy antycznej Via Aurelia. Zasiadało w nim nawet do 7000 widzów. Szersza oś mierzyła 88,5 m, węższa 70,2 m. Dziś niewiele pozostało po dawnym splendorze – powstałe kilka wieków później biskupstwo dało potem Rzymowi jednego z papieży! Jednak organizowane tutaj antyczne spektakle teatralne pozwalają wskrzesić dawną magię miejsca. Ja nigdy natomiast nie zapomnę mojego pierwszego wrażenia, kiedy siadłam na zimnych kamieniach areny i popatrzyłam w kierunku Alp Apuańskich – taki sam widok musieli mieć widzowie amfiteatru przed tysiącem lat! Wokół mnie malowniczo ścieliły się mgły…
Do Luni po raz pierwszy dotarłam przed 20 laty. Skomplikowana to była wyprawa, choć z niedaleka. Z Santa Margherita Ligure, gdzie akurat uczyłam się na letnich kursach włoskiego wsiadłam w nocny pociąg do Sarzany, a stamtąd już autobusem. Na miejscu pojawiłam się o bardzo świeżym poranku – mimo sierpnia po piątej rano było już chłodno. Wokół mnie pustka, tylko w oddali jakiś majaczący domeczek pośród zielonych pól. Na horyzoncie majaczyły łagodne wzgórza Alp Apuańskich, pokryte winoroślą. Dwie wieże średniowiecznego zamczyska strzelające w górę z jednego z nich. Cisza absolutna. Przez koleiny w gliniastej drodze dobrnęłam do wspomnianego budynku, należącego do Narodowego Muzeum Archeologicznego w Luni. Pierwsze wykopaliska podjęto na miejscu już w renesansie, następnie w 1857 roku, kolejne sto lat później. Ziemia „przemówiła”. Okazało się, że w tym miejscu znajdowała się mała osada tubylczej ludności, Ligurów, od których pochodzi obecna nazwa regionu. Pokonani przez Rzymian, karnie i wiernie uczestniczyli w ich kolejnych podbojach. Ci ostatni zaś w Luni zbudowali swoją kolonię. Luni szybko się wzbogaciła, dzięki swojemu portowi (morze w tamtych czasach znajdowało się znacznie bliżej), w którym rzucały kotwice statki z marmurem z pobliskiej Carrary, drewnem z Alp Apuańskich, lokalnymi serami i winami, wychwalanymi przez Marcjalisa i Pliniusza. Wewnątrz murów, wokół centralnie wytyczonego forum, wznosiły się imponujące palazzi z fasadami z marmuru, termy oraz teatr. W Luni, na co wskazuje nazwa, żywy był kult bogini księżyca – w mieście znajdowały się dwie świątynie jej poświęcone, jak również jedna, gdzie składano hołd Dianie. Amfiteatr zaś zbudowano poza murami, kilka metrów od wjazdowej Bramy Wschodniej, przy antycznej Via Aurelia. Zasiadało w nim nawet do 7000 widzów. Szersza oś mierzyła 88,5 m, węższa 70,2 m. Dziś niewiele pozostało po dawnym splendorze – powstałe kilka wieków później biskupstwo dało potem Rzymowi jednego z papieży! Jednak organizowane tutaj antyczne spektakle teatralne pozwalają wskrzesić dawną magię miejsca. Ja nigdy natomiast nie zapomnę mojego pierwszego wrażenia, kiedy siadłam na zimnych kamieniach areny i popatrzyłam w kierunku Alp Apuańskich – taki sam widok musieli mieć widzowie amfiteatru przed tysiącem lat! Wokół mnie malowniczo ścieliły się mgły…
0 komentarze