Anna Maria Romana - piękniejsza niż Marylin Monroe
14:14
Urodziła się w Rzymie, stąd właśnie Romana.
Była średnią córką mojego dziadka, cztery lata starszą od mojej mamy i pięć lat
młodszą od mojej cioci, Reginy. Właśnie po Ani w spadku dostałam imię
i, mam nadzieję, nieco z wielu talentów, jakimi była obdarzona. Ania pięknie
rysowała, miała zdolności lingwistyczne i kochała archeologię. Dlatego właśnie
na ten wydział Uniwersytetu Warszawskiego złożyła podanie z prośbą o przyjęcie.
Nie miała na co liczyć. Dziadek siedział właśnie w więzieniu z wyrokiem śmierci
za działalność w AK i bycie „szpiegiem Watykanu”, zamienionym na dożywocie.
Przez pięć kolejnych lat pukała bezskutecznie do bram wydziału. Gdy wreszcie ją
przyjęto, nie udało jej się ukończyć studiów. Na czwartym roku cudem dostała
paszport i pojechała na zaproszenie poznanej korespondencyjnie koleżanki do
Włoch. Po raz pierwszy i… ostatni w życiu. Pisała akurat pracę magisterską z
Ostii Antycznej, którą, mieszkając w Rzymie, miała tak blisko. Trzymam w ręku
jej zdjęcia z tego pobytu – jest na nich taka nieziemsko szczęśliwa i taka
piękna. Piękniejsza niż Marylin Monroe, do której ją porównywano.
Gdy wróciła
do kraju, zaraz miała na karku „smutnych panów w skórzanych płaszczach”…
Wiadomość o jej tragicznej śmierci zastała moich dziadków w Zakopanem. To było pierwsze lato mojego dziadka na wolności, po latach spędzonych w więzieniu, a potem w Tworkach. Oficjalna wersja głosiła, że Ania popełniła samobójstwo. Ile takich samobójstw widział PRL. Ja już wiem na pewno, że moja ciocia nie wyskoczyła sama oknem…
Jutro mijają właśnie 54 lata od Jej odejścia. Miała 25 lat i tak bardzo chciała żyć. Wyjść za mąż, urodzić dzieci, opublikować pisane do szuflady opowiadania z Włoch. To jedno jej marzenie teraz, po latach mogę spełnić. Jutro na moim blogu będzie można przeczytać pierwsze z nich…
Wiadomość o jej tragicznej śmierci zastała moich dziadków w Zakopanem. To było pierwsze lato mojego dziadka na wolności, po latach spędzonych w więzieniu, a potem w Tworkach. Oficjalna wersja głosiła, że Ania popełniła samobójstwo. Ile takich samobójstw widział PRL. Ja już wiem na pewno, że moja ciocia nie wyskoczyła sama oknem…
Jutro mijają właśnie 54 lata od Jej odejścia. Miała 25 lat i tak bardzo chciała żyć. Wyjść za mąż, urodzić dzieci, opublikować pisane do szuflady opowiadania z Włoch. To jedno jej marzenie teraz, po latach mogę spełnić. Jutro na moim blogu będzie można przeczytać pierwsze z nich…
O
trudnej niekiedy miłości mojej rodziny do Italii opowiadam w postach inaugurujących ten blog, a zwłaszcza w
pierwszym, czerwcowym zatytułowanym „Wszystkie drogi prowadziły nas zawsze do
Rzymu”.
0 komentarze