Byłam na papieżu, będę na papieżu

02:55


Rok 1997. Jestem na dziennikarskim stażu w redakcji Włoskiej Agencji Prasowej ANSA. Naturalnie w Warszawie, gdzie ma swój zagraniczny oddział. Za ścianą z kolei polska „placówka” Francuskiej Agencji Prasowej – AFP. Pracują w niej moi wykładowcy na podyplomowych studiach dziennikarskich, więc kilka razy dziennie tam zaglądam. Z niekrytym podziwem pomieszanym z zazdrością oglądam akredytacje na papieskie „imprezy” Michela Viatteau, zamknięte pod szybką i wiszące nad jego biurkiem. Wówczas „pan redaktor”, dziś po prostu Michel, pozostaje dla mnie do dziś jednym z nielicznych, zawodowych guru. I właśnie wtedy Iza Zawadzka z ANSY, również żurnalistyczny fachura proponuje mi, abym dołączyła do ekipy obsługującej czerwcową pielgrzymkę Jana Pawła II do ojczyzny. Mam asystować jako tłumaczka koledze „z centrali” ANS-y czyli z Rzymu. Skany moich dokumentów wędrują drogą elektroniczną do Watykańskiego Biura Prasowego, a Franco Pisano, czyli „mój” dziennikarz z ANS-y (na zdjęciu ten w czapeczce) wręcza mi błękitną akredytację Volo Papale na lotnisku we Wrocławiu, dokąd przylatuje na pokładzie papieskiego samolotu. Puchnę z dumy – jestem w tzw. „locie papieskim” czyli wśród elity żurnalistów podróżujących z papieżem po świecie. Oficjalnie jako tłumacz, ale w praktyce Franco szybko orientuje się, że będę mu pomocna również merytorycznie. To nic, że moi dwaj dziennikarze z polskich mediów (nie wymienię nazwisk, bo to nie ma sensu) nie mówią mi nawet cześć – no bo przecież ja jestem „tylko” tłumaczką, a oni reprezentują wiodące tytuły i są już „znani”. Ważniejsze jest dla mnie, że witają się ze mną rzeczywiście znani na całym świecie koledzy po fachu Franca i traktują jak swoją. I tak już będzie potem, bo Franco zażąda w centrali, abym to ja pomagała mu przy kolejnych pielgrzymkach Jana Pawła II do Polski. Weźmie mnie też ze sobą na Ukrainę, gdzie również odbyła się wizyta Jana Pawła II. Z Frankiem i już po pewnym czasie przyjaciółmi z La Repubblica, Il Messaggero, telewizji RAI i innych włoskich mediów spotkamy się na Kubie, w Izraelu, w Indiach. A potem, gdy nastanie Benedykt XVI – w Turcji. Obsługiwanie papieskich podróży to ogromny trud (na końcu każdy z nas po prostu padał ze zmęczenia), ale i niezwykłe przeżycie. Niezapomniane i budujące. Oglądam 10 akredytacji z w sumie 10 pielgrzymek, przy jakich mi było dane pracować i już cieszę się na Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Bo ten nowy papież, z równie dalekiego dla zachodniej Europy kraju, jakim w przypadku Jana Pawła II była Polska, to kolejny lider Kościoła, który wymyka się schematom. Namawia młodych na Copacabanie, aby stali się rewolucjonistami, ale on sam nim jest. Można powiedzieć - człowiekiem na właściwym miejscu na te czasy.

Zobacz również:

0 komentarze