O Szymanowskim u Kohana. Cymes!

09:01


Do Karola Szymanowskiego żywię uczucia szczególne. Nie tylko za balet-pantomimę "Harnasie" op. 55: https://www.youtube.com/watch?v=Dv99ucn3x-M czy inspirowane podróżą na Sycylię 'Żródło Aretuzy", jeden z trzech poematów na skrzypce i fortepian objętych wspólnym tytułem "Mity". Poematy te były ulubionymi utworami Szymanowskiego, który uważał je za "dźwiękowo i technicznie oryginalne" https://www.youtube.com/watch?v=xKCXZIjUfcM (polecam to nagranie z Danczowską i Zimermanem!). Nota bene Szymanowski "zaraził" Sycylią Jarosława Iwaszkiewicza, który tę największą, włoską wyspę odwiedził potem trzynastokrotnie! Sycylią przesiąknięty jest "Król Roger", do którego Iwaszkiewicz napisał libretto.
Szymanowski wkradał się do mojego serca powolutku, początkowo za sprawą Mamy. Ona zapisała mnie, nieśmiałą wówczas sześciolatkę do szkoły muzycznej Jego imienia - nie dlatego, że objawiałam jakieś szczególne talenta, ale z obawy, że mnie, kruszynkę rozdepczą na korytarzach zwykłego ogólniaka. Mama też zaprowadziła mnie w Zakopanem do Atmy, domu, w którym tyle lat tworzył pod Tatrami, choć przecież urodził się na mazowieckich nizinach. Ona też przemyciła do mojej biblioteczki bardzo-wczesno-młodzieńczej uroczą książeczkę jego siostrzenicy, Krystyny Dąbrowskiej "Karol z Atmy". Ten jeden z polskich najwybitniejszych kompozytorów, przedstawiciel Młodej Polski oglądany z perspektywy kilkulatki i tak też opisany przez nią po latach, dał się poznać jako człowiek z krwi i kości, czuły, ale i wymagający "wujcio", mający poczucie humoru i nieprawdopodobnie czułe serce. Książeczkę tę zaczytałam kompletnie tak, że teraz wypadają z niej kartki. Powinnam ją oddać do introligatora!
Te wszystkie wspomnienia wróciły do mnie tłumnie w ubiegłym tygodniu, gdy znalazłam się na krakowskim Kazimierzu, a dokładnie przed fasadą z napisem "Chajim Kohan. Skład towarów różnych" przy ul. Szerokiej, która jakby na przekór jest wąziutka! To przecież do Kohana zajeżdżał Szymanowski dorożką po rozmaite smakołyki i do tego uroczego Żyda zajrzał tuż przed swoim ostatnim wyjazdem do sanatorium w Lozannie, gdzie zmarł na gruźlicę gardła. Stary Kohan wiedział, że jego dobry klient już nie wróci, gdyż ten z trudem formułował zdania, ale mimo to żegnał Szymanowskiego krzepiącymi słowami. Bardzo wzruszająco opisała tę scenę Dąbrowska. Dlatego stanęła przed moimi oczyma jak żywa. Zaraz więc weszłam do sklepu Kochana, ale okazało się, że jego już dawno nie ma. Czy Chajim wraz z innymi został zamknięty przez Niemców w getcie na Podgórzu? A może jako jednemu z nielicznych szczęściarzy udało mu się wyjechać do Izraela? Nie udało mi się wytropić wojennych losów właściciela sklepu.

W środku natomiast mieści się restauracja "Dawno temu na Kazimierzu", której każde okno przypomina witrynę innego sklepu, który kiedyś, przed Holokaustem, świetnie w tej dzielnicy prosperował. Sklepu Benjamina Holcera- stolarza, Salonu Mód krawca Szymona Kaca, sklepu spożywczego Stanisława Nowaka. Ocalone od zapomnienia.


 Tak jak dzielnica, która wraca do swoich korzeni, do swojej tożsamości - przepełnia ją różnojęzyczny tłum turystów odwiedzających synagogi, cmentarze, restauracje z żydowskim menu.


W "Dawno temu na Kazimierzu" można zjeść żydowskiego tatara i cymes. Nigdy dotąd nie próbowałam tego dania z wołowiny z podsmażaną marchewką i bakaliami, więc ochoczo je zamawiam. Jest doprawdy cymes!

A kilka dni później, wracając z grobu rodzinnego na warszawskich Powązkach natknęłam się niespodziewanie na grób matki Karola Szymanowskiego, Anny z Taubów Szymanowskich. Spoczywa w nim również "ukochana siostrzenica", wspomniana już Krystyna. Sam Nagrobek zaś przypomina klapę fortepianu.

Zobacz również:

0 komentarze