"Dobrze jeść, by długo żyć" - pod takim hasłem zaprezentuje się w tym roku stoisko Włoskiego Instytutu Kultury podczas tegorocznego Pikniku Naukowego w Warszawie. Eksperci z Rzymskiego Instytutu Zdrowia zdradzą sekrety zdrowej kuchni śródziemnomorskiej (stoisko A15). Piknik odbędzie się jutro, czyli w sobotę 31 maja na Stadionie Narodowym w godz. 11-20. Wydarzenie organizuje Polskie Radio i Centrum Nauki Kopernik.
Od dziś, czyli 29 maja do 2 czerwca br. na Placu Konstytucji w Warszawie odbywa się targ włoskich produktów żywnościowych. Toskańskie wina, sery z Sycylii i Sardynii, słodkości z Lombardii, suszone w słońcu Południa pomidory - każdy znajdzie coś dla siebie, bo przysmaki pochodzą ze wszystkich regionów Italii. Na stoiskach, prócz włoskiej obsługi są też sprzedawcy i tłumacze polskojęzyczni, a zatem nie ma problemu z komunikacją. Targ czynny jest od 9 rano do 20 wieczorem włącznie z weekendem.
KLM zachęca do odwiedzenia
malowniczego Amsterdamu, oferując przeloty w obie strony już od 449 PLN.
Promocyjna cena zawiera wszystkie opłaty i podatki, łącznie z opłatą
transakcyjną za wystawienie biletu lotniczego. Przeloty z upustem do stolicy
Holandii będą dostępne tylko od 28 maja do 11 czerwca br., a oferta obejmuje
wyloty realizowane między 1 lipca i 31 sierpnia br.KLM oferuje
połączenie lotnicze Warszawa-Amsterdam trzy razy dziennie, a lot trwa ok. dwóch
godzin. Wszystkie loty dalekiego zasięgu realizowane są z Schiphol Airport portu bazowego KLM.W
2013 roku Schiphol został okrzyknięty najlepszym
lotniskiem w Europie. Rocznie odwiedza go około 51 milionów podróżnych.
Jest to drugi na świecie węzeł komunikacyjny, jeśli chodzi o „liczbę
obsługiwanych pasażerów”. Holenderski port lotniczy został otwarty w 1916 roku
jako lotnisko wojskowe w miejscu, w którym przed laty znajdowało się jezioro. Z
czasem zaczęto je osuszać i tak powstały typowe holenderskie poldery. Właśnie
na nich zbudowano węzeł komunikacyjny, według bardzo wygodnej dla podróżnych
koncepcji „jednego terminala”, który jest obecnie jednym z najczęściej uczęszczanych portów lotniczych na świecie. To
właśnie przez Amsterdam, KLM realizuje wszystkie swoje loty, na 5 kontynentów,
do 130 miast na całym świecie.Lotnisko Schiphol jest położone
niespełna 30 minut kolejką od centrum Amsterdamu. Promocyjne bilety lotnicze
KLM można rezerwować na stronie www.klm.pl, pod numerem telefonu +48 (22) 55 66 444 oraz w
biurach podróży na terenie całego kraju. (Źródło i zdjęcie: KLM)
KLM zachęca do nagrywania krótkich filmików
prezentujących wyjątkowe miejsca na Ziemi. Autor najbardziej inspirującego
„CitySelfie” wygra dwa bilety lotnicze holenderskiego przewoźnika dookoła
świata. Jak zrobić „CitySelfie”?Należywziąć do ręki swój telefon komórkowy i obrócić go poziomo by objąć zarówno
swoją twarz, jak i widok miasta za plecami. Następnie trzeba obróć się w prawo
wokół własnej osi nagrywając krajobraz 360 stopni wraz z własnym komentarzem. Filmik
nie powinien przekraczać 20 sekund i 50 MB. Nadesłane obrazy zostaną
uwzględnione na mapie świata i będą dostępne na stronie https://cityselfie.klm.com/discover
w formie oryginalnego przewodnika. Filmiki
przedstawiające niezwykłe miasta wraz z inspirującym opisem, można do 9 czerwca br. wrzucać
na stronę konkursu: klm.com/cityselfie.Można na niej znaleźć również instrukcje, jak zrobić
„CitySelfie”, regulamin konkursowy oraz wszystkie nadesłane dotychczas obrazy.
Do wygrania są dwa bilety dookoła świata. Prace konkursowe będą oceniać uznani artyści:Gareth Pon z Johanesburga filmowiec i
fotograf, Zach Glassman z Nowego Jorku
- pisarz, fotograf i bloger oraz fotograf Mustafa Seven z Istambułu. Nazwisko zwycięzcy, który wybierze się
w podróż życia, zostanie ogłoszone już11 czerwca br. (Źródło i zdjęcie KLM/Sigma International Poland)
Stan wojenny w Tajlandii wprowadziło wojsko w ubiegły wtorek. - Tajlandia jest nadal bezpiecznym kierunkiem, choć wprowadzono u nas stan wojenny – zapewnia odpowiedzialna za marketing na rynkach zagranicznych Jutthaporn Rerngoronasa z Narodowego Biura ds. Turystyki Tajlandii (TAT) podczas warsztatów z polską branżą turystyczną w Warszawie. – To posunięcie było konieczne, aby przywrócić w kraju spokój i porządek – zapewniała. – Takich stanów wojennych to mieliśmy w naszej najnowszej historii dobrze ponad dwadzieścia – dodawał Marzouki Ali, przedstawiciel TAT na Polskę, Czechy, Bośnię i Hercegowinę. – Szybko się kończyły i nie miały wpływu na życie zwykłych ludzi. Dlatego nie ma się czego obawiać, tylko do nas przyjeżdżać! – namawiał. 24 tajskie firmy i prawie 90 polskich touroperatorów i biur podróży wzięło udział w spotkaniu. Stanowiło on pierwszy etap europejskiego Road show czyli promocyjnego objazdu połączonego z warsztatami, który po Warszawie będzie kontynuowany kolejno w Pradze, Wiedniu i Zurychu. Na spotkaniu w Warszawie przedstawiciele TAT zapewniali, że mimo wprowadzonej godziny policyjnej cudzoziemiec legitymujący się paszportem będzie mógł dojechać na lotnisko pokazując bilet. Więcej na ten temat w moim artykule na stronie Turystyki rp.pl Rzeczpospolitej: http://www.rp.pl/artykul/706099,1112577-Stan-wojenny-w-Tajlandii--Bedzie-porzadek.html
Jak wygląda bieżąca sytuacja w Tajlandii i czy nadal jest to bezpieczny kierunek dla turystów, piszemy na naszym portalu: www.rp.pl/turystyka Warto też śledzić oficjalne komunikaty Ministerstwa Spraw Zagranicznych na stronie: http://www.msz.gov.pl/pl/informacje_konsularne/ostrzezenia/ostrzezenia_dla_podróżujących
(Zdjęcie: Pavilion Samui Boutique Resort)
I bardzo się z tego cieszę. Nie tylko
dlatego, że Pani Henryka od początku budziła moje wątpliwości, jako ta, która
objawiła się nagle, tyle lat po Sierpniu i stała się Gwiazdą, celebrytką,
spychając w cień rzeczywistą bohaterkę tamtych dni, Annę Walentynowicz. Bez
wątpienia pomógł i ostatni film Wajdy (wybitna rola Roberta Więckiewicza,
świetna Agnieszki Grochowskiej – sam obraz fatalny, bo niespójny, niezrozumiały
dla młodszego pokolenia), gdzie pani Henryka (bardzo dobra Dorota Wellman)
wydaje się odgrywać podczas strajku role niemal drugą po Lechu. I to ona ma
powiadomić korespondentów zagranicznych o wydarzeniach w stoczni (znała
angielski?). Swoją drogą ciekawa wersja historii współczesnej. Było to łatwe –
zmarli nie mogą mówić, a pani Anna zginęła w katastrofie smoleńskiej. Zresztą,
znając jej skromność, nawet gdyby żyła, nie usłyszelibyśmy z jej ust słów
protestu. Poza tym zepchnięto ją w cień znacznie wcześniej. Wracając jednak do
pani Henryki – a co Ona mogłaby zdziałać w Brukseli? - zadam podstawowe pytanie.
Podobnie jak inni celebryci, którzy, chwała Bogu, a raczej mądrości moich
rodaków, do Europarlamentu się nie dostali. Ci, którzy pojadą na „wielką
wycieczkę” to przeważnie osoby rzeczywiście kompetentne – i dotyczy to przede
wszystkim dwóch wiodących pod względem wyników partii. Do wygranych dołączył
jeszcze Korwin-Trojański. Jaki los czeka Helenę? (Infografika z polskojęzycznej strony Parlamentu Europejskiego: http://www.elections2014.eu/pl/news-room/infographics)
Odszedł Generał Jaruzelski. Jego
nazwisko i twarz przez lata wywoływała jedno skojarzenie. Ze stanem wojennym. Z
tym tylekroć pokazywanym potem, czarno-białym kadrem, stop-klatką, gdy skryty
za czarnymi okularami zapowiada coś, czego w tamtym momencie chyba nikt do
końca nie rozumiał. Może poza internowanymi kilka godzin wcześniej w ciemną,
grudniową noc. Pamiętam mój lęk. Lęk dziecka przed niewiadomym, spotęgowany
wizjami z naszej trudnej historii rodzinnej: stalinizm, więzienie Dziadka: „czapa”
zamieniona na dożywocie, a potem pobyt w szpitalu w Tworkach, zamordowanie Ani –
cioci, której nigdy nie poznałam, a po której mam imię. Ale też drugi, paniczny
strach, że oto zamkną się na zawsze granice i już nigdy nie wyrwę się z tej
klatki, nigdy nie wyjadę za granicę. Do Włoch, gdzie zaledwie przed czterema miesiącami
spędzałam bajeczne, bo tak pełne kolorów, zapachów i piękna wakacje. Przede mną
była wtedy tylko noc. Noc Generała, jak trafnie zatytułował potem swoją książkę
Gabriel Meretik. Noc, która zabrała tyle istnień, w tym osobę, dzięki której ją
przetrwałam – ks. Jerzego. Gdyby nie On, nie wiem, jak poradziłabym sobie
emocjonalnie z tym, że zaraz pół roku później zostawiono mnie na drugi rok w
szkole. Oficjalnie za matmę, z której zawsze byłam słaba – nieoficjalnie za to,
że moja Mama była w Solidarności i to na kierowniczym stanowisku w jednym z resortów.
Zresztą obniżono mi wtedy stopnie ze wszystkich przedmiotów, łącznie z polskim –
aby było to możliwe, za ostatnią klasówkę, bodaj z „Lalki” Prusa dostałam nagle
dwóję z komentarzem, że nie na temat (dotąd ze wszystkich wypracowań miałam
czwórki i piątki). Tylko moja nauczycielka od chóru trzepnęła wtedy dziennikiem
na Radzie Pedagogicznej, powiedziała kilka niecenzuralnych mocno słów – jak to
miała zresztą w zwyczaju i zakończyła: „ U mnie Ona ma piątkę”. To była moja
jedyna wtedy bardzo dobra ocena na cenzurze. Reszta nauczycieli po prostu się
bała, więc zgodnie z „prikazem” dyrekcji postawiła gorsze oceny. Na szczęście
wtedy, dzięki ks. Jerzemu zrozumiałam, że są rzeczy i sprawy ważniejsze niż
głupie świadectwo. Istotne, jaką mam wiedzę i „kręgosłup”, a nie jak oceniają
mnie postronni. U Niego odbyłam wielką naukę historii współczesnej, na
wszystkich po kolei Mszach św. za Ojczyznę. To był Czas Wielkiej Rzeźby. Dla
mojej Mamy też, bo ona straciła więcej. Bodaj w listopadzie 1981, została wybrana
przewodniczącą kolejnej sesji w Genewie poświęconej ochronie własności intelektualnej
– na początku lat. 80. Moja Rodzicielka największym specjalistą w tej
dziedzinie w Polsce i jako jedynej Polce przypadł jej ten zaszczyt. Mojemu
krajowi również. Niestety, nastała Noc Generała. Mama nie była w Partii.
Zamiast niej pojechał ktoś inny, co zresztą było skandalem. Zastanawiam się,
jak potoczyły by się nasze losy, gdyby Jaruzelski nie ogłosił stanu wojennego,
bo Rosjanie by przecież nie weszli, skoro de facto byli już u nas od 1944 r.
Mama pojechałaby do Genewy. Niewykluczone, że dostałaby dobrą propozycję pracy
w Szwajcarii, więc tam skończyłabym szkołę. Miałabym inny start w dorosłość.
Tymczasem skończyłam polonistykę na UW, czego zresztą nie żałuję, bo był to
wspaniały wydział pełen wybitnych pedagogów. Ten sam zresztą kończyła wcześniej
córka Generała. I od razu dostała świetną pracę jako stylistka w life stylowym,
choć z modą nie miała nic wspólnego – nota bene ubrałabym ją inaczej, bo
regularnie, nie wiedzieć dlaczego się postarza. Taka stylizacja? Nie jestem
złośliwa. Ma ciekawą urodę – nadałabym jej trochę lekkości. Wracając do
Generała – po latach spotkaliśmy się na dwóch wywiadach. Pamiętam moje
wrażenie, gdy nadchodził, wspierając się o lasce, w okularach, które miały już
nieco jaśniejsze szkła niż 13 grudnia: dziecięcy lęk sprzed lat i zarazem
ogromną niechęć do podania mu ręki. Dziennikarz musi jednak kryć osobiste emocje,
więc naturalnie się z Nim przywitałam. W trakcie rozmowy, przy jednym z
trudnych pytań niespodziewanie „wybuchł” – za co mnie zresztą, muszę przyznać z
niezwykłą elegancją potem przeprosił. Tę wysoką kulturę, klasę wyniósł z domu,
który mu później zabrali Sowieci. Choć w rozmowie z Teresą Torańską, którą
niedawno pokazano w telewizji (już nie pamiętam czy w TVP1 czy innej stacji),
twierdził, że domem stało mu się potem wojsko. Ta rozmowa potwierdziła
wcześniejsze odczucia z wywiadów. On się po prostu bał. Najzwyczajniej, po
ludzku się bał. ZSRR było straszliwą machiną tak łatwo łamiącą kręgosłupy i
charaktery. Na archipelag Gułag jechało się bez biletu tylko w jedną stronę –
tam, jak w czarnej dziurze znikały setki tysięcy. Strach to najgorsze z odczuć.
Trwanie w nim całe życie, to nie życie. To śmierć za życia. Odszedł Generał i
kto inny wystawi mu „rachunki krzywd”, których nic nie przekreśli. Nie mnie to
czynić. Być może rzeczywiście miałabym inny start, inne życie. Jedno jest pewne
– to, co osiągnęłam nie zawdzięczam układom, protekcjom, ustosunkowanym
rodzicom. I wiem, że ja żyję. Za tydzień znów wyjeżdżam do Włoch. Za dwa –
ponownie. Tym razem na wakacje – tak się składa, że do tego samego hoteliku „Erica”
w Lignano Pineta, gdzie gościłyśmy z Mamą w sierpniu 1981 roku.
Właściciele
tego hotelu przysłali nam wówczas na Święta kartkę z życzeniami. Dotarła już w
styczniu, gdy na ulicach stały „czołgi niby cienie, a żołnierze tak niepewni
swego grzali ręce nad płomieniem” koksowników. Widokówka z innego świata,
którego myślałyśmy, że już nie zobaczymy. A teraz czeka na mnie przestronna
dwójka, basen i morze za rogiem, własny parasol, lettino i pyszna kuchnia. Na początek
zaś aperitif dla klientki, która wraca po tylu latach jak do drugiego domu, bo
hotel prowadzi już trzecia generacja tej samej rodziny. (Więcej na temat mojej
historii rodziny można przeczytać w początkowych postach oraz na stronie Anna
Romana opowiada; cytat o czołgach z mojego ulubionego wiersza Ernesta Brylla „Scena
przy ognisku”, który jako pierwszy dotarł do mnie w Stanie Wojennym – jeszcze wtedy
nie podpisany).
Jazda konna nigdy nie była moją mocną stroną. Wręcz przeciwnie, kilkukrotnie dosiadałam wierzchowców różnej maści i rozmiarów. Nie tyle wysokość robiła jednak na mnie wrażenie - na lonży dawałam sobie radę całkiem dobrze. Gdy jednak przyszło mi galopować, dostałam po prostu ataku paniki. Dlaczego to zwierzę tak pędzi" - zadawałam sobie pytanie, wypuszczona na pierwszy bieg po łagodnych pagórkach Pomorza Zachodniego. To był zarazem mój galop ostatni.
Do koni zbliżam się więc najchętniej, gdy stoją sobie grzecznie w stajni lub prowadzone są pewną ręką wytrawnego jeźdźca. Chociażby takiego kowboja, którego nie spodziewałam się spotkać akurat we Włoszech, bo "chłopiec od krów" kojarzy się z preriami i sawannami Ameryki.
Tymczasem toskańska Maremma, zgodnie z melodyjną nazwą nadmorska równina, której Dante w "Boskiej Komedii" wytyczył granice między Ceciną a Corneto (dzisiejsza Tarquinia) jest ziemią, a może raczej rajem kowbojów. Zrzeszeni we własnym Stowarzyszeniu Butteri di Alta Maremma - butteri to właśnie kowboje - dopuszczają do swojego grona również panie. Podziwiałam młodą kobietę w akcji czyli (symulowanym) ujeżdżaniu dzikiego konia. Pokaz z jej udziałem był lepszy niż western z Bonanzą. Dlatego zachęcam do wejścia na stronę stowarzyszenia, gdzie zamieszczono sporo filmików z końskich występów: http://www.butteri-altamaremma.com/ oraz na you tube http://youtu.be/w1M2aKDCSjY
Pierwszy konkurs we Włoszech i od razu wyróżnienie! Tego się nie spodziewałam, gdy dwa miesiące temu postanowiłam wziąć w nim udział. Informację podesłał mi mój szef, red. Filip Frydrykiewicz prowadzący świetny portal Turystyka rp.pl Rzeczpospolitej, w którego Zespole Redakcyjnym mam zaszczyt być. - Może coś z tego zrobisz? - zasugerował, pozostawiając mi praktycznie wolną rękę. Postanowiłam wziąć przysłowiowego "byka za rogi" i zamiast ograniczyć się do notatki prasowej, zwróciłam się do organizatorów z pytaniem, czy jako cudzoziemka mogę stanąć do rywalizacji. Konkurs odbywa się bowiem od czterech lat pod szyldem Talento Italiano, a ja Włoszką, mimo żywych uczuć do tego kraju, nie jestem. W międzyczasie naturalnie sprawdziłam, kto zacz. Konkurs organizuje portal Talenti Italiani, i viaggi nell'Italia migliore, a tytułowymi talentami są agencje i biura podróży, zazwyczaj z mniej znanych, co nie znaczy mniej ciekawych ośrodków, które na tym forum mogą się promować. Łączy je idea turystyki odpowiedzialnej, a więc z poszanowaniem dla środowiska naturalnego ale i uczciwych, przejrzystych zasad działania. Portal stworzyła firma SL&A turismo e teritorio, od 25 lat aktywna w sektorze hotelarskim i turystycznym, współpracująca z branżowymi MŚP na poziomie narodowym. W tym roku po raz pierwszy konkurs Talento Italiano zaproponował uczestnikom zmierzenie się w trzech kategoriach. Były to: "Nowe pomysły na produkt turystyczny", " Hotelarstwo" i "Opowieści o podróżach (po Włoszech)". Postanowiłam wystartować w tej trzeciej, wysyłając pracę pt. "Pokój z widokiem na Italię", w której zawarłam moje doświadczenia z licznych wizyt i dłuższych pobytów na Półwyspie Apenińskim, począwszy od lat 80. do dziś. I oto, jako jedyna Polka i jedyna cudzoziemka, stanęłam w gronie zwycięzców: http://www.talentiitaliani.it/component/content/article/903-premio-talento-italiano/109-assegnati-i-premi-talento-italiano-2014-all-stars Nagrody zostaną rozdane w Bolonii już 7 czerwca br., więc muszę szybko zorganizować sobie podróż! Pierwsze artykuły prasowe: http://www.rp.pl/artykul/706099,1111805-Nasza-dziennikarka-wyrozniona.html (Rzeczpospolita, portal Turystyka rp.pl), http://goo.gl/TWxsBf, http://www.klubpodroznikow.com/forum/51-prasa-/10835-polska-dziennikarka-wyroniona-w-italii#10835
Jakże cicho i pusto jest w Loreto o zmierzchu. Jeszcze bardziej na Polskim Cmentarzu Wojennym żołnierzy poległych w bitwie loretańskiej o zmierzchu. Rzadko kto przychodzi tutaj o tej porze - klucz do bramy dzierżą polskie siostry nazaretanki (do 1972 r. były strażniczkami nekropolii), prowadzące wyżej, na wzgórzu Dom Pielgrzyma - vis a vis bazyliki, która kryje najcenniejszą relikwię - Święty Domek Maryi. Miejsce nie jest owiane sławą tej miary co Monte Cassino, zdobyte 18 maja przez 2. Korpus Polski.
To właśnie po nim gen. Władysław Anders otrzymał od dowództwa alianckiego we Włoszech samodzielne i bardzo trudne zadanie prowadzenia ofensywy na odcinku adriatyckim. Wspierać miały go jednostki Włoskiego Korpusu Wyzwolenia, oddział brytyjski i partyzanci z Brygady Maiella. Działania rozpoczęto w połowie czerwca i po przełamaniu obrony niemieckiej na rzece Chieti, przed Andersem stanęło zadanie wyzwolenia Ankony. Bitwa o Loreto, wyzwolone 1 lipca 1944 r., stanowiło jego pierwszy etap. Ci, którzy polegli, a było ich aż 1090, pozostali na miejscu, w wąskich grobach zdobionych krzyżami podobnymi do tych, jak na Monte Cassino. Oprócz stanowiących większość katolików byli też prawosławni, ewangelicy, Żydzi, a nawet jeden muzułmanin. Niektórzy z nich byli jeszcze tacy młodzi.
Poruszające się pod westchnieniem delikatnej bryzy liście palm zdają się opowiadać ich historię.
To naturalnie ja :) Italię znam jak własną kieszeń - mogę realizować zarówno istniejące programy biur podróży, jak i mam w zanadrzu własne, niebanalne propozycje tras dla każdego. Podejmę się "objazdówek" samolotowych i autokarowych. Chętnie poprowadzę pielgrzymkę do włoskich sanktuariów czy będę towarzyszyć grupom incentive. Wezmę też udział w targach jako pilot- tłumacz bądź w rozmowach biznesowych połączonych z wyjazdem. Interesują mnie głównie imprezy do 10 dni. Mogą być połączone z pobytem. Dysponuję wolnym czasem od lipca br. Proszę o kontakt na maila: a.klossowska@wp.pl
W północno wschodnim zakątku Wschodnich Czech, tam gdzie
zbiegają się zlewiska trzech europejskich mórz, rozciąga się region niewielki,
ale swoją malowniczością nie ustępujący najbardziej renomowanym zakątkom kraju
naszych południowych sąsiadów. To Kralicko, którego centrum stanowi kilkutysięczne
miasteczko Kraliky. Ze schludnym
rynkiem otoczonym zabytkowymi kamieniczkami przycupnęło pod zielonym kopcem
Góry Matki Bożej, na szczycie której stoi widoczny z daleka kompleksklasztorny – jedno z najpiękniej
położonych i najbardziej zadbanych miejsc pątniczych w Czechach. Okolice
obfitują w kolejne punkty widokowe – rozległe panoramy rozciągają się z wieży
na Suchym Wierchu, z Krzyżowej Góry, ale najpiękniejszy ze szczytu Śnieżnika, z
którego przy dobrej pogodzie widać praktycznie całe Sudety i wielkie obszary
nizin do nich przylegających. Cały masyw tej granicznej góry idealny jest na
górskie wędrówki, a liczne szlaki i drogi stokowe czynią z niego także jedno z
najlepszych w tej części Europy miejsc na rowerowe wycieczki. Wielką
ciekawostką jest szczyt Trójmorskiego Wierchu, z nową wieżą widokową, na którym
schodzą się działy wodne trzech europejskich mórz – Bałtyckiego, Północnego i
Czarnego. Góry kryją w sobie nie tylko dzikie mateczniki i trudno
dostępne, rzadko przez ludzi odwiedzane ostępy leśne, ale także pozostałości
wielkiej, dramatycznej historii regionu, na przykład bunkry, zbudowane w
okresie międzywojennym w ówczesnej Czechosłowacji, przeciwko rodzącej się
potędze hitlerowskich Niemiec. Tworzyły one w tym regionie najsilniej
ufortyfikowaną, „betonową granicę”, w ówczesnych czasach trudną do zdobycia.
Bunkry połączone były podziemnymi korytarzami, tworząc prawdziwe twierdze, z
których dwie – Bouda i Húrka udostępnione są do zwiedzania. Kralicko posiada
nie tylko wiele atrakcyjnych miejsc, ale także odpowiednią infrastrukturę
turystyczną: setki kilometrów szlaków pieszych i rowerowych, hotele, schroniska
i pensjonaty. Można przenocować pod samym Śnieżnikiem, w luksusowym hotelu
„Vista” w Dolni Moravie, gdzie zimą działa jeden z najnowocześniejszych
ośrodków narciarskich w Czechach, ale można też wypocząć w hotelu przy
renesansowej twierdzy Orlica w Letohradzie czy spędzić romantyczną noc na
szczycie Suchego Wierchu, w nowoczesnym hotelu górskim.
Teraz nadarza się dobra
okazja by odwiedzić ten malowniczy region. Biorąc udział w konkursie organizowanej
przez CzechTourism.com, Klub Podróży Horyzonty i Relax&Sport Dolni Morava,
zarządzający hotelami i wyciągami pod Śnieżnikiem, można wygrać trzydniowy
pobyt dla dwóch osób w luksusowym hotelu Vista****. Wystarczy wejść śledzić profil Klubu Podróży Horyzonty (https://www.facebook.com/KlubPodrozyHoryzonty)
lub Discover Czech Republic (https://www.facebook.com/czechrepublic),
gdzie przez najbliższe dwa tygodnie będą publikowane foto-zagadki –
najpiękniejsze miejsca Republiki Czeskiej. Należy polubić profil i zdjęcie,
udostępnić je i oczywiście odpowiedzieć, jakie miejsce przedstawia zdjęcie.
Wszyscy, którzy odpowiedzą prawidłowo i spełnią pozostałe warunki, przechodzą
do finału, w którym wygrywa ten, kto pierwszy odpowie prawidłowo (a także
oczywiście polubi i udostępni zdjęcie). Nagrodą jest voucher na trzydniowy
pobyt dla dwóch osób w hotelu Vista (termin do uzgodnienia) z zapleczem spa&wellness, kortami tenisowymi, bowlingiem,
parkiem adrenalinowym. Obiekt położony jest w dolinie Morawy
pod Śnieżnikiem: http://www.dolnimorava.cz/!
(Źródło CzechTourism, zdjęcie: Ivanka Cistinova)
Wyrafinowana kuchnia, plaże w sąsiedztwie
obiektów biznesowych i zabytki, które zainspirowały Kena Folleta – tak
pokazałsię hiszpański region
organizatorom wyjazdów motywacyjnych i biznesowych w Polsce.
Prezentacja odbyła
się w warszawskim Cook Up – Studio
Bielany, specjalizującym się na co dzień w lekcjach gotowania.Przygotowane przez kucharza z Kraju Basków,
wyszukane danka na „jeden ząb”, jak na przykład lizak z foie gras w czekoladzie
posypany złotym pyłem, stanowiły dobry dodatek do rozmów B2B między
przedstawicielami regionu a reprezentantami biur. Więcej na ten temat w moim artykule na portalu Turystyka rp.pl Rzeczpospolitej: http://www.rp.pl/artykul/706099,1110858-Kraj-Baskow---przez-zoladek-do-serca.html (zdjęcie: www.spain.info)
Do Bułgarii i Rumunii, nad jedyne, dostępne dla obywateli krajów zza Żelaznej Kurtyny, ciepłe morze jeździłam z Mamą "za Gierka" kilkukrotnie. Kiepskie, aby nie powiedzieć prymitywne warunki hotelowe wynagradzały nam słońce, piaszczysta, szeroka plaża i pyszne pomidory. Dla mnie osobiście największą atrakcję stanowił olejek różany. Zamknięty w małej, drewnianej buteleczce kształtem przypominającej minaret, z wizerunkiem intensywnie różowej róży, pachniał, a raczej "woniał" powalająco. Mimo protestów rodzicielki, spryskiwałam się nim hojnie czując się z taką "perfumą" niezwykle dorośle - Mama wszak też pachniała! Co prawda był to szlachetniejszy nawet i na mój nos smarkuli, zapach (kochani, włoscy znajomi od czasu do czasu zaopatrywali ją w buteleczkę "luksusu"), jednak olejek różany był wówczas moim nieodłącznym towarzyszem spacerów i wycieczek ze Złotych Piasków, gdzie zazwyczaj miałyśmy bazę. To właśnie Bułgarii zawdzięczam początki znajomości pocztu polskiego, bo w Warnie znajduje się grób Władysława Warneńczyka - króla Polski, ale i... Bułgarii.
Małą dziewczynkę tak oczarował wizerunek króla Polski i Węgier, oddany pędzlem starszego już wiekiem Jana Matejki i romantyczno-dramatyczna historia jego śmierci na polu bitwy w 1444 r., że zakochała się w starszym synu Jagiełły zupełnie. Swoją drogą, jak rzeczywiście wyglądał Władysław, trudno orzec, bo przecież ciała jego nigdy nie znaleziono. Mieszkańcy jakże odległej od Bułgarii, portugalskiej wyspy Madera, utrzymują do dziś, że nasz król wcale nie poległ pod Warną w szczytnej sprawie obrony chrześcijańskiej Europy przez Turkami, ale zamieszkał u nich, w miejscowości Madalena do Mar, ożenił się z niejaką Aną i miał nawet dziecko!
Tak sobie Bułgarię wspominam, choć dawno w niej nie byłam, bo wczoraj uczestniczyłam w jej wieczorze promocyjnym. Kraj nad Morzem Czarnym ma dziś wiele atrakcji turystycznych do zaoferowania, o czym piszę dziś w Rzeczpospolitej: http://www.rp.pl/artykul/706099,1109931-Bulgaria-przekonuje-w-kampanii-promocyjnej--zeby-przyjezdzac-caly-rok.html (Zdjęcia: materiały promocyjne Republiki Bułgarii)
Dokładnie było to 4 maja 1814 roku, a toskańska wyspa stała się miejscem jego 10-miesięcznego zesłania. W tym czasie Bonaparte dał się poznać jako dobry gospodarz budując szpitale, wodociągi, nowe drogi. Dlatego w okrągłą rocznicę jego pobytu Elba przypomina swojego "najznamienitszego" turystę szeregiem imprez, które potrwają do 26 lutego 2015, kiedy Napoleon stąd wyjechał. W programie m.in. Régat Napoléon, zmagania łodzi z epoki, które wyruszą 13 czerwca z portu w liguryjskiej miejscowości La Spezia,aby dzień później przycumować do Portoferraio, gdzie w odrestaurowanej dziś willi Mulini mieszkał "mały kapral". 15 sierpnia, z okazji urodzin Napoleona przewidziano pokaz ogni sztucznych, który zakończy jednocześnie trwające tydzień Targi Dwustulecia, będące okazją do degustacji potraw lokalnych z czasów napoleońskich.
Błądząc nocą po zaułkach Rzymu trafiłam niespodziewanie na uliczkę św. Anny. Niewiele się na niej dzieje - poza palazzo podesty i średniowiecznym portykiem jest jeszcze restauracja nosząca imię mojej patronki, którą recenzje na TripAdvisorze zdecydowanie rekomendują. Natomiast położenie i sąsiedztwo ma "moja uliczka" znakomite: znajduje się bowiem w Rione VIII Sant' Eustacchio - czyli w samym sercu starego, zacnego miasta, w sąsiedztwie Largo di Torre Argentina, placu goszczącego aż cztery rzymskie świątynie, a ściślej ich imponujące pozostałości.
Otoczone balustradą, stoją w dole, znacznie poniżej dzisiejszego poziomu chodnika, co pokazuje, jak od czasów Republiki urosło w górę miasto. Mało kto wie, że prawdopodobnie w tym miejscu czyli w portyku Teatru Pompejusza - nota bene pierwszym rzymskim teatrze wzniesionym z kamienia, w czasie Id Marcowych został zamordowany Juliusz Cezar. Torre Argentina uchodzi natomiast za jedno z najbardziej kocich miejsc Romy, bo ilość futrzaków mieszkających pośród gruzów jest rzeczywiście zaskakująco duża.
„E’ la sera dei miracoli, fai
attenzione. Qualcuno nei vicoli di Roma con la bocca fa a pezzi una canzone. E’
la sera dei cani che parlano tra di loro della luna che sta per cadere… Cisza trwa nad Rzymem o piątej rano. Wstępuję
na Kapitol mijając bazaltowe rzeźby lwów u podstawy schodów, wydających się
prowadzić do nieba. Czy to tylko złudzenie, że jedno z królewskich zwierząt
lekko poruszyło łbem? Z dezaprobatą? Staram się o tym nie myśleć, bo u góry
czeka już na mnie najprzystojniejszy z mężczyzn – Marek Aureliusz. W pełnym rynsztunku,
na koniu – prezentuje się pysznie, a kopyta zdają się krzesać iskry na bruku –
gotowe do cwału.
Mijam go nieśpiesznie, czekając na choćby jedno słowo, które
jednak nie pada. Był stoikiem, więc z łatwością przychodzi mu panowanie nad
emocjami. Z oddali dochodzi mnie cichy skowyt. To wilczyca, również z brązu, karmiąca
dwóch maluchów, którym jeszcze nie śni się bratobójcza walka. Lupa capitolina
ogarnia z kolumny wzrokiem pani na włościach Palazzi Nuovo i Conservatori,
jakby pilnowała skrytych w nich skarbów. Wyraźnie ignoruje przy tym,
umieszczoną na sąsiednim trawniku swoją pseudoartystyczną podobiznę, wyciętą z
żywopłotu.
Do czego doszedł ten lud rzymski, czczony niegdyś formułą SPQR,
Senatus Populuque Romanus, która jako oficjalna nazwa imperium noszona była
dumnie na sztandarach legionów i bita na monetach, że teraz umieszcza ją na
studzienkach kanalizacyjnych i rabatkach? - Masz rację wilczyco – mówię, a lupa
wskazuje mi stojące za jej plecami Forum Romanum. To był jej Rzym, dziś zredukowany
do kilku ogrodzonych metalowymi siatkami, głazów, pośród których koty szykują
się do amorów w pierwszych promieniach słońca i kolumn wyznaczających Via
Sacra, które upodobały sobie… mewy. Ich krzyk budzi miasto do życia. Kończy się
noc cudów… „E’ la sera dei miracoli, fai attenzione, qualcuno nei vicoli di
Roma ha scritto una canzone. Lontano una luce diventa sempre piu’ grande nella note,
che sta per finire…”. Dziękuję Ci Lucio. (Cytaty z piosenki Lucia Dalla: “La
sera dei miracoli”, w: L. Dalla, Parole cantate, Tascabili Economici Newton,
Roma 1993)
Goryczka (po łacinie gentiana) to kwiatek o niebiesko-fioletowym kielichu często spotykany w górach. Nie bez przyczyny więc awansował stając się nagrodą w prestiżowym festiwalu filmowym w Trydencie - stolicy włoskiego regionu Trentino, gdzie Polacy tak chętnie szusują na nartach w Dolomitach. Właśnie zakończyła się 62.edycja Trento Film Festival, na którym Złotą Goryczkę Włoskiego Klubu Alpejskiego, Club Italiano Alpino otrzymał Bartek Swiderski za film "Sati", będący wspomnieniem Piotra Morawskiego. Zdobywca sześciu ośmiotysięczników zginął pięć lat temu w Himalajach: http://trentofestival.it/movies/sati/ (Źródło: Vie dell'Est, Trento Film Festival).
Ponad
1500 km i 250 różnorodnych obiektów, w tym osiem na Liście Światowego Dziedzictwa
UNESCO tworzy Szlak Architektury
Drewnianej w Małopolsce. W ubiegłym roku został wyróżniony Złotym Certyfikatem Polskiej
Organizacji Turystycznej w Konkursie na „Najlepszy Produkt Turystyczny Polski roku 2013”!Czym jest Szlak
Architektury Drewnianej?Nierozerwalną
częścią krajobrazu Małopolski są strzeliste kościoły kryte stromymi gontowymi
dachami, łemkowskie cerkwie z baniastymi hełmami, szlacheckie dwory i wiejskie chałupy,
czylibogate dziedzictwo świeckiego
i sakralnego budownictwa drewnianego. Na trasie Szlaku znajdują się także
obiekty unikatowe w skali świata; powstałe od XIV do XVIII wieku, gotyckie
kościółki: w Binarowej, Dębnie Podhalańskim, Lipnicy Murowanej, Sękowej oraz
cerkwie: w Brunarach Wyżnych, Kwiatoniu, Powroźniku i Owczarach. Co roku, od
maja do września, w kilkudziesięciu obiektach zatrudnieni zostają przewodnicy,
którzy bezpłatnie oprowadzają turystów, przybliżają im historię drewnianych
zabytków oraz zaciekawiają opowieściami i legendami. Szlak to nie tylko piękne
budownictwo sakralne. Wędrówka po SAD to podróż w czasie do świata naszych
dziadków i pradziadków. Przypominają o nim malownicze skanseny (Wygiełzów,
Zubrzyca Górna, Nowy Sącz), ciekawe muzea (Rabka-Zdrój, Muzeum Nikifora w
Krynicy-Zdroju, Skansen Pszczelarstwa w Stróżach, Muzeum Stylu Zakopiańskiego w
Willi Koliba w Zakopanem) i miejsca, w których przetrwała zabytkowa drewniana
zabudowa(Zalipie, Chochołów,
Lanckorona). Od ośmiu lat na Szlaku odbywa się Festiwal Muzyka Zaklęta w Drewnie. Przez 12 kolejnych letnich tygodni,
w świątyniach wpisanych na listę UNESCO oraz innych, wybranych obiektach
odbywają się koncerty. Program wyjątkowo różnorodny; oprócz muzyki dawnej
proponowane są również współczesne brzmienia np. jazz. Podczas Festiwalu można
także obejrzeć widowiska taneczne i misteria sceniczne. Koncerty Muzyki
Zaklętej w Drewnie są propozycją dla tych, którzy szukają pomysłu na spędzenie
letnich weekendów w ciekawy sposób. Proponujemy odkrywanie pięknych i
unikatowych zabytków na Szlaku Architektury Drewnianej oraz uroku muzyki, która
w nich rozbrzmiewa. A Muzyka ma już
swoich przyjaciół - wspaniałych artystów: wirtuozów, którzy ożywiają swoje
instrumenty i wydobywają z nich najpiękniejsze dźwięki, zespoły wokalne, które
poruszają nas wyłącznie za pomocą swoich głosów. Dzielą się swoimi
umiejętnościami i talentami, by przybyli goście poczuli się wyjątkowo; usiedli
w kościele czy cerkwi, w małej, drewnianej ławeczce. Unieśli głowę, spojrzeli
na kilkusetletnie polichromie wykonane przez wędrownych malarzy, na rzeźby,
ołtarze, chrzcielnice, które stoją tu niezmiennie od pokoleń. Skanseny, dwory,
zabudowa małomiasteczkowa, czyli świadectwa dawnych czasów to miejsca magiczne,
które również potrafią przenieść w inny wymiar. A gdy zamkniemy oczy i
wsłuchamy się w zaklętą w drewnie muzykę, choć na chwilę odzyskamy spokój i
równowagę ducha. Zapraszam do odwiedzania strony internetowej www.drewniana.malopolska.pl , na
której znaleźć można opisy 253 obiektów w języku polskim, angielskim,
niemieckim i francuskim oraz barwne zdjęcia, użyteczne mapy i aktualne informacje
o tym, co dzieje się na szlaku. Ma on również swój fanpage na FB: www.facebook.com/Szlak.Architektury.Drewnianej.w.Malopolsce
Jego biała, potężna bryła solidnie osadzona
w połowie wzgórza jako pierwsza przyciąga wzrok każdego, kto po wymagających
sprawnej ręki kierowcy serpentynach dotrze do San Giovanni Rotondo. Dom Ulgi w
Cierpieniu, bo o nim mowa, przyćmiewa gabarytami stojący nieopodal kościół pw.
Matki Bożej Łaskawej, w którym przez 52 lata Ojciec Pio sprawował posługę.
Ten
zresztą jest niewielkich rozmiarów.
Nie to co przylegająca doń bazylika,
również dedykowana Matce Bożej Łaskawej,
Wzniesiona została dlatego, że pielgrzymi
nawiedzający szczątki świętego stygmatyka z roku na rok przybywali do miasta
coraz liczniej.
Z tego też powodu przed dziesięcioma laty powstało sanktuarium
z prawdziwego zdarzenia.
To Nowy kościół pw. Ojca Pio zaprojektowany przez wybitnego włoskiego architekta
Renza Piano.
Czy spodobałaby się samemu, skromnemu za życia franciszkaninowi ta
przypominająca raczej halę sportową konstrukcja z „barokowym”, bo kapiącym od
złota wystrojem, gdzie samego ojca Pio umieszczono za szybką w dolnym kościele
niczym jakiś eksponat muzealny?
Szczerze wątpię. Jego dziełem był bowiem Dom
Ulgi w Cierpieniu, szpital mogący dziś pomieścić ponad 1000 pacjentów i uchodzący
za jedną z najbardziej prestiżowych placówek medycznych w Italii. Miałam okazję
się przekonać, że jej nazwa nie jest tylko pustym słowem. Tak się akurat
złożyło, że jednej z moich pielgrzymowiczek właśnie w San Giovanni Rotondo
czyli w dzień po szczególnie męczących dla mojej grupy uroczystościach
kanonizacyjnych w Rzymie (cała noc na nogach, bez snu i wiele godzin podróży w
autokarze z minimalnymi przerwami) bardzo spuchła stopa. Oglądając ją miałam
wrażenie, że za chwile eksplodują znajdujące się tuż pod skórą naczynka
krwionośne. W dotyku była twarda, gorąca, pulsująca i bolesna, a sama chora
skarżyła się na wysoką gorączkę. Nie było na co czekać – pomoc potrzebna była
natychmiast. Na szczęście w sukurs ruszył nam właściciel hotelu Corona, w
którym nocowaliśmy.
Zaoferował własny transport i kierowcę do szpitala, tak
więc już po pięciu minutach przekraczaliśmy próg Izby Przyjęć Domy Ulgi w
Cierpieniu. Wbrew moim obawom tłumów nie było, a lekarz przyjął nas natychmiast
– w międzyczasie chora została posadzona na wózeczek i tak już poruszała się po
całej, gigantycznej placówce. Co zwróciło moją uwagę to bardzo skromny wystrój
wnętrz: meble nawet z lat 80., czyste, aczkolwiek w burych kolorach utrzymane
ściany i… mnóstwo zdjęć ojca Pio, z czego większość niepublikowanych w znanych
mi źródłach. Święty towarzyszył nam praktycznie na każdym kroku – w kilometrach
korytarzy i salkach wyposażonych w najnowocześniejszy sprzęt medyczny. Nasz
lekarz okazał się specjalistą z powołaniem – po obejrzeniu pacjentki zaraz
wysłał ją na dopplera, aby wyeliminować opcje zatoru. Po kolejnym kwadransie
badanie na szczęście dało wynik negatywny. Lekarz przepisał zatem antybiotyk i
maść mającą w dwa dni zlikwidować opuchliznę (zeszła już po dobie stosowania!).
W sumie po pół godzinie moja podopieczna leżała już w hotelowym łóżku, a ja nie
mogłam wyjść z podziwu, że udzielona nam pomoc odbyła się w tak ekspresowym
tempie, bez żądania jakiegokolwiek ubezpieczenia czy opłaty, za to z dużą dozą
profesjonalizmu. Zarówno bowiem lekarz obsługujący dopplera jak i ten
pierwszego kontaktu wielokrotnie upewniali się, czy jestem w stanie zrozumieć terminologie
medyczną i przetłumaczyć pacjentce zalecenia specjalisty. Ujął mnie też
właściciel hotelu Corona, gdy następnego dnia rano znów zaoferował mi samochód,
abym mogła jak najszybciej kupić leki w aptece. Liczne fotografie Ojca Pio nie
zdobiły lobby jego trzygwiazdkowego hotelu tylko dla „przyciągnięcia gawiedzi”.
Wiara czyni cuda. Nie tylko te spektakularne. Na co dzień wydobywa z ludzi to,
co w nich najlepszego – pod warunkiem, że tego chcą.
Emirates zachęcają pasażerów z Polski do odkrywania
świata. Wczoraj, czyli 6 maja br. wystartowała pięciodniowa promocja na loty do
18 miast w klasie ekonomicznej i biznes. Oferta specjalna dotyczy wylotów od 1
czerwca br., kiedy połączenie między Warszawą a Dubajem zacznie obsługiwać
Boeing B777-200. Będzie to największy samolot pasażerski operujący z/do Polski. Oferta specjalna trwa od 6 do 10 maja
i dotyczy lotów do regionu Azji i Pacyfiku, Afryki i na Bliski Wschód od 1
czerwca do 10 grudnia 2014 roku*. Bilet powrotny do Dubaju w klasie
ekonomicznej można obecnie kupić już za 1477 zł, natomiast w klasie biznes od
7777 zł. Boeing B777-200 pozwoli na przewiezienie każdego dnia 109 osób więcej,
niż obecnie. Samolot ten jest wyposażony w 42 rozkładane do pozycji półleżącej
fotele w klasie biznes i 304 miejsca w przestronnej klasie ekonomicznej. Zwiększenie
liczby dostępnych miejsc na trasie Warszawa-Dubaj zyskuje na znaczeniu
zwłaszcza teraz, kiedy Zjednoczone Emiraty Arabskie zniosły obowiązek wnoszenia
opłaty wizowej przez Polaków. Specjalną promocją Emirates objęte są następujące
kierunki w klasie ekonomicznej/biznes: Dubaj – od 1477 zł / od 7777 zł, Bangkok
– od 1977 zł / od 7571 zł. Ho Szi Min (Ho Chi Minh, dawny Sajgon) – od 1977 zł
/ od 7577 zł, Hongkong – od 2077 zł / od 7577 zł, Singapur – od 2117 zł / od
8577 zł, Tokio Narita/ Haneda – od 2077 zł / od 7577 zł, Bombaj – od 1777 zł /
od 6777 zł, Perth – od 3777 zł / od 12777 zł,mAdelajda – od 3777 zł / od 12777
zł,Dżakarta – od 2277 zł / od 9977 zł, Kuala Lumpur – od 2277 zł / od 7977 zł, Kapsztad
– od 2377 zł / od 9177 zł, Johannesburg – od 2377 zł / od 9177 zł, Durban – od
2377 zł / od 9177 zł, Kolombo – od 2477 zł / od 9777 zł, Mauritius – od 3577 zł
/ od 10777 zł, Seszele – od 2677 zł / od 10777 zł, Malediwy – od 2677 zł / od
10777 zł. Ceny zawierają wszystkie podatki i opłaty lotniskowe. Bilety są już
dostępne u agentów podróży IATA, w biurze lokalnym lub na stronie www.emirates.com/pl. Promocja
nie obowiązuje na przeloty w klasie ekonomicznej w dniach 27 czerwca - 6 lipca
br. (Źródło: Emirates, zdjęcie: zrzut ekranowy oficjalnego portalu turystycznego miasta Dubaj: www.definitelydubai.com/ ).
Oferujący tańsze przeloty Ryanair ogłosił wiosenną wyprzedaż biletów z
Portu Lotniczego Warszawa Modlin do Gdańska i Wrocławia, z cenami
rozpoczynającymi się już od 39 zł, za podróż w czerwcu i lipcu. Bilety należy
zarezerwować do czwartku 8 maja br. do północy. Ryanair otworzy tej zimy dwie nowe polskie bazy w Warszawie Modlin i
Gdańsku oraz uruchomi w sezonie zimowym cztery nowe połączenia z Warszawy: do
Gdańska, Madrytu, Shannon i Wrocławia (w sumie 20). Planując wizytę w Gdańsku warto zajrzeć na portal turystyczny tego miasta: gdansk4u.pl, na którym znajduje się aktualne kalendarium wydarzeń, nie tylko kulturalnych. (Źródło: Ryanair).
Od 6 do 20 maja trwa promocja fińskiego przewoźnika na bilety do Azji. Ceny rozpoczynają się już od 1950 zł za połączenie z Warszawy i Krakowa via Helsinki do Chongqing. Mniej zapłacimy też za przelot do Nagoji, Osaki, Delhi, Bangkoku, Xi'an i Hanoi. Więcej informacji na stronie: www.finnair.pl (Źródło: Confero Consulting, zdjęcie: zrzut ekranowy strony Bangkok Smiles - BangkokTourism Division)
To informacja dla wszystkich: podróżników, smakoszy wina, dziennikarzy i winiarzy. Od 31 lipca do 3 sierpnia br. w miejscowości Castelbuono na Sycylii, nieopodal Palermo odbędzie się DiVino Festival 2014. Oprócz degustacji i możliwości nawiązania kontaktów handlowych jest to okazja do posłuchania dobrej muzyki na żywo w wyjątkowym entourage'u - pośród murów średniowiecznego zamczyska, wzniesionego w XIV w. przez książęcą rodzinę Ventimiglia. Więcej na ten temat na stronie: www.divinofestival.it/ oraz na FB https://www.facebook.com/pages/DiVino-Festival-Castelbuono-Wine-Show-Festival/195240497191310?fref=ts (Źródło i zdjęcie: DiVino Festival - Ufficio stampa)
Maj jest w Czechach miesiącem
imprez gastronomicznych, które gromadzą miłośników trunków i czeskiej kuchni.
Piwoszom proponuję wycieczkę do stolicy Czech w drugiej połowie maja. Od 15 do
31 maja 2014 w parku Letenské sady odbędzie się siódma edycja Czeskiego
Festiwalu Piwnego. To szansa na skosztowanie ponad stu gatunków trunku
pochodzących z małych i średnich browarów czeskich. Na smakoszy czekają
specjały gastronomiczne przygotowane przez czeskich kucharzy, rzeźników i
piekarzy. Do dyspozycji gości będą cztery tysiące miejsc siedzących w
wielkim namiocie i obsługa w strojach ludowych.Program urozmaicą występy muzyczne oraz weekendowe imprezy do samego
rana.W tym roku po raz pierwszy
impreza odbędzie się na terenie parku Letenské sady. W dni powszednie do godziny 14 wstęp na
festiwal będzie bezpłatny, od godz. 14 i w weekendy za wstęp zapłacimy 90 koron
za osobę. Tegoroczną nowością jest Karta Piwna, którą zapłacimy za piwo i
przysmaki. Kartę będzie można nabyć na miejscu. Więcej informacji na
stronie: www.ceskypivnifestival.cz (Źródło i zdjęcie:
CzechTourism)
Już w najbliższy weekend, 10-11 maja odbędzie się XIII edycja Królewskiego Turnieju Tańców Polskich w Wilanowie.
Impreza
organizowana jest pod patronatem Stowarzyszenia – Polskiej Sekcji
Międzynarodowej Rady Stowarzyszeń Folklorystycznych, Festiwali i Sztuki Ludowej
CIOFF, a jej celem jest zachęcenie, szczególnie dzieci i młodzieży do poznania
i kultywacji tańców polskich. Królewski Turniej Tańców Polskich w 2014 r.
związany jest z ogłoszonymi przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
obchodami 200. rocznicy urodzin etnografa, folklorysty i kompozytora Oskara
Kolberga. Dodatkowo specjalnie dla uczestników turnieju przygotowaliśmy
innowacyjny program edukacyjny związany z tradycjami Wilanowa opisanymi przez
Kolberga w blisko stutomowym dziele „Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa,
podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, obrzędy, muzyka i tańce”. Link do spotu turniejowego: www.adrive.com/public/UfApqb/turniej%20spot%20ok.mp4 - wystarczy
kliknąć, a po kilku sekundach nacisnąć OK. Informacja: http://www.ckwilanow.nazwa.pl/tancepolskie/?p=278
Warto dodać, że wilanowski turniej
nie jest jedyną, roztańczoną imprezą w Polsce. CIOFF organizuje ich znacznie więcej.
Już w końcu maja zaplanowany jest Mielnicki Turniej Tańców Polskich „O berło
Aleksandra Jagiellończyka”. Więcej na ten temat na stronie: http://www.taniecpolski.cioff.pl/index.php/turnieje-tancow-polskich/turnieje-w-2014r
(Źródło: Centrum Kultury Wilanów, TTG, CIOFF, zdjęcie: Centrum Kultury Wilanów)
Podczas mojego bardzo forsownego objazdu po włoskim bucie niewiele miałam chwil odpoczynku, jak ten półgodzinny zaledwie spacer plażą w Terracinie o zachodzie słońca. Ten niewielki kurort w regionie Lacjum z dominacją betonowych hoteli dzieli od Rzymu zaledwie 56 km antyczną Via Appia. Mimo to, że dziś biegnie nią nitka autostrady, do Wiecznego Miasta jedzie się blisko dwie godziny! Odczułam to szczególnie dotkliwie, gdy dwukrotnie tego samego dnia musiałam wraz z grupą pokonać wspomniany dystans. Dlatego spacer brzegiem morza Tyrreńskiego z widokiem na Monte Sant'Angelo okazał się szczególnie ożywczy. W pobliskich ogródkach, okalających prywatne wille nie dostrzegłam ani jednego krzewu opuncji czy jak też bywa nazywana figi kaktusowej - opisywanej tak malowniczo przez Goethego, który podczas swoich włoskich wojaży smakował ją właśnie w Terracinie, wówczas zalanej słońcem. Mój wieczór natomiast był chłodny, zapłakany deszczem - jakby to był listopad, a nie schyłek kwietnia. Zmiany klimatyczne najwyraźniej dopadły i słoneczną zazwyczaj o tej porze Italię.
Czy chcą Państwo przeżyć niezwykłą przygodę,
poczuć adrenalinę i oderwać się od cywilizacji? A przy okazji sprawdzić się w
tym, na co dotąd zawsze brakowało Państwu odwagi? Nadszedł czas spełnienia
marzeń! Tylko do końca maja tego roku można zgłaszać swoje pomysły na niezwykłą
wyprawę w konkursie „Swoją drogą” na stronie www.tomekmichniewicz.pl/swojadroga. W połowie
czerwca br. Tomek Michniewicz ogłosi nazwisko osoby,
która wybierze się z nim w niezapomnianą podróż. Unikatowy projekt, z
udziałem podróżnika i dziennikarza Tomka Michniewicza, towarzyszy premierze
jego najnowszej książki pt. „Swoją drogą”. Tomek opisuje w niej trzy niezwykłe
wyprawy z bliskimi osobami: trzydziestolatkiem z korporacji, który wyrusza do afrykańskiej
dżungli, młodą kobietą trafiającą do świata ortodoksyjnego islamu oraz
dojrzałym mężczyzną, realizującym swoje marzenia o dalekich podróżach. Wyjazd
na drugi koniec świata i smak przygody całkowicie zmienia ich dotychczasowe
życie. Kim będą po zakończeniu podróży? Wrócą do dawnego życia czy pójdą inną
drogą? Książka ukazała się na rynku 30 kwietnia br. nakładem Wydawnictwa
„Otwarte”, a już na dwa tygodnie przed oficjalną premierą, zajmowała 3. miejsce
na liście bestsellerów!Aby wziąć udział w niecodziennej akcji
należy na stronie www.tomekmichniewicz.pl/swojadroga
wybrać dowolne miejsce na świecie, do którego chcielibyście pojechać. Następnie
za pomocą maksymalnie 1000 znaków trzeba uzasadnić, dlaczego Tomek Michniewicz
powinien zrealizować właśnie Państwa pomysł? Jeśli nie wiedzą Państwo dokąd
chcą wyjechać, lecz potrafią przekonać Tomka za pomocą maksymalnie 250 znaków,
jak wyprawa może zmienić Państwa życie –
nie należy się wahać, tylko napisać już dziś!Głównymi
partnerami konkursu są linie lotnicze KLM oraz Allegro. Patronat medialny nad
akcją objęły telewizja TTV, radiowa Jedynka oraz Tanie-loty.pl.
Wyprawę Tomka wraz ze zwycięzcą konkursu,
która wyruszy jeszcze w grudniu tego roku, relacjonować będzie Onet.pl (Źródło: Sigma International Poland Ltd)