Jak Elżbiecie I dorobiono "gębę"

10:42



Od lat pasjonuje mnie epoka Tudorów. Na temat Elżbiety I przeczytałam chyba większość liczących się pozycji. Powtarzam - liczących się. Postanowiłam bowiem, dla relaksu w czasie półtoratygodniowej przerwy od pracy sięgnąć po lekturę lżejszego kalibru i zagłębiłam się w tomiszczu popularnej pisarki Philippy Gregory p.t. "Kochanek dziewicy - fascynująca i nieznana historia królowej Elżbiety I". Początek był nawet obiecujący i mógł sugerować, że autorka rzeczywiście przysiadła nad źródłami. Jednak od kiedy na strony powieści wkroczył Robert Dudley, pisarkę najwyraźniej poniosła wena twórcza. Na prawie 500 stronach, które im dalej, tym stają się bardziej monotonne rozgrywa się wyssana w większości z palca jakże płodnej pisarki (melo)dramatyczna, wręcz harlequinowa opowieść o trójkącie: skrzywdzonej Amy Dudley, żonie Roberta, samym Robercie, tu niepohamowanym w ambicjach ogierze (to chyba najbardziej prawdopodobny wątek) i całkowicie od niego uzależnionej, psychicznie słabej, niezdecydowanej, wręcz głupiej, aby nie stwierdzić dosadnie życiowej kretynce, w dodatku niezrównoważonej neurotyczce jaką miałaby być Elżbieta I. Jakby tego było mało bezbożnicy rujnującej kościoły - autorka zapomina o płonących stosach za czasów krwawej Mary katoliczki, która rzeczywiście w pewnym momencie zwariowała. Takie wnioski nasuwają się każdemu, kto choć trochę zna epokę elżbietańską po lekturze powieści. Aż dziw bierze, że Financial Times uważa panią Gregory za "niekwestionowaną mistrzynię współczesnej powieści historycznej". Ja bym bowiem nazwała ją raczej autorką historycznej fikcji. Zwłaszcza, że sama pisarka w posłowiu przyznaje, że właściwie nie wiadomo, czy Elżbieta i Robert byli kochankami, ale "w obecnych permisywnych czasach to nie ma znaczenia". Bzdura, bo to zupełnie zmienia postać rzeczy. Jak na historyka i zdobywczynię tytułu Absolwentki Roku 2009 Uniwersytetu Edynburskiego bibliografia też nie powala. Większość źródeł dotyczy bowiem Amy Dudley. Mam nieodparte wrażenie, że autorka po prostu nie znosi Elżbiety, kobiety, która wyrosła poza swój czas, wyzwolonej i niezależnej, która władzy po prostu nie chciała oddać w ręce mężczyzny, co można też zrozumieć zważywszy na to, jak skończyła jej matka, ale i trzy razy zamężna Maria Stuart. Elżbieta Philippę Gregory oburza z powodu swojej "niemoralności" i przywiązania do protestantyzmu, więc ta się wręcz nad nią pastwi, dorabiając władczyni "gębę". Jestem teraz na 360. stronie opus i nie wiem, czy dobrnę do końca, bo po prostu nie starcza mi cierpliwości. Zdecydowanie nie polecam tej lektury nawet na wakacje, bo po prostu szkoda czasu na gniota.

Zobacz również:

0 komentarze