Po Wenecji w kolejkach

23:24


W miniony, wolny i przedłużony weekend weekend majowy chyba wszyscy Polacy ruszyli  na podbój Włoch. Takie odniosłam wrażenie już jadąc autokarem z grupą przez Austrię, gdzie na autostradzie mijały nas w większości osobówki i większe pojazdy z rodzimą rejestracją.

Swój "ponte", czyli "most" w postaci dni wolnych od pracy mieli również Włosi. Najbardziej atrakcyjne mety turystyczne Półwyspu Apenińskiego pękały zatem w szwach, przeżywając istny "najazd Hunów" - wielonarodowościowy tłum zalewał ich place, korkował uliczki, zapełniał sklepy z pamiątkami. Spodziewałam się więc słusznie, że Wenecja będzie przepełniona. Stąd w ostatniej chwili zrewolucjonizowałam - w porozumieniu naturalnie z moim biurem podróży - plan marszruty po mieście na wodzie. Zamiast przejazdu pociągiem z Wenecji Mestre na dworzec Santa Lucia (piękny odcinek torów poprowadzony przez lagunę) postawiłam i słusznie na rejs z Punta Sabbioni.

Dla naszej grupy, zakwaterowanej naturalnie w wygodnym punkcie wypadowym na Wenecję Euganejską (Veneto), w Lido di Jesolo było to idealne rozwiązanie. Wybrałam prywatnego przewoźnika, firmę Il Doge i to był strzał w dziesiątkę. Dysponuje znaczną flotą statków różnego kalibru i jak się okazuje, można je zamówić praktycznie na którą godzinę nam się zamarzy. Również nocą!

 Dzięki temu nie musiałam się stresować, czy dotrę do portu na czas (po drodze z Lido do Punta mogły być wszak korki!), bo cały statek był nasz i to zaledwie za 5 "jurków" od osoby! Wystarczyło, że zadzwoniłabym z trasy, że się spóźnię i kapitan by zaczekał. Na szczęście nie było takiej potrzeby.  Na zdjęciu poniżej płynę sobie na górnym pokładzie stateczku Il Doge :)


W te pierwsze, majowe dni zmieniono ze względów bezpieczeństwa trasę w kierunku Wenecji - zamiast cumowania w dzielnicy San Marco, przy Riva degli Schiavoni lądowaliśmy przy Fondamenta Nuove. Niby dłuższa trasa do przejścia, ale dla mnie i grupy o ile ciekawsza. Po pierwsze dlatego, że prowadzi przez zaułki, mostki i place Wenecji B, mniej uczęszczanej, a przez to prawdziwszej. 


Po wtóre, po tej stronie wysiadało niewielu turystów, więc część marszruty do Placu św. Marka odbyliśmy na luzie, dopiero niedaleko celu wbijając się w strumień turystów.


Sam Plac zalany był dosłownie ludzką masą tym bardziej zwartą, że przecinały go, wijąc się w różne strony kolejki do Bazyliki św. Marka, pałacu Dożów i na Dzwonnicę. Na kilka godzin stania.


My tyle czasu nie mieliśmy. W intensywnym planie na ten dzień przewidziana była jeszcze Padwa!
I... udało nam się ją też odwiedzić! A ponieważ odpływaliśmy już z Riva degli Schavoni, moim "podopiecznym" udało się zajrzeć do wnętrz najsłynniejszego w Wenecji, pięciogwiazdkowego hotelu Danieli (przekształconym w rezydencję dla sławnych i bogatych na początku XIX w. przez friulańczyka Giuseppe Dal Niel - stąd nazwa obiektu). Podobnie jak sama Wenecja, uwieczniona w ponad 700 filmach, i on znalazł się w oku kamery X Muzy. Kręcili w nim m.in. Vittorio de Sica sceny do "Il viaggio" z Sofią Loren i Richardem Burtonem (1974), Lewis Gilbert jedenastego Bonda - "Moonraker" z Rogerem Moorem (1979), a Joseph Losey obraz "Eva" z Jeanne Moreau.


Zobacz również:

0 komentarze