Koronczarki z wyspy Największej

05:58

Nie dziergają stringów czy innych, intymnych części garderoby jak ich koleżanki po fachu z Koniakowej. Myślę, że nawet nigdy nie przyszłoby im to na myśl. Koronczarki z Isola Maggiore od pokoleń zasiadają co dzień rano w plamach słońca na głównej ulicy miasteczka, pozwalając, aby ciepłe promienie rozgrzewały starcze, wykrzywione przez reumatyzm, palce, zaskakująco zręcznie operujące drutami. Lubią ciszę, zakłócaną jedynie ćwierkaniem ptaków i tym dziwnym szumem, jaki tworzą w masie odgłosy samców cykad. Pozwala im na skupienie się na misternych wzorach, które wypełniają obrusiki, serwetki, podstawki pod kieliszki.

Gdy kolejne dzieło jest już skończone, artystka układa je pieczołowicie na stoliczku czy krzesełku i opatruje ceną. A nuż trafi się zbłąkany turysta, które zechce kupić prezent dla żony, narzeczonej czy kochanki? Koszt tych małych dzieł sztuki - już od 10 euro.
Na Isola Maggiore kursuje regularnie niewielkie batello czyli stateczek nie pierwszej młodości.

Ta wyspa Największa w tłumaczeniu na polski, położona jest na samym środku jeziora Trazymeńskiego. Stateczek pływa najczęściej w sezonie i pod warunkiem, że na tym umbryjskim akwenie nie szaleje akurat sztorm, a potrafi, co sama widziałam. Fale są wówczas potężne i wściekle biją o brzegi. Zapewne Neptun jest nie w humorze! Ale ja trafiłam na idealną wprost aurę. Jako skowronek z natury wypłynęłam bodaj pierwszym stateczkiem jeszcze przed ósmą rano i w kwadrans byłam u celu. Wcześniej nawet przed wspomnianymi koronczarkami, które wychynęły z domów godzinę później. Isola Maggiore to urocze miejsce dla każdego stroniącego od tłumów.

Skąpane w bujnej zieleni i kwiatach, kryje w zanadrzu kilka ciekawostek dla podróżników.

Tu w 1211 r. chwile kontemplacji w odosobnieniu spędził późniejszy święty, Franciszek wracając z Cortony.

Tu pod koniec XIX w. osiadł markiz Chiacynt Giuglielmi z Civitavecchia i wzniósł zamek pozostający w rękach jego rodu przez kolejne stulecie.

Dziś rozpadająca się budowla, jako żywo przypominająca Castello Miramare w Trieście, czeka na hojnego inwestora z wizją. A może też na ekipę filmową, bo miejsce jest iście bajkowe. Są też po drodze szczątki starego młyna.

Dobry piechur przemierzy wyspę w dwie godziny, ale można na niej śmiało spędzić dzień, choćby wpatrując się  w srebrzysto-błękitne wody jeziora czy zanurzając się w jego chłodną, czystą toń.

Zobacz również:

0 komentarze