Biskupin, polskie Pompeje?

13:35


Dużo obiecywałam sobie po wizycie w Biskupinie po latach. Pojechałam tam po raz drugi w życiu z wycieczką szóstoklasistów jako pilotka. Wcześniej, gdy zawitałam do tego grodu miałam tyle lat, co teraz "moje" 37 dzieciaczków. Jak przez mgłę pamiętałam chaty kryte strzechą, palisadę. Naturalnie przed wyjazdem obejrzałam sobie Biskupin raz jeszcze na zdjęciach. Jednak nie ma to jak trójwymiar rzeczywistości. Pierwsze wrażenie - nadzwyczaj dobre. Duży parking, Ładne domki Centrum Obsługi Ruchu Turystycznego z kasą i pamiątkami oraz tuż obok, spore zaplecze gastronomiczne, choć zdominowane przez fast-foody. Czyściutkie toalety. A zatem infrastruktura dla turysty na piątkę. Poza tym tuż obok stacja kolejki wąskotorowej do Wenecji - bardzo dobry przykład współpracy dwóch podmiotów. Również organizacja sprawna. Gdy tylko zameldowałam się w kasie i nie zdążyłam nawet opłacić biletów dla grupy, już zajął się nimi lokalny przewodnik prowadząc wgłąb rezerwatu. Każde z nas, zaopatrzone w mapkę z niecierpliwością wyczekiwało kolejnych atrakcji. Emocje rosły, gdy pokonywaliśmy wysoki most z drewnianych bali. Jednak już pierwszy przystanek, osada neolityczna z 4000 p.n.e. rozczarowała - na szczęście nie moich podopiecznych, ale mnie.


Bo przecież to wszystko jest tylko rekonstrukcją - sam przewodnik przyznał, że chaty "odtwarzano" według własnego widzimisię, bo przecież odkopano jedynie ich zarys. Podobnie inne punkty rezerwatu: osada mezolityczna czy wioska wczesnopiastowska, choć ta, okalająca malowniczo niby-polankę w leśnych ostępach przyciąga maluchy, bo w chatkach można nabyć za niewielkie pieniądze rozmaite gadżety.


Chłopcy z mojej grupy zaraz zaopatrzyli się więc w topory, oszczepy, noże i inne akcesoria dla prawdziwych, acz nieletnich mężczyzn, które ku ich żalowi jeszcze przed wejściem do autokaru zarekwirowali im zapobiegawczo wychowawcy.


Całkowicie zrekonstruowana jest też przede wszystkim znana z pocztówek osada łużycka. Otoczona bagnami, jedyne co ma autentyczne to wystające z mokradeł fragmenty pali. I biednego kuca, który w promieniach słońca praży się godzinami czekając na ewentualnych amatorów przejażdżki.


 Dla mnie to pomysł tak okrutny, że pogoniłabym jego autorów prosto w biskupińskie bagna. A wracając do osady, której rekonstrukcję w skali mikro można oglądać w muzeum - to w naturalnych wymiarach odtworzono z niej tylko dwie chaty na krzyż i kawałek palisady z mostkiem i wieżą strażniczą.

Całą resztę, którą swojego czasu archeologowie z mozołem odkryli, za co Biskupin zyskał miano Pompejów północy i czego nie udało się włożyć do gablot, z powrotem skryła ziemia lub wody pobliskiego jeziora Biskupińskiego, po którym można odbyć 25-minutowy rejs stateczkiem.

Samego Biskupina z pokładu widać niewiele, natomiast wiosenne krajobrazy pobliskich pól są niezwykle malownicze. To jednak kompletnie znudziło dzieciaki, które zagłębiły się w wirtualną rzeczywistość swoich smartfonów.


Prace archeologów dokumentują czarno-białe fotografie. Dla mnie naturalnie arcyciekawe, ale młodzi po prostu je zignorowali. To zbyt "prehistoryczna" dla nich technika.


Oczywiście, w muzeum można oglądać wykopane skarby: naczynia, broń, biżuterię i wiele innych przedmiotów dających wyobrażenie o życiu jeszcze dawno przed Chrystusem. Jednak sposób wyeksponowania, tak mało nowoczesny - gabloty w muzeum zdobią zielone chmurki imitujące korony drzew.


Żadnych filmów, nie wspominając o multimediach. Moim dzieciakom najbardziej do gustu przypadła lekcja muzealna : w co ubierali się mieszkańcy Biskupina, ale już zrekonstruowane chaty średnio do nich przemawiały. Zupełnie przez przypadek w ostatnią sobotę, podczas Nocy Muzeów trafiłam do warszawskiego Muzeum Archeologicznego. I tam jest wystawa pamiątek z Biskupina, ale o ile ciekawiej wyeksponowanych. Tak sobie myślę, że Biskupinowi przydałby się wizjoner na miarę tych, którzy stworzyli ekspozycję pod sukiennicami Krakowa. Tam przecież też dokopano się do początków miasta i można je dosłownie dotknąć, przejść się starymi ulicami, poczuć dawny klimat dzięki sprytnie, ale nie nachalnie wykorzystanym multimediom. W Asyżu z kolei jeden z tamtejszych restauratorów dokonując remontu swojego lokalu dokopał się do posadzki z czasów rzymskich i co zrobił? Przykrył ja hartowanym szkłem, a na tym postawił stoliki dla gości. ochronił bezcenny zabytek, a jednocześnie uczynił z niego niebanalną atrakcję turystyczną. Swoją drogą ta antyczna posadzka jest wyjątkowej urody, więc zyskał dwukrotnie. Czy to nie jest pomysł na nasz Biskupin? Ktoś zaraz powie, że na to są potrzebne gigantyczne środki. Oczywiście. Skoro jednak już mamy chronić dziedzictwo narodowe wykorzystajmy fundusze unijne i stwórzmy czy raczej odtwórzmy, odłońmy autentyczne, polskie Pompeje, które są przecież znacznie starsze niż te spod Wezuwiusza.

Zobacz również:

2 komentarze

  1. Chyba potrzebna tam większa inwestycja, coś na miarę POLIN :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Żałuję, że będąc w Biskupinie nie przepłynęłam się po jeziorze :(

    OdpowiedzUsuń