Dante, gibelini i Putin

08:22

„ Nie doceniliśmy hydry i teraz bestia atakuje nas wszystkimi głowami, które posiada”. W mitologii greckiej Hydra żyła w Lernejskich Błotach. „Miała ona potężne cielsko psiego kształtu i osiem głów zamiast jednej, w wszystkie były w istocie głowami węży na długich szyjach (…)” – cytując moje ulubione „Mity starożytnej Grecji” Roberta Gravesa. Pierwszy cytat o hydrze, o tym, że jej nie doceniliśmy wydał mi się jakże aktualny w kontekście wojny na Ukrainie. Przez ostatni miesiąc, jak zapewne zauważyliście, nie uzupełniałam wpisów na blogu. Nie miałam siły, ochoty, nie widziałam sensu. Wydawało mi się to trywialne i głupie. Miałam pisać o bajecznych, kolorowych podróżach, gdy za granicą giną ludzie, gdy wojna stoi u naszych bram? A jednak, gdy sięgnęłam, zupełnie teraz przypadkowo po kolejną powieść mojego ulubionego, włoskiego pisarza Matteo Strukula – autora sagi o Medyceuszach, zupełnie wbiło mnie w ziemię.
Autor „Dante enigma” biorąc sobie za cel przybliżenie młodzieńczych lat „ojca języka włoskiego” siłą rzeczy musiał osadzić losy pisarza w historycznym kontekście. A jest to wojna gwelfów z gibelinami. Dla mnie do tej pory był to temat martwy – jakieś włoskie miasta bijące się między sobą o prymat. Niewiele z tego rozumiałam. Dopiero ta książka Strukula, „Dante enigma” sprawiła, że nie tylko pojęłam, o co chodziło, ale też zrozumiałam, jak ten pozornie odległy konflikt, mający miejsce w średniowieczu jest aktualny, jak przypomina agresję Rosji na Ukrainie. Można mieć wrażenie, że tylko rodzaj uzbrojenia się zmienił – metody i sposób myślenia pozostały te same. Wyobraźcie sobie gorące lato roku 1288. Lazurowe, sielankowe początkowo niebo zwolna ciemnieje, lekkie zrazu podmuchy wiatru potężnieją gnąc korony cyprysów i łany zbóż na polach. Młodzieniec siedzący na dorodnej klaczy nie raczy się pięknem krajobrazu. On już wie, że nadchodzi burza, a wraz z nią przeczucie czegoś znacznie potężniejszego, niebezpiecznego, mrocznego, jak zapowiedź śmierci. Ten młodzieniec to Dante Alighieri, jeszcze na długo przed napisaniem dzieła, które da mu nieśmiertelność. Już kocha się w Beatrycze, spotkał ją jako dziewięciolatkę i już wtedy go oczarowała. Gdy zobaczył ją dekadę później – na zawsze skradła jego serce i duszę. Dante ma żonę i próbuje utrzymać dom z pisania, co mu specjalnie nie wychodzi ku utrapieniu połowicy, która wszak musi włożyć coś do garnka. Poetę to jednak nie obchodzi – liczą się Beatrycze i wiersze. Co jednak, gdy nagle polityka zmusza go nie tylko do opowiedzenia się po konkretnej stronie, ale do stanięcia w pierwszym szeregu na polu walki? Nie tylko jego – gdy ojczyzna wzywa, za broń chwytają wszyscy. Dlatego Dante idzie na wojnę ramię w ramię z Giottem. Tak, tym samym, który namalował cykl 12 fresków z życia św. Franciszka w bazylice w Asyżu, ale też zaprojektował Kampanilę przy Bazylice Marki Boskiej Kwietnej we Florencji.
Znajomy wątek? Ilu artystów porwała wojna na Ukrainie? Strukul kapitalnie snuje swoją opowieść, relacjonuje z kronikarską dokładnością pożenioną z pisarką swadą etapy wojny, prawdziwej wojny gwelfów, przeciwników władzy cesarskiej we Włoszech z gibelinami, którzy jej sprzyjali. Ta wojna obejmuje morzem pożarów kolejne miasta środkowej Italii: Arezzo, Florencję, Pizę, Urbino. Florencja należy do Gwelfów, Arezzo jest „prostytutką cesarza”, Piza przechodzi z rąk do rąk podstępem. Taktyka gibelinów pragnących zdobyć Florencję jest przemyślana: skoro nie dadzą rady samemu miastu, dlaczego nie spustoszyć jego okolic: nie spalić domostw, nie wyrżnąć ludzi? Zupełnie jakbyśmy czytali relację z wojny i próby zdobycia Kijowa przez Rosjan… „Żadnej litości (…) Wytropcie przeciwników, jakbyście byli psami gończymi. Wyciągnijcie ich z jam, nie ważne, gdziekolwiek się ukryli i gońcie, jak za zającami, napełnijcie wasze oddechy demonami i rozedrzyjcie ich na strzępy. Niech nikt z nich nie ujdzie żywy! – zaleca Buonconte I z Montefeltro, kapitan gibelinów. Brzmi znajomo?

Zobacz również:

0 komentarze