Toskania: Gdzie spała matka Roosevelta, a Biała Dama goni kochanka?
05:41
Przygotowując prezentację do wczorajszego wystąpienia na Wieczorze Toskańskim w żoliborskim Cafe Wilson (wraz z Biurem Ciao Italia!) zrobiłam naturalnie skrupulatny przegląd zdjęć. Jestem bałaganiarą i przydałby mi się ktoś, kto by cierpliwie i starannie poumieszczał moje dziesiątki tysięcy fotek w odpowiednio opisanych folderach. Dlatego naturalnie prace nad slajdowiskiem trwały dwa razy dłużej. Jednak nie ma tego złego, jak mówi przysłowie. Odkopałam bowiem zdjęcia z willi Torrigiani, naturalnie toskańskiej - położonej w prowincji Lukka, a ściślej w Camigliano.
To jedna z najpiękniejszych rezydencji w okolicach miasta Pucciniego. Słonecznie żółta fasada frontu, to pierwsze, co wyłania się zza bujnej, soczystej zieleni angielskiego ogrodu otaczającego willę. Następnie szare bloki, jakimi obłożony jest parter, kolumny i rzeźby z białego marmuru w niszach.
Początkowo willa należała do rodu Buonvisi, a następnie Santini. Pochodzącemy z tej familii Nicolao czyli Mikołajowi zawdzięczamy barokową fasadę południową i wspomniany ogród wzorowany na wersalskim. Nazwę willa zawdzięcza Pietro Guadagniemu, który w roku 1816 poślubił kolejną z rodu Santinich, Vittorię (w tym momencie włości należały już do rodziny od przeszło dwóch i pół stulecia) i przyjął nazwisko matki, Torrigiani, aby móc przejąć dobra rodzinne i tytuł markiza w momencie, gdy ten florencki ród już bezpotomnie wygasał.
Obecnie panią na włościach jest Simonetta Torrigiani-Colonna (nota bene skoligacona ze znamienitym, antycznym rodem rzymskich patrycjuszy mającym w herbie kolumnę, a w Wiecznym Mieście pałac Colonna-Barberini). Urzęduje w bogato urządzonych rodowymi antykami komnatach od półwiecza i w stosunku do gości jest co najmniej nieufna, aby nie powiedzieć nieprzyjemna. Miałam okazję, jako chyba jedna z nielicznych, być wprowadzona na salony pewnego słonecznego popołudnia - niestety okiennice domostwa były szczelnie zamknięte (chyba w wyniku jednego z wielu dziwactw gospodyni), więc widoczność siłą rzeczy była bardzo ograniczona. Uwielbiam stare domy z historią, zatem zaczęłam zadawać pani Simonetcie pytania o losy jej rodu, ale ta zbywała mnie półsłówkami. Szybko zrozumiałam, że nie ma ochoty nie tylko czegokolwiek opowiadać, ale wprost marzy, aby jak najszybciej pozbyć się kłopotliwego najwyraźniej gościa.
Nie dowiedziałam się zatem, w którym łożu i ile nocy spędziła tutaj matka Roosevelta, a szkoda. Wertując potem lokalne przewodniki odkryłam natomiast, iż to willa Torrigiani została wybrana w 1972 r. jako miejsce rozmów między ówczesnym prezydentem Włoch Giuliem Andreottim a następcą generała Charlesa de Gaulle'a, George'a Pompidou (dyskusyjne pod względem architektoncznym Centrum w Paryżu nosi właśnie imię tego francuskiego prezydenta). Ponoć panowie rozmawiali wówczas również o technicznych aspektach wprowadzenia kolorowej telewizji w Italii!
W willi nie brakuje krążących po niej duchów drogich nieobecnych. Co roku 1 czerwca sunie przez komnaty biała psotać markizy Lucrezii Malpigli, żony Lelia Buonvisi - ówczesnego właściciela posiadłości. Towarzyszy jej zjawa kochanka, bogatego mieszkańca Lukki - Massimiliana Arnolfini. Oboje spotykali się jakiś czas tajemnie w willi podczas nieobecności małżonka kobiety, aż wreszcie postanowili pozbyć się Lelia. Wyznaczyli datę i miejsce całej "operacji". Dokładnie 1 czerwca 1593 r. Massimiliano zaczaił się na Lelia w Lukce i gdy ten wychodził z jutrzni w kościele, zadał mu 19 ciosów nożem. Morderca jednak nie uniknął kary i to wyjątkowo okrutnej - po schwytaniu został zamurowany żywcem w Torre Matilde/Wieży Matyldy w Viareggio, podczas gdy jego kochana została zmuszona do spędzenia reszty życia w klasztorze.
Wspomniany na wstępie Wieczór Toskański miał na celu promocję niezwykłej wycieczki do Toskanii, którą organizuje w czerwcu br. renomowane warszawskie biuro podróży Ciao Italia! Będę miała przyjemność prowadzić tę grupę po najpiękniejszych miejscach regionu.
Zachęcam do zapisów na stronie: http://www.ciaoitalia.pl/?oferta&id_oferta=87
To jedna z najpiękniejszych rezydencji w okolicach miasta Pucciniego. Słonecznie żółta fasada frontu, to pierwsze, co wyłania się zza bujnej, soczystej zieleni angielskiego ogrodu otaczającego willę. Następnie szare bloki, jakimi obłożony jest parter, kolumny i rzeźby z białego marmuru w niszach.
Początkowo willa należała do rodu Buonvisi, a następnie Santini. Pochodzącemy z tej familii Nicolao czyli Mikołajowi zawdzięczamy barokową fasadę południową i wspomniany ogród wzorowany na wersalskim. Nazwę willa zawdzięcza Pietro Guadagniemu, który w roku 1816 poślubił kolejną z rodu Santinich, Vittorię (w tym momencie włości należały już do rodziny od przeszło dwóch i pół stulecia) i przyjął nazwisko matki, Torrigiani, aby móc przejąć dobra rodzinne i tytuł markiza w momencie, gdy ten florencki ród już bezpotomnie wygasał.
Obecnie panią na włościach jest Simonetta Torrigiani-Colonna (nota bene skoligacona ze znamienitym, antycznym rodem rzymskich patrycjuszy mającym w herbie kolumnę, a w Wiecznym Mieście pałac Colonna-Barberini). Urzęduje w bogato urządzonych rodowymi antykami komnatach od półwiecza i w stosunku do gości jest co najmniej nieufna, aby nie powiedzieć nieprzyjemna. Miałam okazję, jako chyba jedna z nielicznych, być wprowadzona na salony pewnego słonecznego popołudnia - niestety okiennice domostwa były szczelnie zamknięte (chyba w wyniku jednego z wielu dziwactw gospodyni), więc widoczność siłą rzeczy była bardzo ograniczona. Uwielbiam stare domy z historią, zatem zaczęłam zadawać pani Simonetcie pytania o losy jej rodu, ale ta zbywała mnie półsłówkami. Szybko zrozumiałam, że nie ma ochoty nie tylko czegokolwiek opowiadać, ale wprost marzy, aby jak najszybciej pozbyć się kłopotliwego najwyraźniej gościa.
Nie dowiedziałam się zatem, w którym łożu i ile nocy spędziła tutaj matka Roosevelta, a szkoda. Wertując potem lokalne przewodniki odkryłam natomiast, iż to willa Torrigiani została wybrana w 1972 r. jako miejsce rozmów między ówczesnym prezydentem Włoch Giuliem Andreottim a następcą generała Charlesa de Gaulle'a, George'a Pompidou (dyskusyjne pod względem architektoncznym Centrum w Paryżu nosi właśnie imię tego francuskiego prezydenta). Ponoć panowie rozmawiali wówczas również o technicznych aspektach wprowadzenia kolorowej telewizji w Italii!
W willi nie brakuje krążących po niej duchów drogich nieobecnych. Co roku 1 czerwca sunie przez komnaty biała psotać markizy Lucrezii Malpigli, żony Lelia Buonvisi - ówczesnego właściciela posiadłości. Towarzyszy jej zjawa kochanka, bogatego mieszkańca Lukki - Massimiliana Arnolfini. Oboje spotykali się jakiś czas tajemnie w willi podczas nieobecności małżonka kobiety, aż wreszcie postanowili pozbyć się Lelia. Wyznaczyli datę i miejsce całej "operacji". Dokładnie 1 czerwca 1593 r. Massimiliano zaczaił się na Lelia w Lukce i gdy ten wychodził z jutrzni w kościele, zadał mu 19 ciosów nożem. Morderca jednak nie uniknął kary i to wyjątkowo okrutnej - po schwytaniu został zamurowany żywcem w Torre Matilde/Wieży Matyldy w Viareggio, podczas gdy jego kochana została zmuszona do spędzenia reszty życia w klasztorze.
Wspomniany na wstępie Wieczór Toskański miał na celu promocję niezwykłej wycieczki do Toskanii, którą organizuje w czerwcu br. renomowane warszawskie biuro podróży Ciao Italia! Będę miała przyjemność prowadzić tę grupę po najpiękniejszych miejscach regionu.
Zachęcam do zapisów na stronie: http://www.ciaoitalia.pl/?oferta&id_oferta=87
0 komentarze