Pora na obiad - zapraszam do o 'Cartoccio w sercu Rzymu

04:10



To było moje odkrycie. Zmęczona wielogodzinnym chodzeniem i upałem z trudem pokonałam most Garibaldiego, tym razem nie pstrykając fotki Wyspy Tyburtyńskiej leżącej tuż przede mną. Marzyłam o jakimś miłym, zacisznym miejscu z bez turystów, gdzie mogłabym usiąść i zjeść. Coś dobrego, ale bez szastania pieniędzmi. Wlokłam się więc prowadzącą od mostu ku mojemu ulubionemu Largo Torre Argentina (vide stosowny wpis na moim blogu), po zacienionej stronie mało inspirującej mnie ulicy via Arenula aż tu nagle, co za niespodzianka. Owoce morza i to w tak konkurencyjnych cenach. Za pięć "jurków"? Dumny szyld głosił "o'Cartoccio".


 Zaraz wdepnęłam do tej malutkiej smażalenki licząc się z tym, że za tak niską cenę dostanę jakieś świństwo - wspomnienie po rybie w tonie panierki śmierdzącej starym tłuszczem. Tymczasem co za niespodzianka - w papierowej tutce wręczono mi chrupiącego dorsza z frytkami, który rozpływał się w ustach. Nie zaspokoił on mojego łakomstwa - rzuciłam się dosłownie na porcje risotta z szafranem owocami morza. Ile ich było w środku, nie to co w naszych restauracjach, gdzie musiałabym za takie danie z trzema krewetkami na krzyż zapłacić dwa razy więcej. Polecam wszystkim! A więcej na ten temat na stronie Restauracje dla łasucha tego bloga :)

Zobacz również:

0 komentarze