Jak La Scala przyszła do mnie

22:12


Zamykam oczy i jeszcze słyszę przenikliwy dźwięk pikuliny odbijający się od kamiennych murów pozbawionej dachu katedry opactwa San Galgano. Nade mną gwiaździste niebo: Wielki Wóz, Mały Wóz, Orion. Nozdrza łechce, płynący z pobliskich pól, zapach ziół i kwiatów rozgrzanych letnim słońcem. A pomiędzy rozbrzmiewającymi krystalicznie czysto nutami - dzwoniąca w uszach cisza.
Za chwilę rozpocznie się Koncert Mistrzów La Scali...
Na plakat trafiłam jak zwykle ja, mająca w podróżach tyle szczęścia, aby znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie. Lucia, którą poznałam przed kilkoma laty podczas wyjazdy dla prasy do Toskanii, była moim cicerone po Val di Merse. Jest właścicielką posiadłości Podere I Monti, gospodarstwa agroturystycznego "nasadzonego" niczym czapeczka na jedno z licznych wzgórz doliny rzeki Merse - podobnie zresztą jak okoliczne, średniowieczne miasteczka. To u niej spędzałam tegoroczne, zbyt krótkie wakacje. https://italiannawdrodze.blogspot.com/2018/02/wakacje-na-toskanskiej-wsi-vacanze-in.html




Spacerowałyśmy właśnie po jednym z nich, Ciciano, którego nazwę, ku uciesze mojej przewodniczki ciągle przekręcałam na Cicione, bo myliło mi się z Ciccioliną, ordynarną aktorką porno Iloną Staller i parlamentarzystką (ach, ci Włosi!).





Mój wzrok przyciągnął plakat - Koncert Mistrzów La Scali w Galgano i fotografie dwóch flecistów.


 Tego nie mogłam zignorować. Zwłaszcza, że sama mam dyplom w klasie fletu poprzecznego (co z tego, że już dobrze przykurzony). Okazało się, że impreza odbędzie się w niedzielę 1 lipca i wieńczy kurs mistrzowski dla młodych flecistów, organizowany już od trzech lat w Chiusdino, gdzie znajduje się szkoła muzyczna. Uczestniczyli w nim, jak się potem okazało nie tylko młodzi toskańczycy, ale młodzież z Europy i... Azji w postaci jednej Japoneczki. A szkolili ich najlepsi, bo właśnie muzycy z Opery w Mediolanie, ale też profesorowie z Akademii w Ferrarze i Paryża! Jak widać na tzw. prowincji można zorganizować wydarzenie na światowym poziomie.
Na koncert z Lucią naturalnie pojechałyśmy i w ten sposób La Scala dosłownie przyszła do mnie, bo do tej pory nigdy nie udało mi się uczestniczyć w koncercie w tym teatrze. Co prawda, po zeszłorocznej "skusze" neapolitańskiego San Carlo miałam pewne obawy co do poziomu wykonawców, jednak to była prawdziwa uczta.


Na zdjęciu - pierwszy flet w orkiestrze mediolańskiego teatru La Scala, Andrea Manco. Bynajmniej nie snobistycznie - w skromnym garniturze i grający nie na złotym flecie, a jednak brzmienie, jakie potrafił osiągnąć - tego się po prostu nie da opisać! Wykonał trzy utwory, w tym słynne Concertino D-dur op. 107 Chaminade, które i ja kiedyś grałam na jakimś egzaminie w szkole muzycznej. Z tym utworem związanych jest kilka ciekawych historii. Po pierwsze skomponowała go kobieta, Cecile Chaminade w 1902 r., co również na początku XX w. stanowiło ewenement.


Concertino powstało na konkretne zamówienie, złożone przez Konserwatorium Paryskie z zastrzeżeniem, że ma być to "kawałek do ćwiczeń" dla studentów klasy fletu, a więc cyzelujący ich technikę. Rzeczywiście, pamiętam, że może nie zęby na nim zjadłam, ale paluszki mi się po klapkach nabiegały, a oddechu brakowało nie raz :) I jeszcze jedno. Podobno Cecile napisała Concertino z zemsty na niewiernym kochanku, który ją porzucił dla innej. Stworzyła opus tak trudny technicznie, aby mężczyzna, też flecista nie był w stanie go wykonać! Posłuchajcie sami: https://www.youtube.com/watch?v=LMky0m2qbD0 w wykonaniu Sir Jamesa Galwaya, Irlandczyka z Belfastu zwanego "Człowiekiem ze Złotym Fletem".


Występ Andrei Manco poprzedziło inne, muzyczne "objawienie". Dla mnie naturalnie, bo i tego artysty wcześniej nie znałam i nie słyszałam. Maurizio Simeoli na mojej ukochanej pikulinie zagrał po prostu "bosko" skomponowaną przez siebie Fantazję włoską w hołdzie Rossiniemu, naszpikowaną dosłownie cytatami z oper wielkiego kompozytora i pobrzmiewającego jodłowaniem "Szwajcarskiego pasterza" Morlacchiego. Na you tube znalazłam ten utwór również w mistrzowskim wykonaniu Galwaya:  https://www.youtube.com/watch?v=kqQRdiS7wmI


A cały koncert, zorganizowany został przez Gruppo Filarmonico Giovanile Chiusdino, czyli Młodzieżową Grupę Filharmoniczną Chiusdino, tamtejszą szkołę muzyczną przy dużym wsparciu władz miasta Chiusdino. Odbył się, jak już wspominałam na wpół zrujnowanym opactwie - Abbazia di San Galgano, pośród murów pamiętających pewnego bardzo opierającego się świętości młodziana. Jego historia - w kolejnym poście, bo co za dużo to nie zdrowo :) Na zachętę - fresk Ambrogia Lorenzettiego ukazujący Galgano z Aniołem i miecz, który stanie się motywem przewodnim kolejnej mojej opowieści.




Zobacz również:

0 komentarze