Z pamiętnika dojrzałej pilotki cz II

07:51



To było niedługo po moim egzaminie pilockim zdanym po kursach organizowanych przez Logostour. Aby zaprawić się w bojach, podejmowałam się wyjazdów nie tylko do Włoch, ale też Hiszpanii. Wtedy jeszcze mówiłam w języku Cervantesa (odbyłam kilkumiesięczne kursy), dziś już nic nie pamiętam. W każdym razie sporo jeździłam do Katalonii. To były autokarówki. Szczerze mówiąc masakryczne, bo jechało się longiem z Polski na Costa Brava. I trzeba było sprawić, aby się ludzie, zamknięci w wozie na długi godziny, bez noclegu nie nudzili się, ale też ze zmęczenia nie "skoczyli sobie do gardeł". Szczególnie pamiętam jedną wycieczkę, bo na początku jej skład wzbudził mój niepokój. Otóż na pokładzie miałam sporo pań w wieku dla mnie wówczas starszym (a miały chyba po czterdziestce), bo ja byłam "siksą". Większość z nich była dosyć korpulentnej budowy, więc po pierwsze było im niewygodnie, a poza tym się bałam, czy nie pojawią się problemy z żylakami. Nie tylko więc puszczaliśmy na potęgę filmy w autokarze, ale regularnie robiliśmy takie ćwiczenia na siedząco (krążenia stóp, maszerowanie w miejscu itd), no i raczyłam panie opowieściami, co nas czeka u celu podróży. Jakoś dosyć często wracał temat ciast, jakie serwowała cukiernia w pobliżu naszego hotelu. Odkryłam ją podczas poprzedniego pobytu, a że wtedy byłam wiotka jak trzcina, to nawet dwa kawały tortu z kremem i galaretką nie wpływały ujemnie na moją sylwetkę. Te torty były obłędne, na biszkopcie, ze wspomnianymi galaretkami, owocami i kremami, ale tak lekkimi, puszystymi, smakowitymi, że tego się nie da wprost opisać. Gdy dojechaliśmy wreszcie na miejsce i zaprosiłam moich wycieczkowiczów, aby z bagażami przeszli do holu, gdzie mieliśmy wszyscy zameldować się i dostać klucze, jedna z pań poprosiła: "Pani Aneczko, żadne mycia, rozpakowywania, my tylko rzucimy bagaż i chcemy iść na te torty". Pomaszerowała ze mną wtedy zgodnie cała, 44-osobowa grupa.

Zobacz również:

0 komentarze