Marriott, oranżada z saturatora i homary

01:31


Piszę z kilkudniowym opóźnieniem, choć jako rasowa dziennikarka taki "news" powinnam opublikować od razu. Nasz poczciwy, warszawski hotel Marriott skończył właśnie 25 lat.

Był pierwszym wieżowcem, który zagroził dominującej pozycji Pałacu Kultury i Nauki - w tamtym czasie jednak, ze względów oczywistych nie mógł go przewyższać. Wszak PKiN był darem jednego bratniego narodu dla drugiego (dlaczego my wtedy nie wystąpiliśmy o metro? - w realiach zburzonej stolicy łatwiej byłoby zrealizować taką inwestycję niż teraz, ale słaba w sumie"wadza" po prostu się bała wysunąć tak "odważną" propozycję).
Na konferencji dla mediów, fetującej urodziny hotelu pokazano starą kronikę filmową i nagle okazało się, że zrobiła ją... moja Ciocia, Regina Biczyńska (starsza siostra mojej Mamy), wieloletnia dziennikarka i redaktorka Polskiej Kroniki Filmowej przy ul. Chełmskiej. Niestety nie udało mi się jej odnaleźć na you tube, zatem postanowiłam wkleić linki do dwóch innych kronik z tamtego okresu oraz tematu z ówczesnego Dziennika TV, ponieważ jest to prawdziwa podróż sentymentalna. Z jednej strony mamy bowiem charakterystyczną dla minionego ustroju stylistykę, z drugiej fascynuje dobra, dziennikarska robota (współczesne pseudoredaktorki ze szklanego okienka mogłyby się uczyć warsztatu od Marii Dehn, autorki obu polecanych tu kronik):
https://www.youtube.com/watch?v=V4LjOI64dks
W Marriotcie odbyła się też feta z kapitalnym scenariuszem, którego autorką była Iwona Mitros, specjalistka ds. marketingu i PR, pracująca dla hotelu od niespełna roku. Organizacja przyjęcia z okazji ćwierćwiecza obiektu miała być jej testem, który, a rzadko tak chwalę PR-wców, zdała śpiewająco. Dosłownie, bo widziałam ją wtórującą zespołowi Audiofeels - to ona wpadła na pomysł, aby go zaprosić, dzięki czemu towarzystwu mniej było potem potrzeba czasu (i trunków), aby ośmielić się i wyjść na parkiet.

Aufiofeelsi tak rozgrzali publiczność, że nogi same rwały się do tańca, zaś pokaźne rozmiary Sali balowej, z której uprzątnięto wcześniej stoły i krzesła pozwalały na najbardziej odważne wygibasy, do których nakłaniał sympatyczny wodzirej.
Ale najważniejsze są zawsze pierwsze wrażenia. A te były po prostu kapitalne. Tuż przy ruchomych schodach prowadzących na II piętro budynku, gdzie odbywała się cała impreza, uwijała się, zabawnie wystylizowana pokojówka w białym fartuszku z miotełką, a a sekundował jej podstarzały boy hotelowy, dźwigający walizy. To właśnie ta komiczna para, zagadując gości wskazywała drogę. Na górze zaś czekały: wózek z hot-dogami, jakich pełno było na początku kariery tej przekąski w Polsce i PRL-owski saturator ze zbiornikami na dwa soki: pomarańczowy i malinowy. Musiałam się napić ze szklanki-musztardówki i prawie uroniłam łzę! Potem zaś ruszyłam na odkrycie innych rozkoszy stołów, już bardzo współczesnych. Nie zabrakło serów i antipasti w postaci grilowanych warzyw w oliwie, przekąsek "na ząb" ze smakowitymi kulkami tatara na czele, ale prawdziwym przebojem okazały się krewetki tygrysie i homary w takiej obfitości, że nawet tłum zaproszony nie był w stanie ich przejeść. Zapijałam te smakowitości zacnym, czerwonym winem, ale pod koniec wieczoru zdecydowałam się na Cosmopolitan - kącik z drinkami bynajmniej nie rozczarowywał. I to był właściwy wybór! Ale nawet bez niego musiałam przyznać, że mimo ostrej, coraz liczniejszej konkurencji innych obiektów top-gwiazdkowych w stolicy, Marriott nadal pozostaje w formie, o czym świadczy choćby odnowiony właśnie executive lounge:
Hotel zakończył też pierwszą fazę renowacji pięter i szykuje się do jego drugiego etapu:

O planach rozwojowych Marriotta napisałam w artykule dla Turystyki rp.pl Rzeczpospolitej, do którego odsyłam: http://www.rp.pl/artykul/705174,1150928-Warszawski-Marriott-konczy-25-lat.html (zdjęcia własne i dokumentacji prasowej Marriotta).

Zobacz również:

0 komentarze