Urodziny Placu Wilsona - co za chała!

03:25

Kolejna impreza zorganizowana przez Urząd Dzielnicy Żoliborz bez pomysłu, aby tylko kasę wydać i pokazać, że coś się robi. Tylko co? Już wybór samego miejsca wydarzenia budzi wątpliwości, bo co prawda Park Żeromskiego mieści się przy Placu Wilsona, dobrze skomunikowanym z resztą dzielnicy i miasta. Dla mnie jednak szkoda zadbanego wreszcie parku na masówki, bo najazd tłumów zawsze skutkuje zniszczeniami i dewastacją. Wpuszczenie na żwirowe alejki i trawniki food trucków to dla mnie pomyłka. Jeśli jednak decydujemy się na wzbogacenie święta ofertą gastronomiczną, niech będzie ona zróżnicowana i smaczna, a nie same fryty i hamburgery. W dodatku smażone na starym oleju, którego smród sięgał aż kina Wisła. A wystarczyło wziąć przykład ze świetnie organizowanego od lat i przemyślanego Targu śniadaniowego - tam każdy znajdzie coś dla siebie, choć trzeba przyznać uczciwie, że ceny już nie dla wszystkich. Kompletną pomyłką zaś było organizowanie wydarzenia, które odbywało się w tym samym dniu, co targ kilka przecznic dalej - po co dublować imprezy? Organizatorzy Urodzin postawili też scenę, z której przez złej jakości głośniki waliła jak z armaty zniekształcona muza - czy żoliborzanie są głusi? Na tej scenie prezentował się też konferansjer improwizując w swoim mniemaniu zapewne "na luzaku", ale efekt był mizerny. Tu potrzebny jest magnetyzm, charyzma prowadzącego, dobrze ważony dowcip, a ziało nudą - konkurs o włoskiej tematyce z pytaniami wymyślanymi naprędce miał na celu obdarowanie uczestników na siłę. A prezentem był 50-zł bon do świecącej pustkami, stosunkowo niedawno otwartej restauracyjki "Quattro stagioni" przy Merkurym. Ten bon wystarczy na zaledwie jedno danie, ale bez napoju, bo ceny w menu nie zachęcają wysokością. Rozumiem, że w ten sposób chodzi o "nagonienie" klienteli, ale na Żoliborzu mamy kilka zdecydowanie lepszych, włoskich restauracji - chociażby La Strada, w której ostatnio bardzo się poprawiło czego potwierdzeniem jest pełne obłożenie nie tylko w weekendy. Gdybym ten konkurs sama organizowała - dodałabym element suspensu, jak chociażby w programach konkurencyjnych telewizji "Postaw na milion" czy "Milionerzy" i podniosła poprzeczkę pytań. Czy trzeba się koniecznie podlizywać lokalnej społeczności premiując niewiedzę? Bardziej smakuje zasłużone zwycięstwo i daje więcej emocji. Bardzo czekałam na spektakl teatru ulicznego, ale zasuflowano jakiś pseudowystęp na pograniczu groteski, pastiszu, komedii, nie wiem jeszcze czego ewidentnie promujący picie alkoholu.
Było przaśnie, momentami wulgarnie, jak pan "sikał" piwem z okolic genitaliów, seksistowsko - mnie nie bawią gagi, w czasie których facet siedzi, a baba ma robić, taki zaś był wydźwięk. W dodatku dla dzieciaków, które to oglądały w dużej liczbie rozłożono na gołej, zimnej ziemi brudne sakramencko koce. Fuj!
Ukoronowaniem pierwszego dnia imprezy miał być tort od Bliklego i tu pomysł o tyle spalił na panewce, że takie arcydzieło kunsztu cukierniczego trzeba POKAZAĆ. Pokazać WSZYSTKIM uczestnikom wydarzenia, nawet, gdy jest tłum. Tymczasem ciasto widziały najlepiej tylko władze dzielnicy, bo od reszty odgradzał je kordon ochroniarzy broniący dostępu jak niepodległości. Jasne, że w przeciwnym wypadku masa ludzi mogła stratować słodkości, ale przy odrobinie "oleum" w głowie można było inaczej to rozwiązać. Skoro tort przyjechać miał nyską - trzeba to było ogłosić ze sceny, dać fanfary, a całość drogi od piekarni do celu sfilmować od góry dronem i rzucić na ekran. A może jeszcze pokazać, jakie się takie giga-cudo robi? Genialna promocja dla firmy, która, moim zdaniem najlepsze lata ma niestety za sobą - moja przyjaciółka po kilku kęsach wyrzuciła ciasto do kosza, ja nawet go nie tknęłam.
Na koniec plakat w konwencji komiksu. Kolorowy, graficznie ciekawie rozwiązany, dzięki czemu przyciągający uwagę - to dobrze, ale wydaje mi się, że adresatem tak prezentowanego wydarzenia ma być tylko bardzo młode pokolenie i to w wydaniu raczej subkulturowym. Rozumiem, że władze Dzielnicy chcą być takie cool, ale nie zapominajmy, że Żoliborz to dzielnica wielopokoleniowa, z tradycjami - można to było zręcznie, nie w "zramolały" sposób połączyć. Wtedy nie dzielimy, a łączymy ludzi różnych wiekiem! Zwłaszcza, że całości patronuje sam prezydent Wilson, któremu sporo Polska zawdzięcza. Brzmi pompatycznie? Przecież to prawda, ale i to można było przypomnieć na wiele lżejszych kalibrem sposobów. Rzadko kiedy uciekam się do tak radykalnej krytyki, ale ta się Organizatorom po prostu należała!

Zobacz również:

0 komentarze