Amfibią po Budapeszcie zapłakanym deszczem

01:05


Krople deszczu głośne niczym werbel wyrwały mnie z bardzo głębokiego snu. Poprzedniego dnia zwiedzałam intensywnie węgierską stolicę, kończąc dzień degustacją wina w pobliskim regionie Etyek– stąd na początku niekoniecznie wiedziałam, gdzie jestem. Ulewa za oknem hotelu Mercure (bardzo wygodne materace, „plastikowe” śniadania) wcale mnie dobrze nie nastroiła. – I jak ja przy takiej aurze zrobię zdjęcia? Przecież jestem w pracy, nie na wakacjach – dokumentacja z wyjazdu musi być! – zamartwiałam się, robiąc sobie gorącą herbatę – dobrze, że w pokojach (nie wszystkich, jak się okazało) sieć Accor, do której Marcure należy, przewidziała czajniki i spory wybór herbat ulubionego przeze mnie Pickwicka i omijanej raczej z daleka kawy Alfredo! Poza tym perspektywa przemoknięcia po pierwszych minutach marszruty przez szerokie ulice centrum wcale mi się nie uśmiechała. Tymczasem w planach było dalsze zwiedzanie! Nie ma to jednak, jak doświadczony organizator, który wszystko potrafi przewidzieć. A, nie da się ukryć, że Bożena Hirling, dyrektor Narodowego Przedstawicielstwa Turystyki Węgierskiej, która nam wyjazd prasowy nad Dunaj przygotowała, do takich należy. Dlatego nasza pięcioosobowa grupa żurnalistek pod egidą sypiącego rozgrzewającymi dowcipami przewodnika-Karola, już po kwadransie pod parasolami, słabo chroniącymi przed istnym, wodnym pandemonium, mogła się schronić w ciepłym wnętrzu autobusu.
Nie był to jednak zwykły autokar, lecz… amfibia River Ride, czyli skrzyżowanie tego pierwszego ze… statkiem.

Wsiadając do pojazdu po trapie nie mogłam sobie tego początkowo wyobrazić. Gdy jednak po objeździe głównych atrakcji Pesztu znaleźliśmy się na nabrzeżu i ruszyliśmy w stronę betonowej pochylni, wstrzymałam oddech. A ze mną reszta pasażerów. Kierowca włączył odpowiedni dla filmów grozy podkład muzyczny, jaki spotęgował nastrój pełnego niepokoju oczekiwania. Tymczasem amfibia coraz bardziej zbliżała się lustra wody aż wreszcie… cały przód autokaru znalazł się pod wodą!

Krzyczeliśmy chyba głośniej niż na kolejce górskiej w wesołym miasteczku, ale wszystko trwało zaledwie kilka sekund i z przedniej szyby spłynęła fala, odsłaniając panoramiczny widok na rzekę. Przeżyliśmy, a nasza amfibia dzielnie pruła nurt Dunaju, podczas gdy pilotka autokaru opowiadała już spokojnym głosem o mijanych zabytkach.


Zobacz również:

1 komentarze

  1. Super! Pozazdrościć wrażeń. Szkoda tylko, że lało. Coś w tym roku jesień nas nie rozpieszcza.

    OdpowiedzUsuń