Berliński mur z balonów

14:02

Dostałam właśnie informację z visitBerlin czyli ośrodka informacji turystycznej stolicy Niemiec, że w listopadzie 2014 r. odbudują tam słynny mur. Tyle, że z 8000 iluminowanych balonów, które zostaną zainstalowane na trasie, którą ongiś przebiegała granica dzieląca Berlin wschodni od zachodniego.


9 listopada 2014 r., w 25. rocznicę jego obalenia, balony poszybują w niebo. Przypomniałam sobie moją pierwszą wizytę w Berlinie. Zachodnim, gwoli uściślenia, w roku 1988. Pojechałam tam na zorganizowaną przez polskie biuro podróży wycieczkę wraz z Mamą. Najpierw trzeba było naturalnie odstać w kolejce po paszporty, potem uzyskać wizę. Każda też wzięła ze sobą jakieś „środki płatnicze” – ja część przewiozłam w bieliźnie, bo zapomniałyśmy wcześniej je zgłosić, a taki był w tych „dzikich” czasach obowiązek. Naturalnie, w czasie wolnym pojechałyśmy pod mur od strony słynnego przejścia Checkpoint Charlie. Tuż obok już wtedy działało Muzeum Muru – z jednego z okienek można było zerknąć na sowiecką stronę pod groźbą zarobienia kulki w głowę. Pokazane w poszczególnych salach sposoby, w jaki berlińczycy próbowali uciec z radzieckiej strefy, zrobiły na mnie ogromne wrażenie: ukryte skrytki w samochodach, podkopy, a nawet machiny latające na miarę Leonarda da Vinci. Jednak najbardziej wstrząsnęła mną ucieczka zreferowana nam nad brzegami Szprewy, którą właśnie żył cały Berlin. Dosłownie kilka dni wcześniej, grupa młodych ludzi, nie bacząc na porę roku – wyjątkowo na dodatek mroźny styczeń, postanowiła wyprawić się po wolność wpław, rzeką. Wśród uciekinierów znajdowała się dziewczyna w ósmym miesiącu ciąży. Gdyby nie ekipa zachodniej telewizji, która szczęśliwym trafem znajdowała się na zachodnim brzegu i spontanicznie zaczęła kręcić całe wydarzenie, młodzi ludzie zostaliby wystrzelani jak kaczki, ponieważ wschodni mur upstrzony był wieżyczkami ze strażnikami mającymi jeden rozkaz: zabić każdego zbiega. Naturalnie po dopłynięciu do celu, kobieta wraz z kolegami została zabrana przez karetki pogotowia prosto do szpitala…

W marcu tego roku znowu znalazłam się pod murem, a raczej jego pozostałościami na Placu Poczdamskim. Na pamiątkę pozwoliłam sobie wbić okolicznościowe stemple w paszport, jakie można nabyć za dwa euro od młodego człowieka ubranego w mundur z epoki. A potem poszłam nad Szprewę, ale nie mogłam znaleźć miejsca, gdzie zaszły opisane wydarzenia. „Czas zatarł ślad”. Jednak Berlin nigdy nie przekreśli przeszłości o czym świadczy planowany happening. 156-km, betonowy pas, który kosztował życie nawet 238 osób był i pozostał raną w sercu mieszkańców, podziałem nawet dziś nie do końca zniwelowanym, co widać podczas spaceru przez poszczególne dzielnice miasta. (fot. visitBerlin)

Zobacz również:

0 komentarze