Chiński turysta w kosmosie jeszcze w tym roku. A jak widział go Hermaszewski?
11:02
Za 20-minutowe oglądanie naszego globu z perspektywy 60 km zapłacić trzeba będzie co najmniej 95 tysięcy dolarów. Piszę o tym na naszym portalu http://www.rp.pl/artykul/706099,1076073-W-2014-roku-chinski-turysta-poleci-w-kosmos.html (fot.http://www.spacexc.com/en/media/pictures/)
A jak ten kosmos wyglądał z perspektywy jedynego naszego astronauty, Mirosława
Hermaszewskiego? Kilka lat temu miałam okazję wysłuchać jego opowieści. Była
ona tak barwna, że miałam wrażenie, iż sama odbywam wycieczkę pośród gwiazd: „Stanął
przed rakietą: już kompletnie ubrany w skafander, w nowej, specjalnej bieliźnie
pod spodem, opleciony elektrodami i czujnikami po pożegnaniu z oficjelami.
Spojrzał na dyszącą „babę”, która miała 9 m średnicy w podstawie i 50 m
wysokości, a jej zbiorniki ciekłego tlenu pokryły się szronem mimo
42-stopniowego upału, i zadał sobie pytanie: czy wolno ryzykować życie dla
pasji, realizacji marzenia, skoro masz rodzinę? (…). Za oknem noc i mrowie
gwiazd. Chce zlokalizować te znane, ale nie może odnaleźć żadnej z nich, mimo
że swojego czasu całe godziny spędzał w planetarium i wydawało mu się, że na
niebie wskaże każdą konstelację... Czyżby nagłe ogłupienie? Nie, te światła to
nie gwiazdy, to... Japonia. Od wejścia na orbitę słucha swojego organizmu,
czuje pulsowanie krwi w żyłach, pojawia się coraz silniejsze wrażenie
pęczniejącej czaszki, jakby wisiał na trzepaku głową w dół. Zdaje mu się, że
głowa robi się większa i większa, wręcz monstrualna, dotyka ścianek kabiny, ale
to kolejne złudzenie, bo widzi normalnie. A za oknem pierwszy wschód słońca.
Następny za... 90 minut, kolejny za 180. Takich wschodów (i oczywiście
zachodów) zobaczy podczas lotu 126. Jego misja potrwa 8 dni. Słońce rozlewa się
amarantową łuną po nieboskłonie. Wydaje się, że płonie. To taki dziwny film z
zawrotnym tempem. Kontynenty, oceany przesuwają się jak obrazki w dziecinnym
kalejdoskopie. Wyobraża sobie te wszystkie plemiona i nacje, wydobywa z
zakamarków pamięci całą wiedzę na ich temat. W 90 minut ogarnia wzrokiem cały
świat, przeżywa cztery pory roku, całą dobę, która jest niczym epoka. I nadal
nie może uwierzyć, że tu jest, choć z rocznym opóźnieniem. Już na orbicie zaczyna
wyłapywać stacje radiowe z różnych krajów. Niezależnie od strefy geograficznej
wszyscy informują o locie Sojuza, przekręcając często nazwiska kosmonautów, co
Hermaszewskiego śmieszy. Potem mina mu jednak rzednie, gdy okazuje się, że on
sam musi zamienić się w dziennikarza i zrelacjonować swoje przeżycia na
bieżąco. Przekaz ma iść do „bazy” na ziemi, a stamtąd do rozgłośni na całym
świecie. Chodziło zapewne o to, aby towarzyszom kosmonautom nie wymknęło się
coś, czego świat usłyszeć nie powinien. Wielki Brat czuwa. Hermaszewski nie
czuje się dobrze w tej roli. Zawsze był nieśmiały, publicznych występów unikał
jak ognia”. Całość wspomnienia zawarłam w artykule „Polak w kosmosie - Mirosław
Hermaszewski”, opublikowanym przez National Geographic: http://www.national-geographic.pl/artykuly/pokaz/polak-w-kosmosie-miroslaw-hermaszewski/
Zainteresowanym tematem polecam też książkę Hermaszewskiego „ Ciężar nieważkości – opowieść pilota-kosmonauty”.
Zainteresowanym tematem polecam też książkę Hermaszewskiego „ Ciężar nieważkości – opowieść pilota-kosmonauty”.
0 komentarze