Nalewka "dla zdrowotności" w Zaborku

19:44



Ma kolor tak głębokiej, wytrawnej czerwieni, że aż wydaje się czarna. Aromat zaś i smak niezrównane. Mieści się w nim bowiem, prócz wiśni z jakich została sporządzona, zapach podlaskich łąk oraz pól otaczających miejsce absolutnie magiczne, w którym spędzam już drugą noc moich jesiennych wakacji.


Pensjonat - Uroczysko Zaborek koło Janowa Podlaskiego, słynącego przede wszystkim z najstarszej w Polsce stadniny arabów.



Nalewka - aby nie zboczyć z głównego traktu opowieści, stoi sobie na stoliczku nocnym w moim pokoju na facjatce na Starej Plebanii. Wróciłam do Zaborka po kilku latach, zaproszona przez Gospodarzy - wizjonerów, państwa Lucyny i Arkadiusza Okoniów, którzy przez dwie dekady wykreowali i nadal tworzą tutaj bezkonkurencyjne zaiste miejsce wypoczynku.


Z całego Podlasia bowiem ściągnęli grożące całkowitą rujnacją, a więc odejściem w niebyt, stare budynki: dawnego kościółka, wiatraka, zaścianka, chat krytych słomą, urządzając w nich pokoje gościnne, każdy o innej nazwie i charakterze.


Zarówno staropolskim, historycznym - choćby pokój Piłsudskiego w Bielonym Dworku, jak i podróżniczym.


Ja mieszkam w komnatce Babci, z jej wizerunkiem - koniecznie z siwym kokiem i w okularach - nad wybornie skrzypiącym, przepastnym łożem, autentycznie starym, z rzeźbionym wezgłowiem na tyle wysokim, że można o niego oprzeć znużony wielogodzinną pracą na komputerze, kark i czytać, godzinami nadrabiać zaległe lektury.


Albo jeszcze lepiej, wzrokiem obiegać ściany zawieszone pamiątkami babcinej przeszłości: wydzierganymi ongiś pieczołowicie szydełkiem czy na drutach, serwetkami, kołnierzykami czy mitenkami, które mimo upływu czasu zachowały biel, zamknięte pod szybkami wiekowych ramek. Zupełnie wystarczające do czytania światło licznych lampeczek, skrytych pod koronkowymi abażurkami lampek wydobywa z cienia drewnianą, rzeźbioną szafę, której skrzypienie przy otwieraniu opowiada zapewne niejedną historię z dawnych dziejów Podlasia. Ona, jak większość mebli, też dzięki Gospodarzom na Zaborku zyskała nowe życie, kupiona za bezcen na jakimś targu staroci czy bezpośrednio od dawnych właścicieli, preferujących, zamiast kłopotliwej, niemodnej wszak spuścizny jakieś piekielnie drogie i niewygodne, ale reklamowane w "telewizorni" kanapy kryte ekologiczną skórą.
Dzisiejsza noc jest szczególna, gdyż na Plebanii rezyduję absolutnie sama. Nie ma wyjątkowo żadnych innych gości - jutro zjedzie kolejna grupa, ale zdrowy śmiech poprzedniej wcale mi nie wadził. Takie miejsce o wystroju dawnego, szlacheckiego dworu musi rozbrzmiewać gwarem wielu osób. Długi stół w salonie, opodal białego, kaflowego pieca, aż kusi, aby na nim ustawić dziesiątki półmisków ze staropolskim jadłem. Pamiętam tak zastawiony stół z mojego pierwszego pobytu w Zaborku, gdzie przyjechałam tylko na jedną noc z grupą dziennikarzy. Wtedy spędziłam noc w pokoju Muzycznym, na parterze, gdzie co roku, na czas aukcji Pride of Poland rozlokowują się Wattsowie, Shirley - wytrawna amazonka nie szczędząca tysięcy euro na janowskie konie i jej mąż, Charlie, perkusista Rolling Stonesów. Pisałam już  o tym na blogu. Czas aukcji arabów zapełnia zresztą cały Zaborek również wybitnymi gośćmi.


Teraz natomiast, poza sezonem jest  spokojnie, poza wspomnianymi grupami. Dzwoniącą w uszach ciszę przerywa tylko niekiedy skrzypienie schodów - być może wspinają się po nich duchy z przeszłości? Dobre duchy, jakich obawiać się nie należy.


Na dworze jest chłodno, popaduje jak na jesień przystało, ale puchówka chroni mnie skutecznie przed zimnem. Gdy niekiedy zza chmur wygląda kapryśne słoneczko, z przyjemnością krążę po zaborkowym obejściu, zahaczając o kamienny krąg, Ogród Bazylego Albiczuka z kwiatami już zważonymi pierwszymi przymrozkami czy wybieg dla koni, na którym wczoraj szalały dwa czarne rumaki z Janowa czy ściślej z Wygody, bo tam znajduje się słynna stadnina. Odwiedziłam ją wczoraj, idąc przez szare pola, ale to już temat na inną opowieść. Tej zaś dobiega kres, a na jej koniec spełniam mały toaścik powierzoną mi po kolacji wiśniówką. I jest mi kapeczkę lepiej na duszy, obolałej jeszcze bardzo po odejściu mojego najwierniejszego przyjaciela, Fabia.


Pożegnaliśmy się z psiuniem dokładnie tydzień temu, ale jeszcze zbyt świeży to czas, aby pisać o ostatnich chwilach ukochanego zwierzaka. Zaborku, dziękuję Ci, że mnie przygarnąłeś.




Zobacz również:

0 komentarze