Jak to "Zaklinacz koni" na suce biłgorajskiej grał

03:02

Nie przypomina Kevina Costnera z filmowej adaptacji książki Sparksa. Przystojnego aktora nie miałabym zresztą szans osobiście poznać. Zbigniewa Butryna, bo to o nim mowa, spotkałam tydzień temu na łąkach wsi Szklarnia, położonej w Parku Krajobrazowym Lasy Janowskie. To właśnie jego zwą „zaklinaczem koni”. Początkowo nie rozumiem dlaczego spoglądając na starszego już człowieka, ubranego nieco niedbale, który podjeżdża do naszej grupy żurnalistów, zwiedzających lubelskie, na rozklekotanym rowerze. Ale już po chwili Pan Zbigniew wdziewa znoszony już wyraźnie strój szlachciury i sięga po instrument przypominający na pierwszy rzut oka altówkę. A mnie, w końcu muzykowi z dyplomem (choć nie wykonującemu tego zawodu), oczy się świecą, bo po raz pierwszy usłyszę, jak brzmi samodzielnie suka biłgorajska. Co prawda nie autentyczna, bo żaden oryginalny instrument nie zachował się do naszych czasów. Pan Zbigniew jednak postanowił go zrekonstruować podstawie przedstawiającej go akwareli Wojciecha Gersona, znajdującej się na starym znaczku pocztowym! A następnie, sześć lat temu założył Szkołę Suki Biłgorajskiej, w której, wraz z synem Krzysztofem nie tylko uczy, ale prowadzi warsztaty, spotkania oraz dorocznie, w lipcu, festiwal muzyki tradycyjnej „Na rozstajnych drogach”. I naturalnie koncertuje. Oprócz niego sukę promuje też  Zespół Polski Marii Pomianowskiej, w którego repertuarze są zarówno utwory również na inne ludowe instrumenty. I ja na takim koncercie w stolicy byłam.
Jednak to nie to samo, siedzieć w krzesłach w sali o nawet najlepszej akustyce, a uczestniczyć w popisie solo pośród łąk. Bezcenne rzekłabym, cytując pewną popularną reklamę, zwłaszcza, gdy na dodatek wokół hasają koniki biłgorajskie. – Pochodzą one od tarpanów, ale trzeba je było ostatnio krzyżować z arabami, bo tak jak u ludzi, częste żeniaczki między swoimi nie są wcale dobre – opowiada pan Zbigniew.

– Zaczęły się rodzić zwierzątka z błędami, kulawe, ślepe, słabiutkie takie, a po tym krzyżowaniu już nie „wyginom” – dodaje z pięknym, wschodnim zaśpiewem. Przypomina on brzmieniem samą sukę, którą nasz mistrz bierze w ręce i już „muzyka po smykach pomyka”, a konie wydają się rzeczywiście słuchać. Jak zaklęte.

Zobacz również:

0 komentarze