Armani u Nelsona

23:35


Trochę biednie w tym roku na TTWarsaw. Odległych światów jak na lekarstwo. Dlatego znów się rozmarzyłam i wspomniałam moje karaibskie wojaże sprzed lat dobrych kilku.

Gdy zbliżamy się jachtem do pagórkowatej Antigui, nie dziwię się, że to właśnie tu w 1784 r. najsłynniejszy admirał floty brytyjskiej, który dwa razy rozgromił Francuzów, Horatio Nelson umiejscowił główną bazę angielską na Karaibach. Setki zatoczek dawały cumującym bezpieczne schronienie. Wokół rozciąga się  rafa koralowa, ongiś groźna przeszkoda dla wrogich statków – dziś raj dla nurków, kuszą piaszczyste  plaże - ponoć jest ich tyle, co dni w roku!  Ale ja chcę choć looknąć na rezydencję Armaniego stojącą na niewysokim skalistym klifie nad Galley Bay. Świetnie widać ją z wody – dwie wille: Flower i Serena połączone w jeden kompleks na wielu poziomach z pawilonami gościnnymi, otoczone szerokimi tarasami, tonące w morzu palm i czerwonych kwiatów (z nazewnictwem gatunków zawsze miałam kłopot, a to dlatego, że nie wiedzieć dlaczego na biologii w szkole uczono mnie o ich płci, zapylaniu, a nie wiedzy praktycznej). Cała rezydencja jest z drewna, naturalnego lub pomalowanego na biel, a styl piętrowej zabudowy typowy dla Antigui.
Ojciec-kapitan żeglugi wielkiej,  pływający pod obcą banderą, rzuca kotwicę w Falmouth Bay, gdzie cumują dalekomorskie  jachty jak nasz. Dopływamy pontonem do brzegu i tata ciągnie mnie do jedynej atrakcji na wyspie- Nelson Dockyard, ponoć najlepiej zachowanego kompleksu portowego z czasów gregoriańskich. Podziwiamy wykopany od morza kanał, którym admirał mógł podpływać pod próg swojego domu! Potem wspinamy się na panoramiczne Shirley Heights, gdzie można „otrzeć się” o VIP-ów mających tu wille:
Oprah Winfrey, Erica Claptona czy Belmonda. I trafiamy na uwielbiany przez ojca “band” Halcyon Steel. Wiekowi już czarni muzycy dają ostro po steel panach czyli rodzaju blaszanych bębnów z rowkami, a my podrygujemy przy kreolskiej aranżacji... Tiny Turner! Wow! Żegnamy tę  upstrzoną wzdłuż brzegu hotelami wyspę Małych Antyli, zaopatrzeni w butelki rumu Cavalier z  i Susie’s Hot Sauce, ostry jak sto diabłów sos na bazie musztardy. Te dwa lokalne produkty wręczył Armaniemu tutejszy minister turystyki na dobry początek.


 

Zobacz również:

0 komentarze