Dziadzia, Rzym i Mickiewicz, który mył garnki
00:51
35 lat temu odszedł
mój Dziadek, Dziadzia – jak sam się nazywał w naszych bardzo dziecięcych
jeszcze rozmowach. A ściślej zasnął w nocy z 12 na 13 listopada 1979 roku.
Doczekał jeszcze wyboru Polaka na Papieża – telefon z Rzymu z tą informacją
otrzymał na kilka godzin przed jej podaniem w reżimowym Dzienniku TV. I udało
mu się przeżyć ostatnią rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości – jej huczne
obchody pamiętał jeszcze sprzed II wojny światowej, kiedy ten dzień ustanowiono
świętem w 1937 roku. W PRL-u naturalnie o święcie mowy być nie mogło.
Jakkolwiek pompatycznie by to nie zabrzmiało, był oddany Bogu i Ojczyźnie, o
czym szczegółowiej piszę w moich pierwszych postach na tym blogu. Ponad połowę
czasu, kiedy Polska była prawdziwie niepodległa spędził w Wiecznym Mieście,
gdzie studiował prawo kanoniczne, aby zostać pierwszym w swoim kraju Adwokatem
św. Roty Rzymskiej – kto wie, ile VIP-ów II Rzeczpospolitej udało mu się
rozwieść? Był też korespondentem koncernu prasowego IKC, przewodnikiem po Rzymie
i pisarzem, który terminował u samego autora „Chłopów”. I choć uczciwie trzeba
przyznać, że jego powieści w warstwie fabularnej nie wytrzymały próby czasu, to
zawarte w nich opisy i spostrzeżenia są kapitalne! Dlatego ilekroć sama
wybieram się do „naszego” Rzymu – bo Dziadek mnie tym miastem niewątpliwie
zaraził, to sięgam właśnie po Jego publikacje, a potem przemierzam uliczki Romy
Jego śladami. Zapraszam zatem na przechadzkę „W zaułkach Rzymu”:
„ Musi pani
rozpocząć swój pobyt w Wiecznym Mieście od orientacji (pisownia oryginalna) w
topografji miasta. Otóż za punkt centralny należy wybrać plac Wenecki i pomnik
Wiktora Emanuela. Ten biały kolos panuje nad całym Rzymem. Jak pani stanie na
placu Weneckim twarzą do tego pomnika – to na prawo mieć pani będzie pałac
wenecki i wyjazd do kościoła Gesu, a dalej corso Wiktora Emanuela. Tuż za
pomnikiem na prawo Kapitol, a więc i Botteghe Oscure. Po lewej stronie via dell’Impero
(dziś Via dei Fori Imperiali – nazwa cytowana
przez Dziadka została nadana z woli Mussoliniego, który tą inwestycją odsłonił
cesarskie fora i połączył tym traktem Koloseum z placem Weneckim, aby stworzyć
szeroką aleję dla swoich „manifestacji patriotycznych”) z widokiem na
Colosseum, Forum Trajana, Targi Trajana, Forum Augusta… A za sobą mieć będzie
pani corso Umberto (obecnie via del Corso), które prowadzi prosto do Piazza del
Popolo, t.z. do placu ludu”. W swoich powieściach Dziadek bardzo lubił
zamieszczać anegdoty dotyczące nierzadko sławnych ludzi, z których jedną
przytaczam: „Kiedy przybyła do Rzymu pierwsza grupa Zmartwychwstańców, wybrana
z grona emigracji paryskiej, zamieszkała przy kościele św. Klaudiusza. Wkrótce
też przybył do Wiecznego Miasta Mickiewicz i zamieszkał w pobliżu swoich synów
duchowych na via del Pozzetto pod Nr.
14. Dom ten łatwo odnaleźć, gdyż na frontonie wmurowana jest tablica pamiątkowa
na cześć wieszcza. Często więc odwiedzał to nowe zgromadzenie zakonne, które
składało się z 5 osób, dwóch wyświęconych świeżo kapłanów i trzech studentów
teologii. Bieda w zakonie była wielka. Sami sobie gotowali pożywienie. Sami
sprzątali cele i sami myli naczynia. Pewnego dnia Mickiewicz był u nich na
obiedzie, a później ze zgorszeniem patrzył, jak jeden z ojców mył garnki w
zimnej wodzie. Nie mogąc znieść tego, że tłuszcz pozostaje na garnkach, wieszcz
podszedł do tego ojca i powiedział: - Bieda u was, ale nawet garnków umyć nie
umiecie! To mówiąc odsunął zmartwychwstańca od szaflika, zagotował wody i pomył
wszystko naczynie…Żegnając się później ze swoimi zakonnikami, z uśmiechem
powiedział: - Pamiętajcie o tem, że garnki myje się zawsze tylko w ciepłej
wodzie. Ta miła pamiątka po Mickiewiczu podaje się ustnie z pokolenia na
pokolenie w zgromadzeniu Ojców Zmartwychwstańców”.
0 komentarze