Hemingway w windzie

13:14

Piękna jest dolina rzeki Socza, znanej też pod włoską nazwą Isonzo, gdyż biegnąc przez terytorium Włoch i Słowenii, bierze swój początek w Alpach Julijskich, zaś uchodzi do Adriatyku. Wody rzeki lśnią w słońcu niczym szmaragdy od znajdujących się w niej minerałów. Nawet w ulewnym deszczu przybiera zimną, seledynową barwę, a nad spienionym nurtem unoszą się mgły. Idealne miejsce do uprawiania raftingu, kajakarstwa i skoków – do leżącego nad Soczą miasteczka Kanal ściągają latem Słowacy i Włosi, aby szybować nawet z 23 metrów z przymocowanych do skał trampolin. Ta rzeka dziś łączy obie nacje, a przecież kiedyś dzieliła. To tędy, 90 km wzdłuż rzeki Isonzo ciągnął się front I wojny światowej, zwanej przez Włochów la Grande Guerra – Wielka Wojna. Stoczono tutaj 12 ciężkich bitew – ostatnią pod Kobarid czyli Caporetto. Podobno włoska nazwa pochodzić ma od kozy (capra), ale ja żadnej nie spotkałam, gdy przed wieczorem dotarłam do miasteczka. Dwupiętrowa zabudowa z szeregami domków w jasnych, pastelowych barwach, okalających lekko wijące się uliczki. Drewniane okiennice i podłużne doniczki z bujnie rozrośniętymi, czerwonymi pelargoniami niemal w każdym oknie.
W ryneczku dwie knajpki na krzyż i jeden hotel, w którym się zatrzymuję. Dostaję tradycyjny klucz, wsiadam do windy i na wysokości pierwszego piętra staję oko w oko z… Hemingwayem.
Oto bowiem pomysłowy właściciel obiektu noclegowego zlecił wymalowanie na wewnętrznej ścianie, wzdłuż której porusza się dźwig, wielki portret Ernesta, który zaczyna się na parterze i kończy właśnie na piętrze. Nie bez powodu – w swojej słynnej powieści „Pożegnanie z bronią” Hemingway opisuje właśnie front na Isonzo, wspomina o Caporetto. Dlatego w miejscowym Kobarid Muzej/ Museo di Caporetto, poświęconym w całości I wojnie światowej na tym terenie, wisi ogromna fotografia Hemingwaya, który trafił na front austriacko-włoski jako wolontariusz Czerwonego Krzyża.
Bosztjan Lużnik, przewodnik po tutejszym muzeum, zauważa jednak uczciwie, że Caporetto być może nieco na wyrost reklamuje się jako miejsce, które odwiedził pisarz. W rzeczywistości bowiem nazwa miasteczka pada w książce ze trzy razy, a jego opis zupełnie nie odpowiada rzeczywistości. Był więc Hemingway w Caporetto czy też nie był? Ponoć i Napoleon też miał się wcześniej zapuścić w te strony, dzięki czemu w okolicy postawiono dwa mosty jego imienia. Nie ma lepszej reklamy niż VIP-y – o czym świadczy rosnąca oglądalność nawet najdurniejszego programu czy piśmidełka, gdy tylko pojawi się w nich gwiazda. Akurat jednak Kobarid nie można wrzucić do tej szufladki. Wspomniane muzeum wojenne robi ogromne wrażenie: zgromadzone pod szkłem skórzane hełmy czy maski gazowe Włochów, które okazały się kompletnie nieskuteczne w momencie, gdy podczas ostatniej, 12.ofensywy pod Caporetto Niemcy użyli  gazu bojowego nowej generacji. Multum fotografii, zarówno z pola walki jak i chwil wytchnienia, kadry z frontowej piekarni, szpitala, a nawet od fryzjera pod chmurką i egzekucji za dezercję czy za unikanie walki poprzez samookaleczenia, co dosyć często miało miejsce. Są nawet drzwi z więzienia zapisane na gęsto przez żołnierzy trzymanych za kratami. Chodząc po kolejnych salach ekspozycji miałam wrażenie, że po latach znów sięgnęłam właśnie po „Pożegnanie z bronią”, gdzie autor w tak wspaniale reporterski sposób ukazał okrucieństwa wojny. I znów zapragnęłam sięgnąć po czytaną w czasach szkolnych lekturę. Niestety, po powrocie do Polski okazało się, że nie mogę jej kupić w żadnej księgarni. Nakład wyczerpany, a pozycja nie jest wznawiana od dobrych kilku lat. Naturalnie nabędę zapewne poszukiwany egzemplarz na Allegro, „a jednak mi żal” cytując ukochanego Bułata Okudżawę. Żal, że zalewa nas miernota, Empiki puchną w  szwach od publikacji, których okładki zdobią w większości zdjęcia pięknych, modnych i bogatych, krwiopijczych horrorów czy romansideł, przy których wykpiwana ongiś Mniszkówna to pisarski geniusz. Żal, że okraja się listę lektur z najcenniejszych pozycji… Ale to już rozważania na inny czas.

Zobacz również:

0 komentarze